Walka z nieuczciwymi tzw. receptomatami przypomina kontredans – trzy kroki do przodu, pięć do tyłu, rozstrzygnięcia nie widać. Ostatnia decyzja sądu cofa cały proces. Lekarka rekordzistka, która wypisywała ponad 800 e-recept na dobę, częściowo wraca do wykonywania zawodu. Zainteresowana odwołała się od zabezpieczenia, które w ogóle pozbawiało ją prawa do pracy jako lekarza; sąd uznał, że ma rację. W efekcie może pracować w swojej specjalizacji, nie może jednak wypisywać recept.
Litera prawa jest zapewne po jej stronie. Dobrze by jednak było, by ktoś stał po stronie poczucia sprawiedliwości. Środowisko lekarskie w nieoficjalnych rozmowach zapewnia, że chce się oczyścić. Na zapewnieniach się kończy.
Od wielu miesięcy opisujemy w DGP nadużycia w związku z e-receptami, które przepisywane są pacjentom bez ich zbadania. Podawaliśmy przykład pacjentki, która z powodu lekarzy wypisujących jej e-recepty popadła w nałóg. Poprzedni rząd próbował nałożyć limity, jednak bunt środowiska cofnął zmiany. Podobnie ze standardami teleporad, które wciąż nie są gotowe. Obecna minister zdrowia zapewnia, że resort już pracuje nad opracowaniem zasad, definicji np. tego, czym jest badanie przy teleporadzie. Pół roku to jak widać za mało, żeby je sfinalizować.
Ostatnie tygodnie to niepokojące zatrucia opioidami, w tym śmiertelnie niebezpiecznym fentanylem. Czy pozyskiwany jest przez pacjentów via receptomaty? Tego nie wie chyba nawet sama minister. Jak zapewniła, Centrum e-Zdrowia monitoruje wypisywanie leków opioidowych i psychotropowych, a raport trafia do niej codziennie. – Jeśli zauważymy jakieś niepokojące zjawiska, że np. od jednego lekarza recepty są realizowane w różnych miejscach w Polsce w ciągu jednego dnia, to znaczy, że to jest receptomat i należy się temu przyjrzeć – podkreśliła. Ale czy receptomatów nie należało pilnować wcześniej? Zrobić porządek z tym złotym biznesem, w którym firmy i zatrudnieni tam lekarze zarabiają krocie? Sytuacje takie jak ta z lekarką rekordzistką nie napawają optymizmem. ©℗