Resort zdrowia zaproponował, ile pacjenci mogą otrzymać za złe leczenie. Eksperci uważają, że świadczenia kompensacyjne nie zastąpią drogi sądowej.
Obowiązujący od września 2023 r. system no fault, dzięki któremu pacjent ma szybciej dochodzić roszczeń w przypadku „niepożądanych zdarzeń medycznych”, nie był w praktyce stosowany. Powodem jest brak rozporządzenia wykonawczego, określającego wartość świadczeń kompensacyjnych. Teraz pojawił się jednak długo oczekiwany projekt. Eksperci nie wróżą w związku z tym przełomu. Ich zdaniem system no fault nadal pozostanie nieskuteczny.
– Będzie to godna rozważenia propozycja tylko dla nielicznej grupy poszkodowanych i członków rodzin zmarłych pacjentów – mówi Jolanta Budzowska, radca prawny, reprezentująca poszkodowanych pacjentów.
Niskie odszkodowania
Eksperci wytykają nieścisłości projektu rozporządzenia ministra zdrowia w sprawie sposobu ustalania wysokości świadczenia kompensacyjnego z tytułu zakażenia biologicznym czynnikiem chorobotwórczym, uszkodzenia ciała lub rozstroju zdrowia albo śmierci pacjenta. Wskazują, że nie do końca jasne jest na przykład to, jak figurujący w tabeli „zawał serca” może być – odwołując się do definicji zdarzenia medycznego – efektem udzielenia bądź zaniechania udzielenia świadczenia zdrowotnego niezgodnie z aktualną wiedzą medyczną.
– Z mojego doświadczenia wynika, że pacjenci najczęściej zarzucają lekarzom błąd medyczny polegający na opóźnieniu w rozpoznaniu zawału serca i podjęciu odpowiedniego leczenia. Tymczasem z projektu rozporządzenia wynika, że wysokość świadczenia kompensacyjnego za zdarzenie medyczne będzie wynosiła 20 tys. zł, ale tylko wówczas, jeśli to zawał serca będzie tym stwierdzonym na skutek zdarzenia medycznego uszczerbkiem na zdrowiu – tłumaczy Jolanta Budzowska. Podaje też inny przykład uszczerbku na zdrowiu polegający na całkowitej utracie ręki, za co pacjent dostanie 35 tys. zł.
– Nie spotkałam się z sytuacją, aby pacjent na skutek udzielenia bądź zaniechania udzielenia świadczenia zdrowotnego niezgodnie z aktualną wiedzą medyczną stracił rękę. Sądzę, że może to być przypadek z rodzaju „raz na milion”. Za to bardzo częsta jest sytuacja, że dochodzi do błędu medycznego polegającego na nierozpoznaniu złamania ręki, nieprawidłowym leczeniu operacyjnym czy braku staranności w kontroli zrostu, czego konsekwencją są poważne ograniczenia w ruchomości kończyny górnej. Za to rozporządzenie przewiduje już jednak co najwyżej kilkutysięczne świadczenie – wyjaśnia Budzowska.
Ale to niejedyne, jej zdaniem, słabe strony projektu. Innym są kwoty odszkodowań, które przeszły tylko kosmetyczne zmiany względem poprzedniej wersji projektu. W nowym podwyższono kwotę świadczenia za zakażenie wirusem HIV z 60 na 70 tys. zł, czy w przypadku utraty macicy z 40 na 50 tys. zł. Wprowadzono pozycję „poronienie” i wyceniono ją na 25 tys. zł. Z drugiej strony, jak podkreśla Jolanta Budzowska, usunięto z treści w całości tabelę dotyczącą zakażenia pacjenta biologicznym czynnikiem chorobotwórczym, przenosząc kilka pozycji w inne miejsce i dość znacznie obniżając przy okazji np. świadczenie za zakażenie wirusem żółtaczki typu B i C z – odpowiednio – 60 tys. i 70 tys. do 45 tys. zł i 40 tys. zł, oraz likwidując możliwość uzyskania świadczenia kompensacyjnego za zachorowanie na COVID w wyniku zakażenia szpitalnego czy za zakażenie gronkowcem.
Można sumować
Choć, jak zauważa adw. Karolina Podsiadły-Gęsikowska z Kancelarii Podsiadły Powierża Prawnik Lekarza, kwoty odszkodowań mogą się sumować. I tak przykładowo za utratę ręki powyżej łokcia można otrzymać 55 tys. zł, do tego można doliczyć świadczenie za hospitalizację – załóżmy trwającą od 7 do 14 dni – 5 tys. zł, dalej 12 tys. zł za zabieg w znieczuleniu ogólnym. Poza tym przysługuje 20 tys. zł za niepełnosprawność w stopniu znacznym, a także 8 tys. zł za istotne ograniczenie możliwości pełnienia ról społecznych lub rodzinnych. Łącznie otrzymamy więc 100 tys. zł. Zauważa, że rozporządzenie wprowadza tylko odszkodowania. Nic nie mówi o rencie. Przypomina też, że jego kształt wynika też z ustawy o prawach pacjenta i Rzeczniku Praw Pacjenta (t.j. Dz.U. 2023 r. poz. 1545 ze zm.). To ona reguluje minimalne i maksymalne kwoty świadczenia kompensacyjnego, o które można się ubiegać.
– Mimo to w wytycznych branych pod uwagę w rozporządzeniu przy wyliczaniu świadczenia kompensacyjnego zabrakło podstawowego czynnika, jakim jest wiek pacjenta. Czy kwota ta w przypadku 26-latka będzie tak satysfakcjonująca jak w przypadku osoby 82-letniej? Odpowiedź nasuwa się sama – przyznaje i dodaje, że ponadto istotne jest przecież, czy jesteśmy prawo-, czy leworęczni. Rozporządzenie również nie rozróżnia tej kwestii. Bierze więc pod uwagę za mało współczynników rozróżniających sytuację osób wnioskujących o świadczenie. Tymczasem przy ustalaniu należnej kwoty zadośćuczynienia w przypadku doznania tzw. szkody na osobie należy się kierować zasadą indywidualizacji okoliczności określających rozmiar krzywdy w odniesieniu do konkretnej osoby poszkodowanego. Bierzemy zatem pod uwagę także płeć, styl życia, wykonywany zawód, hobby czy aktywność sportową.
– Być może te okoliczności kryją się pod pojęciem „Inne znaczące pogorszenie jakości życia” i zostały wycenione na kwotę 5 tys. zł. Ale tu nasuwają się kolejne wątpliwości grożące rażącą niesprawiedliwością w stosunku do pacjentów. Czy można bowiem postawić znak równości w zakresie „istotnego pogorszenia jakości życia” pomiędzy 26-latkiem, który uprawiał aktywnie sport, prowadził bogate życie towarzyskie i np. angażował się w akcje charytatywne, a osobą, która na co dzień wiodła życie pustelnika, stroniła od ludzi i od czasu przejścia na emeryturę wielką radość przynosiło jej jedynie i aż wędkowanie? – pyta adw. Karolina Podsiadły-Gęsikowska.
Wskazuje, że o ile w przypadku drobnych urazów czy też zakażeń biologicznym czynnikiem chorobotwórczym o mniejszym stopniu szkodliwości – w postępowaniu prowadzonym przez rzecznika praw pacjenta (RPP) – będziemy w stanie uzyskać satysfakcjonującą dla nas rekompensatę, o tyle w przypadku poważnych uszczerbków i zachorowań, aby uzyskać pełne, sprawiedliwe świadczenie, nadal trzeba będzie podejmować inne środki.
Wykluczeni krewni
Eksperci zwracają też uwagę, że projekt rozporządzenia wyklucza z kręgu mogących wnioskować o świadczenie w sytuacji śmierci pacjenta osoby bliskie, jak dziadkowie czy wnuki. Brakuje również rodzeństwa. Tymczasem doświadczenie pokazuje, że więzi pomiędzy np. małoletnim rodzeństwem czy też pomiędzy dziadkami a wnukami są bardzo silne i w przypadku straty którejś z tych osób pozostałe doznają dużej krzywdy.
– Sądy cywilne przyznają zadośćuczynienia niejednokrotnie całym rodzinom, które łącznie występują z pozwem o zapłatę. Dlatego też wykluczając dziadków, wnuków czy rodzeństwo z kręgu uprawnionych, możemy się spotkać z sytuacją, że rodzice, dzieci, małżonkowie zmarłych będą jednak wolały dochodzić swoich roszczeń nie przed rzecznikiem praw pacjenta, ale wspólnie z pozostałymi członkami rodziny czy też bliskimi w postępowaniu cywilnym – mówi adw. Karolina Podsiadły-Gęsikowska.
Według Jolanty Budzowskiej świadczenie kompensacyjne za zdarzenie medyczne może być atrakcyjne dla tych pacjentów, którzy nie potrzebują renty, długotrwałej rehabilitacji, stałego przyjmowania drogich leków, nie stracili źródła i możliwości dochodu – bo tego rodzaju rekompensata nie może być przyznana przez RPP.
– Kolejna grupa, dla której rekomendowałabym ścieżkę dochodzenia kompensacji za zdarzenie medyczne, to osoby, których roszczenie opiewa na kwotę niższą niż 100 tys. zł. Wówczas za niektóre uszczerbki na zdrowiu świadczenie od rzecznika może oscylować w zbliżonej stawce, choć trzeba przyznać, że w ostatnim czasie sądy zaczynają dostrzegać, że wartość pieniądza spadła, w efekcie rosną kwoty zasądzanych zadośćuczynień – zauważa i mówi, że również śmierć pacjenta to przypadek, kiedy warto będzie sięgnąć po pomoc rzecznika. Jak tłumaczy, powód jest prozaiczny: trudno jest wykazać w sądzie odpowiedzialność szpitala za zgon pacjenta, bo tu trzeba udowodnić związek przyczynowo-skutkowy. Może się okazać, że sąd się do tego nie przychyli, a tymczasem świadczenie kompensacyjne, w założeniu niewymagające udowodnienia winy personelu medycznego, wynosi 20–100 tys. zł dla każdej z uprawnionych osób najbliższych zmarłemu.
Prawnicy zwracają poza tym uwagę, że kwoty zasądzane przez sądy na rzecz pacjentów są wyższe, nawet trzy-, czterokrotnie. Możliwe jest uzyskanie nie tylko zadośćuczynienia, lecz także odszkodowanie lub renta. Proces sądowy trwa jednak średnio od dwóch do nawet pięciu czy sześciu lat. Obecnie np. w Warszawie na samo wyznaczenie terminu pierwszej rozprawy trzeba czasem czekać i trzy kwartały, a nierzadko i rok. Brakuje biegłych sądowych.
Fundusz Kompensacyjny Zdarzeń Medycznych pozwoli natomiast uzyskać odszkodowanie znacznie szybciej. Zdaniem Juliusza Krzyżanowskiego, adwokata w Baker McKenzie Krzyżowski i Wspólnicy, procedura uzyskiwania rekompensat z funduszu będzie miała więc swoich zwolenników.
– Oba rozwiązania mają swoje plusy i minusy, zatem to po stronie osób poszkodowanych lub ich rodzin będzie decyzja, czy wolą uzyskać potencjalnie wyższą kwotę w ramach, co do zasady, długotrwałego postępowania, czy też zdecydują się na niższą rekompensatę, która jednak najpewniej zostanie im wypłacona w dużo krótszym czasie. Ci ostatni muszą jednak pamiętać o tym, że przyjęcie świadczenia kompensacyjnego będzie równoznaczne ze zrzeczeniem się wszelkich innych roszczeń, jak również w drugą stronę – wniesienie do sądu sprawy o odszkodowanie lub zadośćuczynienie będzie wykluczać rozpatrzenie wniosku przez RPP – dodaje. ©℗
Podstawa prawna
Etap legislacyjny
Projekt skierowany do konsultacji