Ameryka ma kolejny wielki problem społeczny. To fentanyl. Tylko w 2022 r. z powodu przedawkowania tego leku przeciwbólowego o piorunująco silnym działaniu zmarło w USA 84 tys. osób. Dla porównania: fentanyl zabija rocznie prawie dwa razy więcej mieszkańców USA niż broń palna (46 tys.), wypadki drogowe (47 tys.) albo rak piersi (43 tys. zgonów). Jego ofiarami pada niemal trzy razy więcej osób, niż ginie z rąk morderców.

By zrozumieć przyczyny tej społecznej tragedii, badacze amerykańskiej narkopolityki zalecają cofnięcie się do drugiej połowy lat 90. XX w. To wtedy na amerykańskim rynku farmaceutycznym furorę zaczął robić oxycontin – opioidowy lek przeciwbólowy na receptę o bardzo silnym działaniu. Sam oksykodon, organiczny związek chemiczny będący pochodną kodeiny, był wprawdzie znany od 1916 r., gdy został po raz pierwszy zsyntetyzowany przez niemieckich farmaceutów. Ale dopiero pod koniec wieku amerykańska Big Pharma dostrzegła w nim prawdziwą żyłę złota. W 1995 r. oxycontin został dopuszczony do użytku. Jeden z wysokich urzędników federalnego regulatora rynku leków mówił później, że to był największy błąd w jego życiu. Ale było już za późno. Mody na „rekreacyjne zażywanie opioidów” nic już nie mogło zatrzymać.

Około 2010 r. amerykańskie media uderzyły na alarm. Powodem było 11 tys. zgonów z powodu przedawkowania opioidów. Politycy i regulatorzy zaczęli reagować. Mocne ograniczenia w dostępności leków przeciwbólowych wywołały dwie reakcje. Krótko- i długofalową. Najpierw odcięcie konsumentów od oksykodonu wywołało powrót popytu na heroinę, zdławiony – jak się zdawało – w latach 80. i 90. Jednak wkrótce do gry weszła nowa „gwiazda”. To właśnie fentanyl, znajdujący zastosowanie w leczeniu wyjątkowo silnego i przewlekłego bólu. Fentanyl to opioid o diabelnie skutecznym działaniu. 100 razy mocniejszy od morfiny i 50-krotnie silniejszy od heroiny. A na dodatek podobnie uzależniający fizycznie i psychicznie. W latach 2012–2022 jego użycie wystrzeliło, a wraz z nim liczba zgonów z przedawkowania, która urosła w tym okresie 30-krotnie.

Ameryka jest daleka nawet od udawania, że sytuacja jest pod kontrolą. Oficjalna produkcja fentanylu w USA jest oczywiście pod ścisłym nadzorem. Nie zmienia to jednak tego, że kwitnie proceder pozyskiwania go z zagranicy. Niedawno ekonomiści Timothy Moore (Uniwersytet Purdue), William Olney (Williams College) i Benjamin Hansen (Uniwersytet Oregoński) opublikowali pracę na temat handlu owym opioidem. Obala ona kilka mitów. Po pierwsze, nieprawdą jest, jakoby fentanyl trafiał do Ameryki tradycyjnymi szlakami, którymi od dekad szmugluje się inne narkotyki. W efekcie federalne służby wyspecjalizowane w walce z tym procederem tracą czas, próbując udaremnić wwożenie specyfiku z kierunków meksykańskiego czy (nowy trend) chińskiego. Ekonomiczna analiza rynków zbytu (tych miejsc, gdzie następuje najwięcej śmierci z przedawkowania) wskazuje raczej na to, że narkotyk dostaje się do Ameryki innymi drogami. Na przykład z kierunku europejskiego i jest – to hipoteza ekonomistów – związany z zupełnie legalnym importem farmaceutyków z UE.

Drugi mit, z którym rozprawiają się Moore, Olney i Hansen, to przekonanie, jakoby śmierci z powodu przedawkowania fentanylem dało się zdefiniować w kategoriach społecznych – jako problem powiązany z biedą, brakiem perspektyw i innymi formami wykluczenia. Fentanyl zdaje się dalece bardziej demokratyczny niż np. heroina (narkotyk zbierający żniwo raczej wśród biedniejszych) albo kokaina (droga, więc zażywana przez bogatszych). Opioid uzależnia i zabija niezależnie od pozycji społecznej i poziomu zamożności. Co czyni zwalczenie tej plagi jeszcze trudniejszym wyzwaniem. ©Ⓟ