Świat przygląda się reakcji rządów na pandemię. W Wielkiej Brytanii zaczęło się publiczne dochodzenie, we Francji toczą się postępowania karne, a Chiny wymazują pamięć o lockdownach.
Wolność słowa, narażenie życia, korupcja – to niektóre z wątków, które pojawiają się podczas globalnych rozrachunków. Choć pandemia się skończyła, temat pozostaje żywy i wciąż ma duże znaczenie polityczne.
W Polsce Najwyższa Izba Kontroli skrytykowała rząd za brak odpowiedniej reakcji na COVID-19 i złożyła zawiadomienia do prokuratury na poszczególnych ministrów. Nie jesteśmy jedyni. Z największym rozmachem zabrała się do tematu Wielka Brytania. Właśnie zaczyna się tam kolejny etap publicznego dochodzenia w sprawie działań rządu. Ogłosił je już w 2021 r. ówczesny premier Boris Johnson, tłumacząc, że „wobec takiej tragedii państwo ma obowiązek zbadać swoje działania tak rygorystycznie i szczerze, jak to możliwe”, by wyciągnąć wnioski na przyszłość.
Dochodzenie jest podzielone na różne obszary. Dotyczą one gotowości państwa na pandemię, procesów decyzyjnych, a także wpływu pandemii na system zdrowotny czy sytuację młodzieży. Pierwsze przesłuchania ruszyły w czerwcu. Te dotyczące polityków są planowane na październik.
Postępowanie ma trwać do 2026 r., ale cząstkowe sprawozdania będą na bieżąco publikowane na specjalnej stronie poświęconej całemu procesowi. Rząd przygotowywał się do sprawy, zatrudniając kancelarie prawne. Szybko zaczęły pojawiać się zgrzyty. Sam Johnson, pomimo że zapowiedział dochodzenie, nie chciał przekazać swojej korespondencji z Whats Appa, którą prowadził w trakcie pandemii. Sąd zdecydował, że musi przekazać całość – i to osoby prowadzące dochodzenie zdecydują, co jest istotne. Na to Johnson stwierdził, że nie pamięta hasła do swojego konta (ostatecznie pamięć mu wróciła). W dotychczasowych sesjach dochodzenie wykazało, że Wielkiej Brytanii brakowało zasobów, aby zareagować na pandemię, a rząd starał się raczej usuwać skutki, niż przeciwdziałać rozpowszechnianiu się wirusa.
Postępowania toczą się także we Francji. Tamtejszy Trybunał Sprawiedliwości Republiki, który bada postępowanie ministrów oskarżonych o przestępstwa kryminalne, otrzymał tysiące publicznych skarg dotyczących zaniedbań rządu. Postępowania dotyczą byłej minister zdrowia Agnès Buzyn, która podała się dymisji w lutym 2020 r. pod naporem oskarżeń, że naraziła życie ludzi, nie informując odpowiednio wcześnie o zagrożeniach związanych z koronawirusem. Sama w wywiadach podkreślała, że jej ostrzeżenia były ignorowane zarówno przez prezydenta Francji Emmanuela Macrona, jak i ówczesnego szefa rządu Édouarda Philippe’a. Działania jej następcy Oliviera Vérana i premiera Philippe’a też są objęte dochodzeniem. Dotyczy ono m.in. drastycznego spadku zapasów masek u progu pandemii, braku zalecenia noszenia masek na początku pandemii, przeprowadzenia wyborów samorządowych w marcu 2020 r., niewdrożenia środków określonych we wcześniej istniejących planach pandemicznych. Oprócz postępowania karnego we Francji przeprowadzono też śledztwo parlamentarne, które wykazało liczne niedociągnięcia.
Spory o reakcję państwa na zagrożenie wirusem SARS-CoV-2 toczą się też w Niemczech. Tamtejsi parlamentarzyści w zeszłym miesiącu zdecydowaną większością głosów odrzucili żądanie Alternatywy dla Niemiec dotyczące powołania komisji do zbadania działań rządu federalnego. Skrajna prawica oskarża władze o naruszanie podstawowych praw obywateli i nieuprawnioną ingerencję w życie gospodarcze. W Bawarii toczy się zaś postępowanie w sprawie korupcji w związku z zarzutami, że niektórzy konserwatywni politycy regionalni zarobili na prowizjach od kontraktów na maseczki zawartych przez rząd w Monachium podczas pierwszej fali pandemii. O przypadkach korupcji wykraczającej poza przypadki maseczek niemieckie media informowały już w 2021 r.
Z kolei w Stanach Zjednoczonych trwa batalia prawna na temat tego, czy administracja prezydenta Joego Bidena przekroczyła uprawnienia w zakresie wolności słowa. W szczycie pandemii Biden przekonywał, że zezwalając na dezinformację, serwisy społecznościowe – w tym Facebook – „zabijają ludzi”. W efekcie na Twitterze czy Facebooku przy wpisach zaczęły się pojawiać adnotacje o potencjalnej manipulacji. W lipcu nominowany jeszcze przez prezydenta Donalda Trumpa sędzia federalny Terry Doughty zablokował urzędnikom administracji prezydenta Bidena możliwość kontaktowania się z właścicielami platform społecznościowych w sprawie moderowania treści. Ale już w ubiegłym tygodniu inny sędzia tymczasowo, do 22 września, wstrzymał lipcową decyzję. Jak zakończy się sprawa, nie wiadomo, ale jej ostateczny wynik prawdopodobnie ustali granice, w ramach których rząd USA może współpracować z platformami społecznościowymi podczas poważnych kryzysów. Jeśli spór zakończy się pomyślnie dla republikanów, może wzmocnić pozycję ugrupowania przed przyszłorocznymi wyborami prezydenckimi.
Inaczej sytuacja wygląda w Chinach. Zamiast wyciągania wniosków z własnych działań władze oczyszczają historię z niewygodnych wątków w podobny sposób, jak robiły to po masakrze na placu Tian’anmen. Pekin ukrywa dane na temat wpływu pandemii na życie społeczne i cenzuruje tych, którzy z narracją władz odważą się nie zgodzić. Oficjalnie ChRL poradziła sobie z wyzwaniem bez zarzutu. Z internetu znikają więc prowadzone w serwisach społecznościowych dyskusje na temat długoterminowych psychologicznych skutków rządowej polityki „zero-COVID”, która wywróciła życie Chińczyków do góry nogami i zamknęła Chiny przed światem zewnętrznym na niemal trzy lata. Pekin porzucił kontrowersyjną politykę pod koniec 2022 r. po tym, jak w kraju wybuchły rzadkie protesty przeciwko strategii rządu. Z sieci zniknęło też rozpowszechniane przez mieszkańców Szanghaju nagranie upamiętniające początek zamknięcia miasta w marcu 2022 r. A pytań wciąż jest więcej niż odpowiedzi. Nie wiadomo dotychczas nawet, ilu Chińczyków zmarło. Zniknęły też publikowane przez poszczególne prowincje raporty dotyczące liczby skremowanych ciał. ©℗