Do tego, że publiczne szpitale znajdują się w trudnej sytuacji finansowej, przywykliśmy. W dostępnych raportach – czy to Najwyższej Izby Kontroli, czy prywatnych podmiotów – nikt się nie zastanawia, czy tak jest, lecz jaka jest skala zjawiska.
Do tego, że publiczne szpitale znajdują się w trudnej sytuacji finansowej, przywykliśmy. W dostępnych raportach – czy to Najwyższej Izby Kontroli, czy prywatnych podmiotów – nikt się nie zastanawia, czy tak jest, lecz jaka jest skala zjawiska.
Tyle że na ogół zapomina się o tych, którzy są najbardziej pokrzywdzeni: o dostawcach towarów i usług do samodzielnych publicznych zakładów opieki zdrowotnej (SPZOZ). Jeśli bowiem szpital znajduje się w tarapatach finansowych, w pierwszej kolejności dba o to, by wypłacić wynagrodzenia swym pracownikom. Zapłata dostawcom – nawet wynikająca z zawartej umowy – jest na szarym końcu.
Co ważne, teoretycznie istnieje możliwość, by na problemach SP ZOZ nie cierpieli przedsiębiorcy. Jest to cesja wierzytelności. Polega ona w największym uproszczeniu na tym, że dostawca zawiera z bankiem lub firmą faktoringową umowę, otrzymuje pieniądze, a ze szpitalem rozlicza się już instytucja finansowa.
Jest jednak pewien szkopuł: taka zmiana wierzyciela wymaga zgody podmiotu tworzącego szpital, czyli najczęściej samorządu lokalnego. Wymóg ten wynika wprost z przepisów. I tu zaskoczenie: samorządowcy są wyjątkowo niechętni do wyrażania takich zgód. Powód? Wolą mieć za wierzyciela dostawcę niż bank. Po pierwsze, przedsiębiorca dostarczający towar lub usługi nie jest na ogół agresywnym wierzycielem, bo zależy mu na zawarciu kolejnych umów ze szpitalem. Po drugie zaś: instytucje finansowe są znacznie skuteczniejsze w windykacji niż podmioty w tym niewyspecjalizowane.
W efekcie mamy do czynienia z patologiczną sytuacją: władza lokalna nie panuje nad budżetem, na czym cierpią dostawcy. Mogłaby im pomóc, zgadzając się na cesję wierzytelności, lecz tego nie robi z uwagi na własny interes. I tu pojawia się pytanie: czy przepis obligujący do uzyskania zgody dłużnika na przekazanie roszczenia przez wierzyciela osobie trzeciej jest zasadny.
Eksperci są co do tego skrajnie podzieleni. Część uważa, że taka regulacja w oczywisty sposób osłabia pozycję dostawców w relacjach z zamawiającymi usługi, a przecież zgodnie z prawem obie strony umowy są sobie równe. Inni z kolei podkreślają, że taki wymóg akurat w odniesieniu do długów szpitali jest uzasadniony dbałością o ochronę zdrowia i życia. Jeszcze inni zaznaczają, że to nie w przepisie jest problem, lecz w jego stosowaniu. I to przez wszystkich. Bo wymóg uzyskania zgody podmiotu tworzącego ma mieć jeszcze jeden cel. Otóż może stać się elementem negocjacji pomiędzy stronami co do redukcji wysokości zobowiązania. Z innej jednak strony: jeśli dwóch kontrahentów się na coś umawia, jeden z nich nie powinien szukać sposobów na zmuszenie drugiego do rezygnacji z części obiecanych mu pieniędzy.
Jak widać, problemów związanych z odzyskiwaniem długów od szpitali jest bardzo wiele. I warto im się przyjrzeć, bo łatwiej będzie znaleźć rozwiązanie tego problemu, niż wymyślić sposób, jak publiczne placówki w Polsce oddłużyć.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama