To, że z Polski wyjeżdżają niemal wyłącznie młodzi medycy, to mit. Naczelna Izba Lekarska podała nowe zestawienie, z którego wynika, że wciąż tracimy specjalistów z dużym doświadczeniem. A głównym powodem migracji wcale nie są zarobki.
/>
Spośród osób pobierających poświadczenie kwalifikacji, umożliwiające lekarzom pracę w krajach Unii, niemal jedną trzecią stanowią 30–40-latkowie, a ponad jedną piątą osoby w wieku 40–50 lat. Izba opracowała te dane teraz nie bez przyczyny. To reakcja na wystąpienie rzecznik praw pacjenta z grudnia 2015 r. Krystyna Kozłowska w liście do ministra zdrowia zaproponowała miesiąc temu powiązanie finansowania rezydentury dla medyków z obowiązkiem pracy w Polsce, a dokładniej w systemie ubezpieczeń zdrowotnych, czyli na kontrakcie z NFZ.
– Na pewno nie jest to remedium na emigrację – podkreśla Maciej Hamankiewicz, prezes Naczelnej Rady Lekarskiej. Zwraca uwagę, że obecnie nie płace są głównym powodem wyjazdów. Pracownikom medycznym coraz bardziej doskwiera nadmierna biurokracja i przekraczanie dopuszczalnego czasu pracy.
Z kolei niezależni eksperci zwracają uwagę na inny aspekt wystąpienia Krystyny Kozłowskiej – rozgraniczanie prywatnej i publicznej ochrony zdrowia. – Dziwię się propozycji RPP, ponieważ problemem nie jest też to, że młodzi lekarze idą pracować do prywatnej służby zdrowia. Wręcz przeciwnie, własne praktyki i miejsca pracy w prywatnych przychodniach i szpitalach mają ci z dużym doświadczeniem o ugruntowanej pozycji, za leczenie u których pacjenci są gotowi zapłacić z własnej kieszeni – mówi Jerzy Gryglewicz z Uczelni Łazarskiego.
Tymczasem wszystko wskazuje na to, że rok 2015 będzie drugim z kolei rokiem, gdy liczba lekarzy i stomatologów pobierających dokumenty do pracy za granicą przekroczy tysiąc. A przyjeżdżać do nas z innych państw nie chcą. Powód? Praca medyków w Polsce jest ciężka i wynagradzana słabo, a język trudny. Dlatego w połowie 2015 r. zawód lekarza i dentysty w naszym kraju wykonywało jedynie 1,3 tys. obcokrajowców.
Mało leczy, wielu potrzebuje
Co trzeba więc zmienić? Zdaniem ekspertów przede wszystkim należy zwiększyć nabór na studia medyczne. Nawet go podwoić. – W ostatnich latach sytuacja się nieco poprawia, powstało kilka nowych uniwersytetów medycznych, m.in. w województwach lubuskim, warmińsko-mazurskim, podkarpackim. Powstają też szkoły niepubliczne – zwraca uwagę Jerzy Gryglewicz. I takie plany, ale rozłożone w czasie, ma ministerstwo. W tym roku limit przyjęć na studia ma wzrosnąć o jedną piątą. I bynajmniej nie dla obcokrajowców, których czesnym uczelnie reperują budżet.
Trzeba też poprawiać warunki pracy i płacy. Tu też minister składa zapowiedzi, ale mniej konkretne. Są i dodatkowe pomysły. – W wielu krajach działają specjalne kredyty, np. młody lekarz dostaje preferencyjną pożyczkę na urządzenie się po studiach, ale musi zobowiązać się do pracy w kraju – mówi Gryglewicz.
Zwłaszcza że osoby po studiach medycznych zarabiają mało – przez 13 miesięcy na stażu po 2007 zł miesięcznie brutto. A więc mniej niż tzw. menedżer fastfoodów.
Starzeją się szybciej od pacjentów
Zmiany wymusza na nas też demografia. Pod względem liczby lekarzy na 1000 mieszkańców Polska zajmuje 30. miejsce na 34 kraje OECD. Mamy ich 2,2, gdy średnia to ok. 3,5. Już teraz taka liczba ledwo starcza, a wraz ze starzeniem się społeczeństwa, potrzeby medyczne rosną. Szkopuł w tym, że lekarze starzeją się jeszcze szybciej niż przedstawiciele innych zawodów – z powodu migracji i polityki kadrowej. Teraz medyk ma średnio ok. 50 lat, a specjalista ok. 55 lat. Najstarsi, np. medycyny lotniczej, mają średnio 67 lat, a diagności laboratoryjni 63 lata. Do sześćdziesiątki zbliżają się także reumatolodzy, otolaryngolodzy i gastroenterolodzy dziecięcy.