Z opóźnieniami, ale udało się opublikować pierwsze mapy potrzeb zdrowotnych, które mają wskazać, gdzie kierować pieniądze, by pacjenci byli leczeni szybciej i skuteczniej. Niestety, eksperci twierdzą, że mapy w obecnym kształcie niewiele zmienią. Tworząc je, posłużono się niepewnymi danymi.
Na razie gotowe są mapy potrzeb onkologicznych i kardiologicznych, które Ministerstwo Zdrowia przygotowało w ramach projektów finansowanych z UE. Kolejne – obejmujące wszystkie dziedziny medyczne – mają być w kwietniu. Wówczas każda duża inwestycja w służbie zdrowia (powyżej 3 mln zł w szpitalach i 2 mln zł w specjalistyce ambulatoryjnej) ma być oceniana przez wojewodę pod kątem celowości na podstawie tych dokumentów. Pozytywna ocena znacznie zwiększy szanse placówki na kontrakt z NFZ.
Tylko pod zakupy
– Po przejrzeniu dwóch gotowych map mamy wrażenie, że to nie są mapy potrzeb zdrowotnych pacjentów, lecz potrzeb szpitali. Mapy w kardiologii pokazują przede wszystkim nadmiar łóżek na oddziałach kardiochirurgii, a w onkologii wskazują na potrzeby zakupów drogiego sprzętu do radioterapii, choć ani tu, ani tam nie ma kolejek – wskazuje Ewa Borek, prezes Fundacji MY Pacjenci. Jej zdaniem resort, tworząc mapy, powinien skoncentrować się na obszarach, gdzie są problemy z dostępem do świadczeń.
Dodaje, że chorzy w pierwszej kolejności mają kłopoty z dostaniem się do specjalistów. A do tej kwestii mapy się nie odnoszą. – Na świecie opieka nad pacjentami przekierowywana jest ze szpitali do tańszej opieki ambulatoryjnej i POZ, tymczasem mapy zostały przygotowane tak, że przez najbliższe 15 lat będziemy się leczyć głównie w szpitalach – dodaje.
Wiele uwag mają także wojewodowie. Na przykład w województwie opolskim w mapie potrzeb onkologicznych zabrakło powiatu kłodzkiego, co wpłynęło na statystyki całego regionu. Z kolei w regionalnej mapie potrzeb kardiologicznych nie uwzględniono ważnych ośrodków medycznych.
– Wokół map potrzeb zdrowotnych narosło bardzo wiele oczekiwań, więc nic dziwnego, że nie wszyscy są usatysfakcjonowani – stwierdza Adam Kozierkiewicz, ekspert zarządzania w ochronie zdrowia. Ale przyznaje, że także jego zdaniem jakość dokumentów budzi wątpliwości.
– W mapach liczba osób z niewydolnością serca szacowana jest w Polsce na 270 tys. Zajmowałem się tym tematem i według mnie takich osób jest ok. 800 tys. Możliwe, że uwzględniono tylko te, które są leczone szpitalnie – zastanawia się ekspert.
Wyciągnijmy wnioski
Eksperci uważają, że dobrze, że mapy powstały, ale to dopiero początek drogi.
– Zebrano wiele informacji, włożono dużo pracy, ale teraz potrzebna jest publiczna debata i wyciągnięcie wniosków – podnosi Kozierkiewicz.
– Mapy powinny być jedną z podstaw planowanych działań w systemie ochrony zdrowia, tymczasem te już przygotowane są rozwiązaniem doraźnym, które będzie wymagać jeszcze wiele zmian i pracy – wtóruje prof. Andrzej Fal z Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego PZH. Zwraca uwagę, że na jakość przedstawionych dokumentów wpływ miał pośpiech – Polska zadeklarowała, że mapy będą gotowe przed uruchomieniem funduszy z nowej unijnej perspektywy finansowej. – Do tego, by przygotować mapy, na których można opierać politykę zdrowotną, potrzebujemy dobrych danych wyjściowych z przynajmniej 2, 3 lat – stwierdza prof. Fal. Tymczasem wykorzystywano głównie informacje udostępnione przez NFZ, a ten z kolei pozyskał je od placówek medycznych rozliczających świadczenia. – Mogą być one nakierowane na najlepiej płatne procedury, a więc zaciemniać faktyczny obraz epidemiologiczny – ostrzega.
Kolejna kwestia to weryfikacja, czy dane i metodyka są właściwe. Tu też pojawiają się wątpliwości i potrzeba czasu na sprawdzenie. Od 2018 r. ustawowo przygotowywaniem map zajmie się NIZP-PZH wraz z wojewodami. – Mamy do tego narzędzia i przygotujemy docelowe mapy – zapewnia prof. Fal.