W szpitalach jest nerwowo. Wyższe pensje miały być od września. Nie dość, że będą z opóźnieniem, to na razie niższe niż obiecane
Jak jest wynagradzany średni personel / Dziennik Gazeta Prawna
Minister zdrowia podpisał 14 października nowelę rozporządzenia w sprawie podwyżek dla pielęgniarek i położnych. Zgodnie z nią ich pensje od września 2015 r. i przez trzy kolejne lata mają wzrastać co roku średnio o 400 zł (w sumie do 2019 r. o 1600 zł brutto). Gwarancje podwyżek otrzymały też pracownice przychodni lekarzy rodzinnych, pierwotnie nimi nieobjęte. Marian Zembala spełnia w ten sposób obietnicę daną pielęgniarkom podczas manifestacji z 10 września.
– „Dokument kończy 10-letnią batalię o poprawę pozycji pielęgniarki i położnej w naszym kraju” – napisał minister w liście zamieszczonym na stronie resortu.
Czekanie na zmianę
Nowy akt prawny nie wszedł jednak jeszcze w życie. Zacznie obowiązywać, gdy zostanie opublikowany. Cały czas obowiązuje więc rozporządzenie ministra w sprawie podwyżek z 8 września 2015 r. (Dz.U. poz. 1400). A ta regulacja przyznaje pielęgniarkom wzrost wynagrodzeń średnio o 300 zł brutto (czyli około 175 zł netto). I to o tę kwotę NFZ na razie zwiększa umowy świadczeniodawcom, którzy zgłosili pielęgniarki i położne do podwyżek. Na dodatek akt ten pomija chociażby te pracujące w POZ.
– Działamy zgodnie z obowiązującym aktem prawnym. Gdy nowelizacja zostanie opublikowana, na tej podstawie powstanie zarządzenie prezesa NFZ, które dołoży świadczeniodawcom jeszcze 100 zł. Wówczas wyślemy im kolejny aneks – zapowiada Sylwia Wydrzyk-Bularz, rzeczniczka centrali NFZ.
A to oznacza, że dyrektorzy, którzy już zasiedli do negocjacji z pielęgniarskim związkiem zawodowym, mogą rozmawiać tylko o sposobie podziału pieniędzy przyznanych rozporządzeniem z 8 września. Przy czym na osiągnięcie porozumienia mają 14 dni od otrzymania zmienionych umów. Te NFZ zaczął rozsyłać w niektórych województwach już tydzień temu. – Nas obowiązuje prawo. O dodatkowych 100 zł będę mogła rozmawiać, gdy NFZ prześle nam nowe aneksy – ucina rozmowę Małgorzata Majer, dyrektor Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego im . Biegańskiego w Łodzi. Tak samo jest w innych województwach.
– Nowe rozporządzenie jeszcze nie obowiązuje. Działamy na podstawie starego – informuje Kamila Wiecińska, rzeczniczka szpitala im. Biziela w Bydgoszczy.
Tymczasem zapowiedzi wyższej podwyżki obudziły apetyty pielęgniarek. Oczekują one 400 zł brutto (czyli około 230–250 zł na rękę), i to już od września i nie w formie dodatku, lecz stawki wliczonej do podstawy wynagrodzenia.
Efekt jest taki, że atmosfera podczas trwających już w szpitalach negocjacji jest nerwowa. – Sposób wprowadzenia podwyżek jest skandaliczny. Chciałabym, żeby osoby decydujące o ich trybie pojechały do zakładów i zobaczyły, co się tam dzieje – mówi Urszula Michalska, przewodnicząca Federacji Związków Zawodowych Pracowników Ochrony Zdrowia. Dodaje, że rozporządzenia spowodowały ogromny zamęt i skłóciły pracowników.
Niektóre placówki jednak zwlekają z negocjacjami ze względu na nowelizację rozporządzenia. Ale są już też takie, które już podpisały porozumienia z pielęgniarkami. W tej grupie jest m.in. Centrum Attis. – Obawiam się, że na świadczeniodawców została zastawiona pułapka ofsajdowa. Nie ma nowelizacji rozporządzenia, a cały czas biegną terminy wynikające z pierwszej jego wersji. Kto będzie czekał, przeoczy termin i nie dostanie nic, a NFZ trochę zaoszczędzi – ostrzega Wiktor Masłowski, prezes Centrum Attis.
Nieznane skutki
Nie tylko tryb wprowadzania podwyżek dla pielęgniarek niepokoi placówki medyczne. – Nie wiadomo, jakie będą skutki finansowe dla naszych zakładów – mówi Bożena Osińska, dyrektor SPZOZ w nowej Soli. Podaje przykład: podwyżki są przyznawane konkretnym zgłoszonym do NFZ pracownicom. Część z nich będzie przechodzić na emeryturę, na ich miejsce trzeba będzie zatrudnić inne osoby. Tyle że szpital nie dostanie na nie dodatkowych pieniędzy. Będzie musiał zatrudnić je na starych warunkach finansowych, a jeśli ich nie będą chciały przyjąć, zapłacić nadwyżkę z własnych środków.
Świadczeniodawcy boją się także powtórzenia sytuacji z 2001 i 2006 r. Przyjęte wówczas ustawy tzw. 203 zł i wedlowska (obie zakładały podwyżki dla pielęgniarek) zaowocowały mnóstwem procesów sądowych, gdyż przepisy tworzone w celu wywiązania się z obietnic politycznych okazały się nieprecyzyjne. Niestety, wszystko wskazuje na to, że tak samo będzie i tym razem. Pielęgniarki pod koniec września wynegocjowały bowiem, że podwyżka o 400 zł powinna objąć także dodatek za pracę w porze nocnej i za pracę w niedzielę i święta wraz ze składkami na ubezpieczenia społeczne i Fundusz Pracy. – Są duże wątpliwości, czy ZUS od wynagrodzeń płacony przez pracodawcę może być pokryty ze środków na podwyżki. Zgodnie z ustawą o systemie ubezpieczeń społecznych jest to wydatek pracodawcy, a nie element wynagrodzenia pracownika. Tymczasem Sąd Najwyższy na gruncie ustawy wedlowskiej wypowiedział się swego czasu, iż środki na podwyżki ustawowe powinny rekompensować wszystkie zwiększone koszty pracy. Nie wiadomo, jak sądy podejdą do tego zagadnienia tym razem – wyjaśnia Iwona Kaczorowska-Kossowska, radca prawny z Kancelarii Prawa Medycznego i Farmaceutycznego. Dodaje, że wątpliwa jest zresztą sama podstawa prawna, na podstawie której pielęgniarki otrzymają podwyżki. Jest nią bowiem art. 137 ust. 2 ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych (t.j. Dz.U. z 2015 r. poz. 581 ze zm.).
– Konia z rzędem temu, kto doczyta się tam prawa do kreowania zasad współpracy, w tym stawek wysokości wynagrodzenia, pomiędzy pracodawcą a pracownikiem. Nie wiadomo więc, czy pielęgniarki w ogóle mają roszczenie o wypłatę zwiększonego wynagrodzenia w przypadku, gdy pracodawca w ogóle by o nie wystąpił – zauważa Iwona Kaczorowska-Kossowska.
Pytanie jest tym bardziej zasadne, że część świadczeniodawców nie zgłosiła pielęgniarek do podwyżek w terminie przewidzianym przez pierwsze rozporządzenie, tj. do 29 września. Minister zdrowia zapewnia, że będą mogli przesłać wykazy do końca roku. Podstawą prawną do tego jest jednak tylko jego komunikat. Tymczasem nie wiadomo, czy NFZ będzie chciał respektować stanowisko ministra zdrowia w tej sprawie. Nasze pytanie do funduszu w tej sprawie pozostało bez odpowiedzi.
Rok 2015 pogorszy sytuację finansową szpitali
74 proc. szpitali traci na procedurach szpitalnych finansowanych przez NFZ. Przy czym straty w ubiegłym roku przyniosło tylko 40 proc. placówek – to wyniki analizy Magellana, w której wzięto pod lupę finanse szpitali publicznych w Polsce.
Choć sytuacja placówek medycznych w 2014 r. była w miarę stabilna, to ich rentowność w porównaniu z 2013 r. spadła. Najlepiej sobie radziły szpitale kliniczne akademii medycznych, najgorzej placówki powiatowe. Widać również różnice w podziale na województwa. Najbardziej zadłużone są placówki w województwach warmińsko-mazurskim, podlaskim i podkarpackim. Natomiast najlepszą sytuację mają szpitale z województw: lubuskiego, opolskiego, śląskiego, wielkopolskiego oraz zachodniopomorskiego (gdyby miały jeden budżet, to osiągnęłyby zysk – rok wcześniej wskaźnik ten był dodatni dla 8 regionów). Eksperci wskazują, że w 2013 r., kiedy na przekształcenia szpitali ministerstwo dodało 600 mln zł do systemu, spadły zobowiązania ogólne placówek. Niestety ich sytuacja znacznie pogorszy się w 2015 r., a to głównie za sprawą pakietu onkologicznego. Z wyliczeń szpitali wynika, że ich przychody z tego tytułu mogły spaść nawet o 30 proc. Powód? Choć zniesiono limity na leczenie chorych onkologicznie, jednocześnie zmniejszono wycenę niektórych świadczeń. Kolejne przyczyny rosnących kłopotów to podwyżki pensji dla załogi, a także utrzymanie budynków – z opracowania Uczelni Łazarskiego wynika, że średni wiek obiektów szpitalnych to blisko 50 lat. Według wyliczeń Magellana szpitale nie generowałyby strat, gdyby budżet państwa do systemu dołożył jeszcze 1,6 mld zł rocznie. Jednak wtedy składka zdrowotna musiałaby wzrosnąć do 9,25 proc.