Sebastian Goncerz: Dopóki MZ nie wycofa się z ogłoszonego limitu, pełnego dialogu ze środowiskiem nie będzie.

ikona lupy />
Sebastian Goncerz, przewodniczący Porozumienia Rezydentów OZZL, współautor apelu skierowanego do resortu zdrowia / Materiały prasowe / fot. mat. prasowe

Od 3 lipca obowiązują limity na wystawianie e-recept. Lekarz w ciągu 10 godzin pracy może przyjąć maksymalnie 80 pacjentów, którym przepisze maksymalnie 300 recept. 12 lipca minister zdrowia zdecydował, że nie będzie to dotyczyło recept na leki refundowane. To dobre rozwiązanie?

W naszej opinii – karygodne. Przede wszystkim nie ma aktu prawnego, zmiany w ustawie, rozporządzenia, niczego, co by definiowało ten stan. Są natomiast tweety, konferencje ministra. Chcę podkreślić, że naszą pracę warunkuje ustawa o zawodzie lekarza i bez zmian w niej nie ma mowy o akceptacji jakichkolwiek zmian. Ponadto w naszej opinii limit w znikomy sposób zlikwiduje nieetyczny i potencjalnie niebezpieczny dla pacjenta handel e-receptami. MZ chce walczyć z sytuacjami, kiedy przepisanie recepty odbywa się bez badania, rozmowy z pacjentem, tylko automatycznie, na podstawie ankiety, z wykorzystaniem prawa do wykonywania zawodu. Tymczasem z Naczelnej Izby Lekarskiej wiemy, że wśród sytuacji zgłoszonych przez MZ przynajmniej jedna dotyczyła osoby, której wykradziono numer prawa wykonywania zawodu.

Wiadomo również o grupie lekarzy, którzy wystawiają takie recepty w ilościach hurtowych, w imponującym tempie, które wyklucza badanie.

To prawda, są lekarze, którzy nadużywają uprawnień. Automaty do recept to szerokie zjawisko. Nieetyczne, mało bezpieczne nie tylko dla pacjentów, lecz także samych medyków. Wprowadzenie limitu nie rozwiązuje jednak problemu.

Mamy stanowisko MZ, z którego wynika, że dotąd zablokowano możliwość wypisania recept ponad limit 372 lekarzom. Próby pochodziły od osób związanych z portalami pośredniczącymi w wystawianiu zdalnych recept. MZ podkreśla też, że nie ma ryzyka dla działania POZ.

Wysłaliśmy wniosek do MZ o udostępnienie informacji publicznej, na jakiej podstawie stawiają tezę, że proceder został ograniczony, w tym – że nie ma zagrożenia dla POZ. Ja uważam, że problem nie zniknął. Odwrotnie – dostaliśmy wiele sygnałów właśnie od lekarzy POZ, którzy w trakcie wizyty pacjenta dowiedzieli się o limitach, próbując wystawić receptę. Z kolei firmy pośredniczące w wystawianiu zdalnie recept znalazły obejście, zatrudniając więcej lekarzy, i tak rozwiązały problem blokad. Z moich informacji wynika, że nie zmienił się zasięg działania tych portali.

Do pracy w portalach zgłosiło się więcej lekarzy?

Tak może być, bo to oferta kusząca. Wygodna, opłacalna finansowo. Podkreślę: dyskusja nie dotyczy tego, czy wystawianie recept w takim trybie, bez badania, zebrania wywiadu, jest dobre. Każdy, kto zabiera głos w tej sprawie, izby lekarskie, związek zawodowy, rezydenci, resort, mówi, że to szkodliwe, nieetyczne. Różni nas to, że MZ uważa, że jego rozwiązanie jest genialne. To, że pojedynczy lekarz rekordzista ze swoim PWZ ma blokadę, nie rozwiąże sprawy, bo to jest na tyle lukratywny biznes, że znajdą się nowi chętni. Znamy natomiast przypadki osób, które zostały skrzywdzone, bo nie dostały leku, który powinny zażyć. Jeśli choć jedna osoba została tym limitem poszkodowana, jest to karygodne, bo jej prawa pacjenta zostały ograniczone.

Z limitu zostały wyjęte leki refundowane. Tymczasem w regulaminach internetowych pośredników w wystawianiu leków stoi wyraźnie, że tu można dostać lek tylko w 100 proc. płatny.

Nie analizowałem tego rynku dokładnie, nie miałem tej wiedzy. Raz jeszcze jednak: sam limit jest bezprawny.

Uważa pan, że ten limit jest źle ustawiony?

Lekarz nie powinien bawić się w biurokrację, liczyć recepty, patrzeć, ile mu zostało jeszcze przestrzeni. Co więcej, od dawna postulujemy, by lekarz nie musiał określać refundacji leku. Raz jeszcze też podkreślę, że portale oferujące recepty to problem do rozwiązania, w duże mierze zlikwidowania. Ale fakt, że mają popyt, jest dowodem patologii systemu ochrony zdrowia. Ludzie z nich korzystają bo jest problem z dostępem do leczenia w konwencjonalny sposób.

Apelujecie o dialog. Czego oczekujecie?

Wycofania się przez MZ z limitu, ustalenia w dialogu ze środowiskiem legalnego rozwiązania. Naszym zdaniem powinno to być wypracowanie standardu pierwszej wizyty lekarskiej, narzędzi, za pomocą których może się odbywać. Tak by opisanie objawów na czacie nie było podstawą do wypisania recepty.

MZ przekonuje, że bez względu na zmiany prawne i nowe rozwiązania potrzeba kategorycznej postawy samorządu lekarskiego, której na razie resort nie widzi.

MZ nie robiło nic od trzech lat, odkąd problem zaczął się pojawiać. Teraz nagle w obliczu kampanii wyborczej minister chce się jawić jako heros walczący z patologią. Nie może jednak oczekiwać, że środowisko stanie po jego stronie, skoro sam proponuje rozwiązania bez podstawy prawnej. Dlatego do czasu, dopóki nie wycofa się z ogłoszonego limitu, pełnego dialogu nie będzie.

Jako przedstawiciel organizacji związkowej nie chcę się wypowiadać w imieniu izb, jednak postępowania sądów zawodowych trwają. Jest to warunkiem sprawiedliwego procesu. Jeśli dobrze pamiętam, najstarsza sprawa z MZ trafiła do izby w kwietniu, co daje zaledwie trzy miesiące na postępowanie.

DGP zawiadamiał izby już w styczniu.

Nie jestem przedstawicielem samorządu i nie zajmuję się postępowaniami sądu lekarskiego. ©℗

Rozmawiała Paulina Nowosielska