Rzecznik Praw Pacjenta stwierdził, że doszło do naruszenia praw pacjenta w sprawie pani Doroty. Kobieta w ciąży trafiła do szpitala w Nowym Targu i tam zmarła. Państwo jako Towarzystwo wydaliście wcześniej oświadczenie z apelem, by nie szkalować lekarzy. Dlaczego właśnie teraz?
Rozpętała się burza medialna wokół naszego środowiska, związana z przypadkami powikłań ciąż zakończonych tragicznie. Postanowiliśmy się odezwać, by przedstawić nasze stanowisko merytorycznie. Nie jesteśmy właściwym adresatem wszystkich oskarżeń. Szkalowanie nas jako tych, co powodują nieszczęścia jest niesprawiedliwe.
Kto jest adresatem oskarżeń? Zmarła pacjentka.
To prawda, dyskutujemy o śmierci kobiet w ciąży. To jest zawsze ogromna tragedia. Jako lekarze jesteśmy przejęci każdym zgonem, każdym niepowodzeniem. Nie feruję wyroków, jak było w tej konkretnej sytuacji, ale mimo postępu medycyny, nie jesteśmy w stanie uratować wszystkich pacjentek. Fakt, czasami dochodzi do błędów i komplikacji. Nie neguję tego, jednak apeluję o merytoryczne rozpatrzenie każdego przypadku przez biegłych, którzy przeanalizują, co się wydarzyło. Mamy też organy ścigania, sądy. To tam powinny zapadać wyroki, nie w mediach społecznościowych.
Burza medialna, o której pan mówi, trwa przynajmniej od czasu, gdy w szpitalu w Pszczynie zmarła pani Izabela. Jakie wnioski z tamtej tragedii wyciągnęli lekarze?
Mamy ścisłe rekomendacje postępowania. Ich aktualizacja, niedawno opracowana, zostanie na dniach opublikowana. Zakażenia ogólnoustrojowe prowadzące do sepsy zdarzają się nie tylko w ciąży, także w innych przypadkach. Często dochodzi do zakażeń, które są oporne na antybiotyki i mogą prowadzić do nagłego pogorszenia stanu pacjentki. Bywa, że mają często piorunujący przebieg, który nie zostawia lekarzom wiele czasu na reakcję. Nie mogę odpowiadać za tysiące lekarzy, ale wskaźniki śmiertelności kobiet w ciąży w Polsce są jednymi z najniższych w Europie….
.. ale tu chodzi o konkretne sytuacje. Część ekspertów mówi, że jako środowisko niewiele zrobiliście, by nie dopuścić do utraty zaufania.
Proszę pamiętać, że pracujemy dziś pod dużą presją społeczną i prawną. Mamy wyrok Trybunału Konstytucyjnego, który mówi, że można przerwać ciążę tylko, gdy jest wynikiem czyny zabronionego oraz gdy zagrożone jest życie lub zdrowie kobiety.
Mamy więc sytuację bardziej specyficzną niż w innych krajach. Lekarze mówią w nieoficjalnych rozmowach, że granica zagrożenia życia, zdrowia, kiedy można dokonać aborcji, jest trudna do wyznaczenia.
Jak mamy rozwijające się zakażenie wewnątrzmaciczne, oporne na działanie antybiotyków, jest to bezwzględne wskazanie do zakończenia ciąży. I my tak robimy. W tej konkretnej sytuacji nikogo nie usprawiedliwiam. Ubolewam nad tragedią każdej kobiety, współczuję rodzinie. Jeśli do śmierci tej pacjentki przyczynił się lekarz, powinien zostać ukarany.
Raz jeszcze: jakie wnioski zostały wyciągnięte z wydarzeń w Pszczynie? Stanowisko PTGiP jest zapewne słuszne z perspektywy pana środowiska. Ale gdzie tu element odpowiedzialności za działania i zaniechania po stronie lekarzy, zwłaszcza w nowym stanie prawnym?
W obecnej nagonce na lekarzy jesteśmy chłopcami do bicia. A skoro mowa o prawie - nie my jesteśmy od jego zmian. Od tego są parlamentarzyści, którzy uchwalają akty prawne. A na końcu są wyborcy, którzy mogą te działania rozliczyć nad urną wyborczą. My jesteśmy na końcu systemu: tymi, którzy leczą i tymi, którym nie zawsze się to udaje. Nasze wytyczne jasno mówią, kiedy należy wdrożyć zakończenie ciąży, gdy dochodzi do zagrożenia życia lub zdrowia.
Jeszcze raz: czy każdy lekarze wie, kiedy zagrożenie uprawnia do przerwania ciąży?
To powinno być oczywiste dla każdego, kto ten zawód wykonuje, kto działa w oparciu o wiedzę medyczną. Jak jest zakażenie wewnątrzmaciczne - to brak reakcji, a pokazują to tragiczne zdarzenia, grozi śmiercią pacjentki. Trzeba jednak pamiętać, że samo odpłynięcie płynu owodniowego nie jest wskazaniem do przerwania ciąży.
Fakt jest taki: pani Izabela i pani Dorota szukały w szpitalu pomocy. Zmarły.
Pamiętajmy, że tam było też dziecko. Bez szans na przeżycie, gdy ciąża liczy 20 - 21 tygodni. Jeśli uda się ją przedłużyć do 26 - 27 jest szansa na uratowanie dziecka. To więc pytanie etyczne: czy w ogóle nie walczyć o te dzieci? Mam pacjentkę, która zgłosiła się do mojego szpitala z niewydolnością szyjki, zaczęło się odpływanie płynu owodniowego, dostała antybiotyki. Teraz jest w 24. tygodniu ciąży i wszyscy mamy nadzieję, że skończy się porodem. Kluczowe jest to, by z pacjentką rozmawiać, uświadomić jej, w jakiej znajduje się sytuacji, jakie jest ryzyko, szanse. I podjąć decyzję.
Rozmowa. To chyba coś, co szwankuje. W sytuacji pani Doroty Rzecznik Praw Pacjenta stwierdził, że nie było świadomej zgody pacjentki. Było wiadomo, że w nowej sytuacji po wyroku TK, ta rozmowa będzie kluczowa. Nie wspomina Pan tego w oświadczeniu.
Widzą Panie, wydaje mi się, że to powinna być sprawa oczywista. Nie musimy nawet tego powtarzać, przecież jest to standard. Choćby to, że lekarz musi uzyskać świadomą zgodę pacjenta na podejmowane działania.
Pan mówi o tym, jak być powinno. Bo ze strony środowisk kobiecych, które wspierają pacjentki słyszymy wyraźnie, że rzadko ktoś z nimi rozmawia.
Tylko proszę pamiętać, że nieraz widziałem sytuację, w której wszystko wyjaśniamy pacjentce, podczas rozmowy kiwa głową, po czym wychodzi i mówi czekającym na korytarzu innym pacjentkom: no i nic mi nie powiedzieli. Ale skoro panie uważają, że to szwankuje, to dyskutujmy, jak to poprawić. Ja się od tego nie uchylam. Zorganizujemy debatę publiczną, z udziałem lekarzy, strony społecznej, polityków.
Wyrok TK zmienił sytuację. Znowu z nieoficjalnych rozmów: lekarze boją się konsekwencji i to wpływa na ich decyzje medyczne.
Sądząc po kolegach z ośrodków uniwersyteckich, strachu nie ma. Nie jesteśmy wszechmocni, ale wiemy, kiedy interweniować.
A co z mniejszymi szpitalami?
Mam nadzieję, że jeśli ktoś przystępuje do pracy w tym zawodzie, nie ma braków merytorycznych. A jeśli dochodzi do ciężkiego powikłania w ciąży, to lekarz, który nie czuje się na siłach dalej prowadzić pacjentkę, przekaże ją do ośrodka o wyższym stopniu referencyjności. To jest w naszych wytycznych.
Medycy bez doświadczenia, bez praktyki boją się decydować o przerwaniu ciąży?
Nie chcę mówić za innych kolegów. W przypadku zakażenia wewnątrzmacicznego wyrok TK nie zmienił nic z punktu widzenia prawa. To była i jest przesłanka do przerwania ciąży i ratowania kobiety. Natomiast decyzja o wykreśleniu przesłanki, która dawała możliwość aborcji przy wadach płodu jest zbyt restrykcyjna, podjęta zbyt pochopnie. To źródło wielkiego nieszczęścia dla kobiet, czyniące naszą prace znacznie trudniejszą, pod olbrzymią presją. Środowiska kobiece mówią: macie przysięgę Hipokratesa, pomagajcie pacjentkom. Ale jesteśmy obywatelami, musimy działać w ramach prawa. Nikt za mnie do więzienia nie pójdzie. A ja mam rodzinę.
Wróćmy do medycznej strony: kobieta, która zmarła w szpitalu w Nowym Targu miała usłyszeć od personelu, by trzymała nogi w górze.
To bzdury, z medycznego punktu widzenia. Ale czy tak było? Dopóki nie znam akt, nie mogę się wypowiadać.
Czy znaczenie może mieć fakt, że pacjentka trafiła do szpitala im. Jana Pawła II, w którym jak słyszymy, nie wykonuje się aborcji?
Ja mam inne wrażenie - że ta sprawa jest nagłaśniana przez polityków, przed wyborami, dla zbicia politycznego kapitału. W ten sposób czynią jednak wielkie zło. Kobietom, które tracą zaufanie do lekarzy i lekarzom, którzy działają w narastającym strachu. A potem kobiety dzwonią do aktywistek i to z nimi konsultują zalecenia, jakie dostały w szpitalu.
Dziwi się pan?
Wiem jedno: pogłębianie się takiego stanu rzeczy grozi głębokim paraliżem, zapaścią w opiece ginekologiczno - położniczej. Już dziś średnia wieku lekarzy tej specjalizacji przekracza grubo 50 lat i brakuje osób, które chciałyby iść w tym kierunku. Nie chcą tej presji, nie chcą prokuratora na karku, dochodzeń, które ciągną się latami, choć 90 proc. kończy się umorzeniem.