Cukier jest wszędzie. Niemal każdy produkt spożywczy go zawiera. Stał się tak powszechny, że aż niewidoczny – mówi prof. Ulbe Bosma, historyk gospodarki i społeczeństwa na Wolnym Uniwersytecie w Amsterdamie, autor książki „The World of Sugar. How the Sweet Stuff Transformed Our Politics, Health, and Environment over 2,000 Years”.
Wbrew pozorom to dość popularny temat badawczy…
Jasne. Nie czytał pan „Sweet ness and power” (Słodycz i władza) Signeya W. Mintza?
To klasyka sprzed 40 lat. W moim „The World of Sugar” (Świecie cukru) aktualizuję sprawę cukru o najnowsze wyniki badań. A są one bardzo interesujące, bo badając historię jego produkcji i konsumpcji, tak naprawdę poznajemy procesy powstawania współczesnej gospodarki. Cukier pojawiał się w różnych częściach świata i łączył je. Dziś wciąż wytwarza go 130 krajów.
Nie tylko kapitalizmu, ale w ogóle gospodarki na przestrzeni ostatnich 800 lat. Cukier to jeden z pierwszych towarów, którym handlowano na wielkie odległości i w dużych ilościach.
Zaczyna się w Azji, co jest bardzo ważne w kontekście tego, że o cukrze zwykliśmy pisać dotąd w odniesieniu do innej części globu. Cukier z Wysp Karaibskich, cukier z Brazylii, cukier i niewolnictwo… Często zapomina się, że do lat 70. XIX w. większość cukru produkowano w Azji, w szczególności w Indiach i Chinach. Jeśli chodzi o jego odkrycie, prawdopodobnie miało to miejsce w Indiach. Przez tysiąclecia tamtejsi rolnicy robili z trzciny cukrowej coś w rodzaju lepkiej substancji, na bazie wyciśniętego z niej, a potem gotowanego odpowiednio długo soku.
Ten został odkryty prawdopodobnie dopiero w V w. po Chrystusie. Minęło sporo czasu, zanim ludzie nauczyli się, jak gotować ten trzcinowy sok, by zaczął się krystalizować. Żeby to zrobić, należało dodać pewnych składników, np. soku limonki. To złożony, kosztowny i czasochłonny proces i przez wieki nie umiano go uprzemysłowić.
Owszem. Biały cukier to do XIX w. luksus, ale już z kolei taki „brudny”, prostszy cukier, był bardziej rozpowszechniony na indyjskich wsiach. W Europie do tego czasu był czymś mało znanym, przeznaczonym głównie na dwór królewski Habsburgów czy Elżbiety I.
Tak. Początek kapitalizmu, urbanizacja społeczeństwa i uprzemysłowienie produkcji cukru były silnie skorelowane. Społeczeństwa poznały jego słodki smak. Natomiast złote czasy cukru nadeszły w XX w. Pod koniec XIX w. ludzie średnio konsumowali w Europie 2 kg cukru rocznie. A dziś ok. 40 kg.
Za to w Ameryce zjada się go o wiele więcej – aż 60 kg. A proszę pamiętać, że według Światowej Organizacji Zdrowia maksymalna bezpieczna dla zdrowia dawka cukru na osobę to 20 kg rocznie.
Zero.
Nie potrzebujemy białego cukru. Nie był obecny w naszej diecie przez większą część naszej historii, nie był niczym koniecznym.
Kapitalizm ma wady i zalety. Z całą pewnością umożliwia funkcjonowanie w świecie, w którym mamy 8 mld ludzi, i pozwala na dłuższe i przyjemniejsze życie niż 2 tys. lat temu. Nie zapominajmy o tym. To swego rodzaju cud efektywnej alokacji zasobów, wspaniałe osiągnięcie ludzkości. Lecz kapitalizm wymaga regulacji, granic, które są wyznaczane przez rządy, by nie ulegał wypaczeniom, żeby nie był nadużywany. Według mnie zdrowie obywateli powinno być przedmiotem zainteresowania rządów.
Absolutnie nie. Już w XIX w. politycy medycy zdawali sobie sprawę, że proletariat jest niedożywiony. Cukier stał się więc bardzo tanim oraz skutecznym dostawcą kalorii dla klasy robotniczej. Jednak teraz jesteśmy w zupełnie innej sytuacji, mamy coraz więcej żywności dostępnej powszechnie oraz tanio. Coraz więcej ludzi pracuje w biurach, a nie na budowach czy farmach. Wzorzec konsumpcji, który przenieśliśmy z XIX w., nie jest już optymalny. Sposób żywienia przechodzi różne fazy rozwoju i to, co jest skuteczne na jednym etapie, jest nieskuteczne na innym. Widać to na przykładzie epidemii otyłości.
Prawdą jest, że dwie trzecie niewolników przetransportowanych z Afryki przez Ocean Atlantycki skończyło na plantacjach trzciny cukrowej. Ale to już przeszłość. Chociaż produkcja cukru w Brazylii czy zachodnich regionach Indii wciąż odbywa się w bardzo złych, okropnych warunkach. Musimy to w etycznych rozważaniach brać pod uwagę i jako konsumenci zwracać na to uwagę. Możemy wspierać dobre praktyki, np. kupując rzeczy fair trade, posiadające certyfikaty, że producenci otrzymali przyzwoite wynagrodzenie i mieli zapewnione godziwe warunki pracy.
Nie jestem znawcą tego tematu. Mogę powtórzyć, że jako konsumenci ponosimy odpowiedzialność za to, co kupujemy. W przypadku cukru historia nadużyć ma trzy warstwy: złe warunki pracy, eksploatację środowiska i nadmierną konsumpcję. Co ciekawe, presja konsumencka miała już znaczenie w XIX w. Na początku tego stulecia brytyjskie gospodynie domowe przestały nabywać cukier z plantacji niewolniczych, gdy dowiedziały się o panującym tam okrucieństwie, przerzucając się na cukier indyjski. Jeśli faktycznie wiemy, że produkcja jeansów, aut elektrycznych czy ogniw do nich odbywa się w nie cywilizowany sposób, możemy się temu przeciwstawiać własnymi wyborami.
Europa odkryła, jak produkować cukier w czasach wojen napoleońskich. Stał się bardzo ważnym źródłem dochodu dla rolników w Europie Zachodniej, a także w Europie Środkowej. Powstał tam pod koniec XIX w. silny przemysł cukrowy. Stało się to m.in. pod wpływem zwiększonego importu pszenicy z USA i Argentyny. Rolnicy w Europie ograniczyli te uprawy i przestawili się na buraki cukrowe. Powstała nadprodukcja cukru i coś z tym trzeba było zrobić. Wymyślono protekcjonizm. I tak od początku XX w. obserwujemy wyłanianie się bloków celnych na świecie. USA zaczęły wprowadzać cła, kraje Starego Kontynentu także. Zbudowano mury celne. Unia Europejska wprowadziła ceny gwarantowane na cukier. Europa stworzyła de facto system dumpingowy i przy okazji zaczęła zalewać świat swoim tanim cukrem. Dopiero w 2005 r. Światowa Organizacja Handlu stwierdziła, że jest to nieuczciwe. Nagle wszystkie lokalne przemysły cukrownicze musiały się dostosować do nowych warunków.
Nic dziwnego. Przez bardzo długi czas korzystali z przywilejów. Zresztą rządy właściwie miały w ich utrzymywaniu interes, bo mogły twierdzić, że dzięki temu dostarczają populacji tanią żywność. Faktycznie, to się w Europie udawało, ale – jak powiedziałem – kosztem innych części świata. Co do pytania o „polityczność” cukru, to choć można by pewnie poszukać innych towarów o dużym znaczeniu dla rozwoju kapitalizmu – byłyby to pszenica czy opium – to aż do lat 1870–1880 to cukier był najczęściej eksportowanym towarem na świecie.
Ropa.
Ale cukier także był polityczny do tego stopnia, że toczono o niego wojny.
Oczywiście. Na przykład toczone na Karaibach w latach 70. XVIII w. – Anglicy chcieli podbić francuskie wyspy cukrowe. W trakcie wojen napoleońskich zdobyli Martynikę i Gwadelupę, także holenderskie kolonie cukrowe. Francuzi z kolei spalili cukrowe plantacje na brytyjskiej Jamajce. Cały ten region był strefą wojny w tamtych czasach. Wcześniej, w XVII w., Holendrzy podbili niewielką część Brazylii, też znaną z produkcji cukru, potem Portugalczycy ją odzyskali. I nie chodziło o to, żeby przejąć plantacje, a o to, żeby je zniszczyć, uniemożliwiając wrogowi korzystanie z nich. Pyta pan, czy cukier pozostanie kwestią polityczną. Na pewno dziś jest mniej ważny, co wynika ze strukturalnych zmian w naszych gospodarkach. Rolnictwo jako takie stało się mniej ważne, choć wciąż zatrudnia miliony. Z drugiej strony cukier jest wszędzie. Niemal każdy produkt spożywczy go zawiera. Stał się tak powszechny, że aż niewidoczny. Przemysł cukrowniczy jest więc wciąż silny.
W przypadku cukru rządy były obecne zawsze. Produkowały go, ustalały cła i ceny. Branża cukrowa to bardzo wypaczony rynek. Rządy są już na nim od dawna i nigdzie się nie wybierają. To warto pamiętać. I teraz wrócę do tego, co już mówiłem: władza powinna chronić swoich obywateli. To jej zadanie. Dlatego, skoro już ich tym cukrem dotąd karmiła, to dzisiaj jej polityki powinny tak kształtować jego konsumpcję, by zmierzała ona do tych 20 kg rocznie na głowę.
Nie. Cały czas odnoszę się do narzędzi podatkowych. Wiele państw wprowadziło podatek cukrowy. Od Meksyku i Nepalu, po Wielką Brytanię i Polskę. To normalna sprawa.
Oczywiście, nie można popadać w ekstrema. W przypadku cukru nie mówimy jednak o zwykłym zagrożeniu zdrowotnym, ale o pandemii otyłości. Żeby zwalczyć COVID-19, przedsięwzięliśmy niezwykle poważne i radykalne środki – a tutaj mamy odpuścić? A przecież podatki cukrowe są znacznie mniej radykalne niż narzędzia, jakimi walczono z korona wirusem. Ponadto regulacje żywnościowe są już normą i dostosowanie ich do wymogów nowoczesności nie powinno budzić kontrowersji.
Pod względem znaczenia dla świata? Chyba nie ma takiego produktu, na pewno nie wśród artykułów spożywczych. Z kolei pod względem tego, co mogłoby zastąpić cukier… Mamy firmy, które produkują jego zamienniki, mamy naturalne słodziki, jak stewia. To wszystko sensowne alternatywy, ale trudno o jedną, która zastąpi cukier całościowo, bo cukier wchodzi na rynek za pomocą bardzo różnych kanałów, z którymi są związane różne wymogi i technologie.
Jest uniwersalny. Mamy go w napojach i przetworzonej żywności. Nie do wszystkich produktów można użyć sztucznego słodzika. Dodatkowa sprawa: czy zastępowanie cukru innymi słodkimi dodatkami jest właściwym rozwiązaniem? W praktyce przyczynia się to do utrzymania żywnościowych zwyczajów. Nasze pożywienie dzisiaj jest znacznie słodsze niż 200 lat temu i pytanie, czy tak musi być. Być może należy rozważyć zmniejszenie „zasłodzenia” naszej diety, ale tu potrzeba by większego społecznego zaangażowania, większej świadomości.
Kapitalizm jest elastyczny, będzie się zmieniać, dostosowywać, nie zniknie. Pomysły, by redefiniować pojęcie wzrostu gospodarczego, będą się jednak pojawiać i warto się temu przyjrzeć. Co wzrost gospodarczy znaczy w przypadku cukru? Jeszcze większa jego produkcja może prowadzić do zniszczenia środowiska, do nadprodukcji, powodować problemy zdrowotne, więc regulacja „kapitalizmu cukrowego” ma dobre uzasadnienie. I tu pojawia się seria pytań. Koszty zdrowotne to część PKB, ale co to oznacza? Jeśli ludzie chorują, musisz się o nich troszczyć. To nie są działania nastawione na zysk. Wzrost gospodarczy trzeba więc zapewne rozróżnić od dobrostanu społeczeństwa. I teraz – taki towar jak cukier świetnie ilustruje dynamikę relacji między nimi. Wzrost produkcji cukru to wyższe PKB, ale jednocześnie – być może paradoksalnie – obniżenie naszego dobrostanu.
Nie jestem zwolennikiem degrowth i tego typu idei, ale owszem – sądzę, że sam wskaźnik PKB może być zwodniczy i należy patrzeć na niego przez pryzmat naszego dobrostanu ogólnego. Myślę, że dzisiaj nasze gospodarki przekraczają pewien punkt optymalny. Eksternalizacja kosztów kapitalizmu, przeniesienie ich na całe społeczeństwo, posunęła się zbyt daleko. Trzeba podjąć kroki, które to zjawisko złagodzą.
Muszę przyznać, że jest w tym sporo racji. Konsumpcja cukru w większości bogatych krajów, poza USA, spada. Mówiłem już o tych 40 kg. Ten poziom jest stabilny, ale wciąż zbyt wysoki. Oczywiście, ludzie bogaci będą odżywiać się zdrowiej i bardziej odpowiedzialnie, ale problem polega na tym, że niższe warstwy społeczeństwa wciąż korzystają z taniej, słodkiej żywności. To wysokoprzetworzone jedzenie z niezbyt dużą zawartością błonnika, ale z dużą zawartością cukru. To właśnie dlatego otyłość staje się problemem klasowym i tworzy bardzo duże koszty dla systemu opieki zdrowotnej.
Nowa równowaga, w której żyjemy, jest pewnie zdrowsza niż równowaga sprzed kilku dekad, ale niewystarczająco zdrowa. Czy mamy czas, by czekać kolejne pół wieku na poprawę? Do tego czasu koszty opieki zdrowotnej wzrosną do gigantycznych wielkości. ©℗