Dzięki absencji i nieobsadzonym etatom pracownicy funduszu mogli otrzymać w ubiegłym roku wysokie premie.
Szczególne warunki zatrudnienia w NFZ / Dziennik Gazeta Prawna
Kolejki do specjalistów, odmowa leczenia czy kontraktu to codzienność służby zdrowia. Przyczyna jest zawsze ta sama: brak pieniędzy. Okazuje się, że w budżecie NFZ są rezerwy. Tyle że fundusz wydaje je na premie dla swoich urzędników. Tylko warszawska centrala, która zatrudnia 393 osoby, na ten cel w ubiegłym roku przeznaczyła 4,2 mln zł. Średnio na urzędnika przypadło ponad 10 tys. zł gratyfikacji.
Premia za trzynastkę
Od wielu lat wynagrodzenia pracowników nie rosną, bo fundusz na ten cel jest zamrożony. Jego wysokość jest określona w planie finansowym NFZ zatwierdzanym przez ministrów zdrowia i finansów. Na administrowanie systemem, w tym wynagrodzenia dla pracowników, fundusz nie może przeznaczyć więcej niż 1 proc. wydatków na leczenie. W tym roku na wypłaty dla ok. 5 tys. pracowników centrali i oddziałów NFZ przeznaczy 311,75 mln zł. Średnie wynagrodzenie to ok. 5 tys. zł brutto.
– Pracownicy nie mają też wypłacanej 13. ani 14. pensji – podkreśla Anna Leder, rzeczniczka łódzkiego oddziału NFZ.
Fundusz znalazł jednak sposób, jak nagradzać, nie zwiększając budżetu płac. Zgodnie z zapisami zakładowego układu zbiorowego średnio raz na kwartał pracownicy mogą otrzymać premię, a wypłata dodatkowych pieniędzy jest możliwa, gdy pojawią się oszczędności. – Wynikają one z absencji pracowników, spowodowanej np. urlopami bezpłatnymi, długotrwałym zwolnieniem chorobowym czy urlopami macierzyńskimi – wylicza Anna Leder.
Świadczenia te wypłaca ZUS, a środki przeznaczone na wynagrodzenia pracowników z nich korzystających tworzą fundusz premiowy. Zasilają go także środki zaoszczędzone wskutek nieobsadzenia stanowisk wymagających specjalistycznej wiedzy, np. lekarzy.
– Najwięcej wakatów jest w centrali funduszu, dlatego jej fundusz premiowy jest najwyższy. W zeszłym roku przy okazji odejścia prezesa były nieobsadzone stanowiska dwóch wiceprezesów. To także przyniosło oszczędności – podkreśla Jerzy Gryglewicz, ekspert z Uczelni Łazarskiego w Warszawie.
Dzięki absencji pracowników środki na premie znalazły się w 2014 r. także w oddziałach. Wypłacił je warmińsko-mazurski oddział NFZ. 954 mln zł zostało podzielone między 166 osób. Najniższa premia wyniosła 700 zł, najwyższa – 5859 zł. Dodatkowe wypłaty były także w łódzkim oddziale, gdzie pomiędzy 313 pracowników podzielono 1,27 mln zł. Ponad 1,84 mln zł przeznaczył zaś na premie wielkopolski oddział NFZ. Otrzymało ją 345 urzędników spośród wszystkich 396 osób, które są zatrudnione w oddziale i delegaturach.
– Wskutek absencji jednych pracowników pozostali musieli wykonywać nie tylko swoje zadania, lecz także nieobecnych koleżanek czy kolegów – tłumaczy Magdalena Rozumek-Wenc z biura prasowego wielkopolskiego oddziału NFZ.
Potrzebna motywacja
Ekspertów takie motywowanie nie bulwersuje. – Teoretycznie po zmianie planu finansowego można byłoby te pieniądze przeznaczyć na świadczenia zdrowotne. Jednak każdy z prezesów chce mieć taki dodatkowy instrument finansowy, który pozwala zatrzymać w pracy najlepszych – podkreśla Jerzy Gryglewicz.
Tłumaczy, że osoby zatrudnione w NFZ są chętnie zatrudniane przez prywatne szpitale czy firmy farmaceutyczne, które mogą im zaoferować bardziej atrakcyjne zarobki. Praca w NFZ wiąże się także z dużym obciążeniem obowiązkami np. podczas tworzenia pakietu onkologicznego resort zdrowia kilkakrotnie zmieniał koncepcję, a za każdym razem wiązało się to z koniecznością przygotowywania nowych analiz.
– Pracownicy funduszu powinni być wynagradzani adekwatnie do kompetencji, ponieważ zarządzają budżetem ponad 67 mld zł i ponoszą odpowiedzialność za zdrowie 40 mln Polaków. Tam, gdzie są tak duże publiczne pieniądze, muszą być zatrudniani profesjonaliści – dodaje Robert Mołdach, ekspert ds. ochrony zdrowia Pracodawców RP.
Premiowanie urzędników oburza lekarzy. – Gdy brakuje pieniędzy dla chorych, przeznaczanie środków na wypłaty musi budzić sprzeciw. To lekarze, a nie urzędnicy, wytwarzają dobro, jakim jest zdrowie, a w moim szpitalu specjalista za nominalny czas pracy otrzymuje tylko 3,2 tys. zł – komentuje Maciej Hamankiewicz, prezes Naczelnej Rady Lekarskiej.