Prokurator w samorządzie lekarskim, setki tysięcy złotych, które muszą zwracać medycy za nieprawidłową refundację, odwoływanie się do KE w sprawie kształcenia – spory rządu ze środowiskiem medycznym nabierają rozpędu.

Prokurator w samorządzie lekarskim, setki tysięcy złotych, które muszą zwracać medycy za nieprawidłową refundację, odwoływanie się do KE w sprawie kształcenia – spory rządu ze środowiskiem medycznym nabierają rozpędu.
Konflikty między resortem zdrowia a lekarzami od lat są częścią „dialogu”. Tym razem coraz częściej pojawia się tam ten trzeci: Zbigniew Ziobro, czyli Ministerstwo Sprawiedliwości. Coraz bardziej zaskakujące są linie przebiegu tych kłótni.
Przez lata głównym problemem były strajki personelu medycznego, a gros dyskusji dotyczyło podwyżek. Żeby cofnąć do poprzednich rządów PiS – Ludwik Dorn, jako minister spraw wewnętrznych i administracji, chciał brać lekarzy w kamasze, „jeżeli wystąpi i będzie się nasilało niebezpieczeństwo dla obywateli”. Wtedy chodziło o protesty lekarzy rodzinnych, deklarujących, że nie otworzą gabinetów na początku roku, dopóki nie wynegocjują z ówczesnym Ministerstwem Zdrowia godnych warunków (m.in. podwyżek). Z podobnymi trudnościami borykał się Bartosz Arłukowicz, minister zdrowia w rządzie Platformy Obywatelskiej, i również nie przebierał w słowach. Komentując postępowanie medyków z Porozumienia Zielonogórskiego, mówił: „myślę sobie, już dawno biznes pomylił się z byciem lekarzem”. Adam Niedzielski w trakcie pandemii nie ukrywał zdenerwowania na postawę lekarzy rodzinnych. Kilka miesięcy temu zaś wywołał burzę, mówiąc, że „chciałby przypomnieć rezydentom, że ich specjalizacja też jest opłacana z budżetu państwa. Rezydenci zachowują się natomiast tak, jakby o tym zapomnieli. Każdy z nas ma prawa i obowiązki. (...) Mogę tylko powiedzieć: więcej pokory”.
Temat braku pieniędzy został przez PiS czasowo ucięty: m.in. dlatego, że wprowadzono ustawowe podwyżki. I choć nie wszyscy są zadowoleni, to jednak już nie na masową skalę.
Pola minowe pojawiły się jednak gdzie indziej. Przy okazji sporu o ustawę o jakości poszło o odpowiedzialność karną lekarzy za przyznanie się do błędu. Wtedy minister zdrowia walczył o to, żeby lekarzy traktować łagodniej, jeżeli zgłoszą nieprawidłowości w opiece nad pacjentem. Minister sprawiedliwości był nieprzejednany. I nie odpuścił: lekarz ma zawsze ponosić odpowiedzialność karną.
Teraz idzie jeszcze dalej. Od jakiegoś czasu w Sejmie działa zespół ds. funkcjonowania izb lekarskich – stanął on w obronie medyków, którym przed sądami lekarskimi były stawiane zarzuty po krytyce działań medycznych w związku z COVID-19. Podczas ostatniego posiedzenia jeden z dyrektorów z Ministerstwa Sprawiedliwości oświadczył, że resort rozważa przystąpienie prokuratora do niektórych spraw prowadzonych przed sądami lekarskimi. To tylko pokazuje, że ministerstwo lekarzom nie odpuszcza.
Kolejnym frontem wojennym na linii rząd–lekarze jest „wypuszczanie” na rynek kolejnych pokoleń medyków. Chodzi o powstawanie nowych uczelni, które zdaniem lekarzy rosną jak grzyby po deszczu. I dzieje się to kosztem jakości kształcenia. Samorząd lekarski złożył w tej sprawie wniosek do KE o rozpatrzenie, czy jest to zgodne z prawem. Zaś minister Niedzielski w ostatnim wywiadzie dla Rynku Zdrowia mówi, że „to jest krytyka, która ma charakter korporacyjny. Lekarze absolutnie bronią dostępności do swojego zawodu”.
Kto ma tutaj rację, bardzo trudno jednoznacznie rozstrzygnąć. Ale widać, że w kontekście zbliżającej się kampanii wyborczej strony nie powiedziały ostatniego słowa. Trudno jednak uwierzyć, że w tej całej kłótni dobro pacjenta, na które wszyscy od lat się powołują, jest rzeczywiście najważniejsze. ©℗