Dane urzędu statycznego wskazują, że liczba śmierci okołoporodowych kobiet od lat utrzymuje się na podobnym poziomie. Eksperci uważają jednak, że faktycznie zgonów jest nawet trzy razy więcej, niż podaje GUS

O to, ile kobiet w ciąży i połogu w ostatnim czasie zmarło, zapytaliśmy urząd statystyczny po głośnym przypadku w szpitalu w Pszczynie, gdzie zmarła 30-letnia kobieta oczekująca dziecka. Ze wstępnych danych GUS wynika, że w 2021 r. zmarło osiem kobiet w ciąży i połogu, rok wcześniej było dziewięć takich przypadków; w 2019 r. - cztery. Chodzi o zgon matki w czasie ciąży, czynności porodowej i porodu lub połogu (do 42 dni po porodzie).
Z tymi danymi lekarze jednak dyskutują. - Co roku szacujemy, że jest prawie trzy razy więcej śmierci, niż widnieje w statystykach. To dlatego, że szwankuje raportowanie - mówi dr Katarzyna Szamotulska, dyrektor Zakładu Epidemiologii w Instytucie Matki i Dziecka w Warszawie, która od lat analizuje statystyki związane z jakością opieki okołoporodowej w Polsce.

Zbuntowane szpitale

Większą liczbę zgonów niż dane GUS podaje konsultant krajowy ds. ginekologii i położnictwa. Profesor Krzysztof Czajkowski poprosił o nie wszystkich konsultantów wojewódzkich. Z zebranych informacji wynika, że w 2021 r. zmarło 26 kobiet (z czego 12 w ciąży, a 14 po porodzie). Wiadomo, że część zgonów było powiązanych z COVID-19. Ile dokładnie? Tu pojawia się problem braku precyzyjnych narzędzi do raportowania, by to wyodrębnić. Na Mazowszu, jak mówi konsultant wojewódzka prof. Bronisława Pietrzak, zmarło sześć kobiet. Z tego w trzech przypadkach był stwierdzony COVID-18, który mógł być przyczyną śmierci.
Jednak zdaniem konsultanta krajowego dane nie są precyzyjne również dlatego, że nie pochodzą ze wszystkich szpitali - nie wszyscy zgodzili się raportować.
Kwestia pełnego raportowania i możliwości wyciągnięcia wniosków nabierają szczególnego znaczenia w kontekście wydarzeń w Pszczynie. Do tamtejszego szpitala trafiła z tzw. bezwodziem 30-letnia kobieta. Część ekspertów oceniała, że lekarze, zwłaszcza po wyroku TK (radykalnie zawężającym możliwość aborcji) w obawie przed oskarżeniami o łamanie prawa, mogą wstrzymywać się z wywołaniem porodu, nawet przy zagrożeniu dla zdrowia matki. I jako przykład podawali wspomnianą historię, w której nie doszło do indukcji poronienia. Rodzina i reprezentująca ją radczyni prawna stoją na stanowisku, że lekarze zbyt długo zwlekali z przerwaniem ciąży, co bezpośrednio przyczyniło się do śmierci kobiety. Ona sama, już będąc na oddziale, wysyłała do swojej mamy SMS-y. Pisała: „Na razie dzięki ustawie aborcyjnej muszę leżeć. I nic nie mogą zrobić”, „Trzeba czekać, aż serce przestanie bić”.
Dwa dni temu prokuratura postawiła lekarzom zarzuty. Prokurator Ireneusz Kunert, kierownik samodzielnego działu ds. błędów medycznych Prokuratury Regionalnej w Katowicach, mówi DGP, że na podstawie kompleskowej oceny zgromadzonego materiału dowodowego, w tym przedłożonej przez interdyscyplinarny zespół biegłych opinii specjalistycznej, prokurator postawił dwóm lekarzom placówki, Michałowi M. i Krzysztofowi P., zarzuty zaniechania wdrożenia należnych procedur diagnotyczno-terapeutycznych wobec pacjentki znajdującej się w stanie realnego i bezpośredniego zagrożenia dla życia, wskutek przyjęcia na oddział ginekologiczno położniczy z obrazem pękniętych błon płodowych i odpłynięcia płynu owodniowego, związanych z ryzykiem rozwoju zakażenia wewnątrzmacicznego oraz zespołu wynaczyniania śródnaczyniowego (DIC). Tym samym wypełnili znamiona występku z art. 160 par. 2 k.k. (narażenie na niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu). W odniesieniu do Michała M. prokurator przyjął dodatkowo wystąpienie związku przyczynowego tego zaniechania z nieumyślnym spowodowaniem śmierci pacjentki (art. 155 k.k.). - Podejrzani nie przyznali się do popełnienia zarzucanych im czynów. Krzysztof P. odmówił złożenia wyjaśnień, składając jednocześnie wniosek o zapoznanie się z materiałem dowodowym - opisuje prok. Kunert.
Barbara Zejma-Oracz, rzeczniczka szpitala, podkreśla z kolei, że decyzje lekarskie zostały podjęte z uwzględnieniem obowiązujących w Polsce przepisów prawa oraz standardów postępowania.
O tym, czy na wydarzenia miał wpływ wyrok TK, w stanowisku prokuratury nie było mowy. Zdaniem Jolanty Budzowska która reprezentowała rodzinę zmarłej, choć prokuratura nie odnosiła się do ewentualnego wpływu wyroku trybunału zakazującego aborcji z powodu wad płodu na decyzję lekarzy, bo nie bada motywów działania podejrzanych, to rodzi się pytanie, dlaczego lekarze - mimo wskazań - wstrzymali się z indukcją porodu. - Irracjonalne, sprzeczne z wiedzą medyczną decyzje lekarzy mogą sugerować, że obawa przed karą za nielegalną aborcję mogła mieć znaczenie - mówi. I dodaje, że prokuratura uznała, że brak indukcji porodu farmakologicznego na przestrzeni czasu, od momentu przyjęcia pacjentki do szpitala, był postępowaniem nieprawidłowym, co stało się przedmiotem zarzutu. - Z tego stwierdzenia płynie jednoznaczny wniosek, że życie matki powinno było być postawione na pierwszym miejscu - podkreśla Budzowska.

Matki niestety nie są pod lupą

Zdaniem dr Tomasza Maciejewskiego, dyrektora Instytutu Matki i Dziecka w Warszawie, chaos z danymi pokazuje, że nie jesteśmy w stanie precyzyjnie zdiagnozować, jak wygląda sytuacja matek. Wskazuje, że np. w Wielkiej Brytanii co kilka lat ukazuje się obszerny raport Saving Mothers’ Lives. Analizuje się tam każdy aspekt śmierci matek, a pod lupę trafia co najmniej rok ich życia. I tak np., jeżeli dojdzie do samobójstwa w pierwszych miesiącach po porodzie, może to być związane z depresją poporodową.
Profesor Krzysztof Preis, konsultant ds. ginekologii i położnictwa w woj. pomorskim, także ocenia, że dane dotyczące zgonów położniczych mogą być obarczone błędem. - Pytanie, jak klasyfikowany jest przypadek kobiety w tym okresie, która zmarła z powodu np. kardiomiopatii. I jak zakwalifikował zgon oddział kardiochirurgii, na którym się znalazła? - pyta. Przekonuje, że dane GUS należy uznać za punkt wyjścia. Ale gdyby chcieć wyciągnąć faktycznie wnioski, należałoby przeanalizować każdy przypadek, sięgając do historii choroby. I na tej podstawie wyrobić pełną opinię dotyczącą zgonów położniczych.
Pytany o takie przypadki w województwie pomorskim mówi o dwóch. Jeden, dwa lata temu, zawał w czasie cesarskiego cięcia. Pacjentka miała nadwagę, niezwykle otłuszczone serce. Zmarła na stole operacyjnym. Drugi w sierpniu, w toruńskim szpitalu, także podczas CC. I tu znów była nieujawniona choroba serca. Teraz prokurator bada sprawę.

COVID-19 zaciemnia dane

Profesor Przemysław Oszukowski, konsultant w województwie świętokrzyskim (tu był jeden zgon położniczy, w zeszłym roku. W tym przypadku miało to związek z ciężkim przebiegiem COVID-19), ocenia, że zbieranie danych ze szpitali, zwłaszcza od czasu pandemii, idzie opornie. Wtóruje, że są szpitale w kraju, które nie raportują lub przysyłają niepełne dane. Jego zdaniem dane GUS są zbyt optymistyczne i, ostrożnie mówiąc, można by je przemnożyć razy dwa. - Szpitale powinny raportować do konsultanta wojewódzkiego, czyli do mnie, a ja do konsultanta krajowego. Ile porodów, ile cięć, ile poronień, ile niepowodzeń, ciąż obumarłych, zgonów. W moim województwie jest 11 szpitali, więc jestem w stanie do każdego zadzwonić i prosić ordynatora, dyrektora, kogo trzeba. Ale już np. w woj. mazowieckim, gdzie szpitali jest kilkukrotnie więcej, nie jest to takie proste - opisuje prof. Oszukowski. Dodaje, że tym, co utrudnia raportowanie, jest też różny system podległości szpitali.
Profesor Maciej Kinalski, konsultant z podlaskiego, mówi o trzech przypadkach zgonów położniczych od 2019 r. W jednym był spowodowany zatorem wodami płodowymi. W zeszłym roku w szpitalu w Hajnówce zmarła Kurdyjka, która wcześniej przekroczyła polsko-białoruską granicę. Ostatni przypadek był skutkiem wstrząsu septycznego.
Profesor Jana Skrzypczak, konsultantka w lubuskim, mówi o ostatnim zgonie 8 lat temu. - W takich przypadkach w moim województwie na spotkanie z konsultantem przyjeżdża ordynator, a dyskutując o przyczynie zgonu sięga się nie tylko po dokumentację szpitalną, lecz także po dane z poradni, do której chodziła pacjentka - mówi.
Po co zbierać te informacje? Eksperci przyznają, że po decyzji TK państwo ze szczególną uwagą powinno monitorować, jak wyrok wpłynął na sytuację ciężarnych. Na łamach DGP opisywaliśmy już wzrost śmiertelności okołoporodowej dzieci. Przy matkach brak precyzyjnych danych.
Liczba zgonów okołoporodowych / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe