- Przeraża nas również to, co przyjmują Polacy samodzielnie i w jakich ilościach. Przez okres pandemiczny Polacy zaczęli leczyć się sami i niestety nadużywają leków. Głównie tych dostępnych bez recepty. Niebagatelny na to wpływ ma możliwość sprzedaży części leków poza aptekami. - mówi w rozmowie z DGP dr Piotr Merks, Wydział Medyczny, Collegium Medicum UKSW, koordynator pilotażu przeglądów lekowych.

ikona lupy />
Dr Piotr Merks, Wydział Medyczny, Collegium Medicum UKSW, koordynator pilotażu przeglądów lekowych / nieznane
1 czerwca ruszył program pilotażowy przeglądów lekowych. Jakie wnioski nasuwają się po pierwszych tygodniach jego trwania?
Tak jak się spodziewaliśmy, pacjenci bardzo pozytywnie odebrali możliwość skorzystania z usługi przeglądu lekowego. Zresztą pora na uruchomienie pilotażu okazała się idealna - jest ciepło, poza typowym okresem chorobowym, jest czas spokojnie zająć się takimi pacjentami. Choć oczywiście zdarzają się i tacy, których nie da się za żadne skarby do tego namówić. Natomiast nie jest to nic nietypowego, jeśli porównamy naszą sytuację do doświadczeń kolegów, którzy prowadzili takie programy za granicą. Również grupa docelowa oraz liczba realizatorów pilotażu okazała się optymalna. Jako koordynatorzy mamy możliwość, by odwiedzać uczestniczące w nim apteki, zbierając feedback również od farmaceutów - jak sobie radzą, jakie są ich spostrzeżenia. Dzięki temu mamy już pierwsze przemyślenia, co działa, a co wymagałoby poprawy.
Co zatem działa?
Na pewno coraz lepiej idzie nam współpraca z lekarzami rodzinnymi - zwłaszcza z młodymi. Powoli przebija się do społecznej świadomości, że zmiany i innowacje są niezbędne. Jednocześnie widzimy również, jak bardzo potrzebne jest wprowadzenie takiej usługi. Jest dużo bardzo skomplikowanych przypadków pacjentów z wielolekowością, związaną z wieloma schorzeniami. Ale na tym nie koniec - przeraża nas również to, co przyjmują Polacy samodzielnie i w jakich ilościach. Przez okres pandemiczny Polacy zaczęli leczyć się sami i niestety nadużywają leków. Głównie tych dostępnych bez recepty. Niebagatelny na to wpływ ma możliwość sprzedaży części leków poza aptekami. Podam przykład: przyjeżdżam na stację benzynową i mogę sobie kupić tyle opakowań popularnego środka z paracetamolem, ile mi się podoba. Nikt mnie zatrzyma, nie skontroluje - ani nawet nie zapyta, jak bardzo mnie boli i od kiedy. W ten sposób można go przyjmować nawet przez pół roku, co przecież może skończyć się nawet śmiercią. Moim zdaniem obecnie sklepy dysponują zbyt dużym zasobem leków, które można kupić bez żadnej opinii czy wskazówek specjalisty. Nie chcę straszyć, ale wisi nad nami groźba masowej fali niewydolności nerek i innych narządów, za co niestety systemowo zapłacimy ogromną cenę. Dlatego mam gorącą nadzieję, że na tym tysiącu przeglądów lekowych się nie skończy.
Jeśli chodzi o statystyki, to po pierwszym miesiącu przeprowadziliśmy w sumie kilkanaście wizyt, więc to całkiem niezły wynik. Mamy również 75 aptek na terenie całego kraju, które dzielnie rekrutują pacjentów, a nawet jeśli któraś nam wypadnie, to na jej miejsce od razu znajduje się kolejny chętny.
A co idzie niekoniecznie po państwa myśli?
Nieco problematyczne jest dla nas dotarcie do pacjentów. Zmagaliśmy się z tym już w przypadku akcji szczepień. Bowiem tego typu usługi powinny być odpowiednio rozreklamowane - przynajmniej ogromnym, widocznym plakatem w witrynie apteki. Tymczasem, jak wiadomo, w Polsce obowiązuje bardzo surowy zakaz reklamy aptek, przez co to na barkach farmaceutów spoczywa rekrutacja i informacja pacjentów. W przypadku pilotażu to jeszcze nie problem, natomiast gdyby przeglądy lekowe miały wejść do systemu w sposób bardziej powszechny, to potrzebne będą zmiany. Uzyskaliśmy od resortu zdrowia zapewnienie, że przepisy w zakresie reklamy ulegną zmianie - właśnie w odniesieniu do usług farmaceutycznych. Ale na razie są to wyłącznie plany. Myślę, że też wyniki naszego pilotażu pokażą, że bez kampanii społecznej pacjenci nie będą wiedzieli, jak z tej usługi skorzystać.
Z tym wiąże się druga kwestia - sposób przekazywania informacji przez ministerstwo na temat takich akcji nie jest zbyt zrozumiały dla przeciętnego człowieka. Wystarczy spojrzeć na plakat, na który ministerstwo się zgodziło - naszym zdaniem informacje na nim są zupełnie nieczytelne.
Rozmawiała Dorota Beker