Adekwatna wycena świadczeń, a nie kolejne „znaczenie pieniędzy” – to główne postulaty zarządzających szpitalami w odniesieniu do nowej ustawy o najniższych wynagrodzeniach w ochronie zdrowia.

Projekt nowelizacji ustawy o sposobie ustalania najniższego wynagrodzenia zasadniczego niektórych pracowników zatrudnionych w podmiotach leczniczych (t.j. Dz.U. z 2021 r. poz. 1801.) przyjęła na ostatnim posiedzeniu Rada Ministrów. Natychmiast został on skierowany do I czytania w sejmowej komisji zdrowia.
Przypomnijmy, jest to efekt porozumienia zawartego przez resort zdrowia z trójstronnym zespołem ds. ochrony zdrowia w listopadzie 2021 r., jednakże bez udziału przedstawicieli tzw. białego miasteczka, czyli protestujących w tym czasie przed KPRM. Zgodnie z porozumieniem nowe zasady wynagradzania pracowników medycznych mają wejść w życie od 1 lipca 2022 r. Dzięki nowelizacji wynagrodzenia lekarzy specjalistów wzrosną z 6769 zł do 8219 zł, magistrów pielęgniarstwa, fizjoterapii, farmaceutów oraz diagnostów laboratoryjnych ze specjalizacją – z 5478 do 7304 zł, a nieposiadających jej – z 4186 zł do 5775 zł. Z kolei płace ratowników oraz pielęgniarek ze średnim wykształceniem wzrosną z 3772 do 5323 zł, opiekunów medycznych oraz techników medycznych ze średnim wykształceniem – z 3772 do 4870 zł, wreszcie sanitariuszy i salowych – z 3049 zł do 3680 zł.
Nowe stawki nie dla wszystkich były satysfakcjonujące. Krytykowano też przyporządkowanie do określonych kategorii (minimalne wynagrodzenia dla poszczególnych zawodów wylicza się bowiem, mnożąc średnią krajową przez wskaźniki przypisane danym grupom).
Z zasady skomplikowane...
Projekt, który w tym tygodniu był omawiany na posiedzeniu Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu, jest negatywnie oceniany również przez stronę samorządową. Jak wskazuje Bernadeta Skóbel ze Związku Powiatów Polskich, o ile sam fakt podwyżek i zastosowane w projekcie współczynniki wzrostu płac pozostawały właściwie poza dyskusją, to najważniejszą kwestią było to, jak dodatkowe pieniądze na podniesienie płac zostaną wprowadzone do systemu. – Kością niezgody stało się nawet nie tyle zabezpieczenie pokrycia kosztów wejścia ustawy w życie w zakresie płac minimalnych, ile również problem pokrycia kosztów pochodnych, które pojawiają się w naturalny sposób jako ich konsekwencja, i wzrostu kosztów udzielania świadczeń zdrowotnych w związku z zatrudnianiem osób na tzw. kontraktach – wyjaśnia.
Zdecydowano bowiem, że w związku z nowelizacją ustawy pieniądze do lecznic będą przekazywane tak samo jak miało to miejsce do tej pory, czyli w postaci tzw. odrębnego strumienia (ta kwestia była dość długo przez resort analizowana; alternatywą było wliczenie ich do wyceny świadczeń i adekwatne jej podwyższenie). Właśnie taki mechanizm preferowany jest przez pracowników (gwarantuje bowiem, że pieniądze nie zostaną przeznaczone na inny cel niż podwyżki). Postulował o niego m.in. Ogólnopolski Związek Pielęgniarek i Położnych, podkreślając, że tylko w ten sposób nowela będzie mogła wejść w życie przy zachowaniu „spokoju społecznego”, jednocześnie jednak przyznając, że NFZ nie będzie zwolennikiem takiego rozwiązania (pisaliśmy o tym w tekście „Nowa tabela wynagrodzeń – pielęgniarki i lekarze na »nie«”, DGP nr 80/22). Okazuje się jednak, że nie tylko funduszowi to nie odpowiada – również ze strony podmiotów zarządzających szpitalami od razu pojawiły się głosy, że mechanizm ten z zasady jest kontrowersyjny, bo zaburza m.in. planowanie wydatków i kosztów, jakie ponosi placówka lecznicza.
– Taki system jest bardzo złożony – zarówno z punktu widzenia rozliczeniowego, jak i finansowego – podkreśla Krzysztof Zaczek ze Związku Szpitali Powiatowych Województwa Śląskiego, prezes zarządu Szpitala Murcki. – Potrzeba naprawdę ogromnego nakładu pracy zespołu kadrowo-płacowego, by zapanować nad rozliczeniami. Zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę zwolnienia chorobowe, urlopy macierzyńskie czy choćby zmienność zatrudnienia w czasie – wylicza.
…i miejscami niekorzystne finansowo
Na tym nie koniec, bo – jak wskazuje ekspert – oprócz biurokracji pojawiają się problemy finansowe. Wystarczy bowiem, że pracownik pomiędzy kolejnymi terminami złożenia raportu, który stanowi podstawę uzyskania pieniędzy, zrezygnuje z pracy i na jego miejsce szpital zatrudni nowego. Na jego płace fundusze musi już sam wygospodarować.
Do tego dochodzi kwestia osób pracujących na umowach cywilnoprawnych (przypomnijmy, ustawa o najniższych wynagrodzeniach dotyczy wyłącznie pracowników etatowych), które również wnioskują o podwyżki, gdy rosną płace ich kolegów zatrudnionych na tych samych stanowiskach na podstawie umowy o pracę. – A na to niestety płatnik nie przekazuje żadnych środków – kończy Krzysztof Zaczek.
A może wycena?
Wreszcie – jak wskazuje Bernadeta Skóbel – stopniowo wypacza się proces adekwatnej wyceny świadczeń, o którą przedstawiciele całego środowiska medycznego od dawna postulują. – Osobnym strumieniem idą środki na podwyżki (nawet nie na wynagrodzenia, a w wysokości różnicy pomiędzy tym, jakie obecnie wynagrodzenie otrzymuje dana osoba, a jakie powinna dostać), z drugiej strony mamy i ryczałt, i świadczenia pozaryczałtowe, które powinny być wyceniane według kosztów realizacji świadczeń, na które to koszty składa się właśnie m.in. wynagrodzenie pracownika – wyjaśnia ekspertka.
Stąd jej zdaniem kierowanie jakichkolwiek pieniędzy odrębnym strumieniem zaburza podstawową ideę, jaka stała u podstaw ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych (t.j. Dz.U. z 2021 r. poz. 1285 ze zm.), którą była właściwa wycena świadczeń. – Zdecydowanie wolelibyśmy, by mechanizm wycen został „wyczyszczony”, a nie brnięto dalej w „znaczenie pieniędzy” – argumentuje.
Etap legislacyjny
Projekt nowelizacji skierowany do I czytania w Sejmie