Na kończący się właśnie sezon grypowy Ministerstwo Zdrowia zamówiło 5 mln preparatów przeciwko wirusowi. Część z nich sfinansowało z pieniędzy publicznych, część trafiła na rynek komercyjny (do aptek i przychodni). Darmowe preparaty z puli ministerialnej były przeznaczone m.in. dla nauczycieli, pracowników medycznych, mundurowych.

Z informacji podanych przez ministerstwo wynika, że było ich ok. 3 mln. Szybko się jednak okazało, że darmowe szczepionki nie cieszą się zainteresowaniem. W grudniu resort postanowił więc przeznaczyć je nieodpłatnie dla całej dorosłej populacji. Mimo że mógł z nich skorzystać każdy, i tak nie udało się wykorzystać wszystkich dawek. W efekcie konieczna będzie ich utylizacja (szczepionka przeciwko grypie jest co sezon modyfikowana).
O jaką liczbę chodzi? To ściśle tajne. Tak przynajmniej mówi dziś resort zdrowia. – Z uwagi na przeznaczenie rezerw strategicznych informacje dotyczące zamawianego asortymentu, ilości, dat ważności oraz miejsc przechowywania rezerw stanowią informacje niejawne – tłumaczy Agnieszka Pochrzęst-Motyczyńska z biura prasowego Ministerstwa Zdrowia, dodając, że na razie resort nie jest też w stanie podać, ile z zamówionych szczepionek zostało ostatecznie wykorzystanych. – Trwa rozliczanie szczepień z NFZ. Dostęp do tych danych będzie możliwy po 18 kwietnia – zaznacza.
Jednak z szacunków ekspertów rynku farmaceutycznego wynika, że niewykorzystanych dawek może być od miliona do blisko dwóch milionów. – Resort nie chce podawać danych, pewnie dlatego, że przyznałby się do niegospodarności – mówi nam jeden z ekspertów. Koszt niewykorzystanych preparatów może sięgnąć nawet 100 mln zł (trudno to ocenić, bo ceny zakupowe są tajne).
W rezultacie resort zdrowia zapowiada, że na przyszły rok nie kupi ani jednej szczepionki z własnych pieniędzy. Dostępne będą tylko te, które firmy oferują komercyjnie na rynku prywatnym. Co oznacza, że darmowe szczepienia stracą medycy, nauczyciele oraz mundurowi. To, że byli specjalnie traktowani, wynikało, jak tłumaczy ministerstwo, z pandemii. Teraz zdaniem resortu warunki się zmieniły. Choć nadal niektórzy otrzymają szczepionkę za darmo (kobiety w ciąży oraz osoby po 75. roku życia) albo z 50-proc. odpłatnością (dzieci oraz osoby między 65. a 74. rokiem życia z chorobami przewlekłymi). Ale tylko dzięki refundacji przy zakupach na receptę. Z resortu zdrowia nikt już preparatów nie dostanie.
MZ przewiduje również, że zapotrzebowanie na szczepionki będzie małe. Jak się dowiedzieliśmy, resort ogłosił, że na przyszły sezon grypowy wystarczy zamówić 2,5 mln preparatów, czyli dla ok. 7 proc. społeczeństwa. To dwa razy mniej, niż prognozowano na ten rok.
Z tymi prognozami nie zgadzają się eksperci z Ogólnopolskiego Programu Zwalczana Grypy, którzy we współpracy z instytucjami publicznymi i producentami wypracowali konsensus w sprawie zapotrzebowania na szczepionki przeciw grypie na sezon 2022/2023. I uznali, że w przyszłym roku potrzebnych będzie 4,1 mln dawek. Środowisko apeluje też, żeby nie wykluczać z darmowych szczepień wszystkich grup zawodowych. A farmaceuci postulują uproszczenie zasad, np. stworzenie systemu umożliwiającego uzyskanie recepty na szczepionkę bez wizyty w przychodni. Zapowiadają, że w przeciwnym razie niechętnie będą się angażować w zakupy szczepionek w kolejnym sezonie. W tym roku na skutek ciągłych zmian w regułach dostępności ponieśli straty finansowe. Jak wynika z informacji DGP, w hurtowniach i magazynach aptecznych wciąż zalega 90 tys. szczepionek na grypę.
Mimo to, jak wynika z danych PEX PharmaSequence, w tym sezonie Polacy wydali na nie niemal 65 mln zł. To więcej niż przed rokiem, kiedy kupili ich za 50,8 mln zł. Powodem wzrostu wartości sprzedaży jest wyższa cena, ale i większe zakupy. W tym roku nabywców znalazło 1,2 mln opakowań szczepionki, podczas gdy w poprzednim niewiele ponad 1 mln sztuk.
Obok szczepień przeciw grypie w magazynach Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych leżą także niewykorzystane szczepionki na COVID-19 – obecnie to 25 mln. Zapowiedziana jest dostawa kolejnych 67 mln za 6 mld zł, ale na wykorzystanie ich raczej nie ma szans. – To mogło spowodować pewną frustrację resortu zdrowia. Wydał pieniądze, a szczepionki trzeba będzie wyrzucić. Być może należałoby się zastanowić, jak zmienić organizację, finansowanie oraz sposoby dotarcia do ludzi, żeby więcej osób było zainteresowanych szczepieniami – mówi jeden z naszych rozmówców.
Eksperci rynku przyznają, że zainteresowanie szczepieniami przeciw grypie było niskie, a jednym z powodów jest wciąż niska świadomość korzyści wynikających z przyjęcia szczepionki. W Polsce rozważa się, czy w sezonie zaszczepi się 6, czy 9 proc. społeczeństwa, podczas gdy w większości państw UE liczby zaszczepionych są dwucyfrowe.
W tym roku, choć grypa nie wróciła do poziomu sprzed pandemii, dotknęła większą liczbę osób niż w poprzednim sezonie. Jak wynika z danych Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego PZH – Państwowy Instytut Badawczy od września do marca było w sumie 2,5 mln przypadków grypy i podejrzenia o grypę. Rok wcześniej w tym czasie 1,44 mln przypadków, ale to był czas izolacji, więc przenoszenie się wirusa było utrudnione. W sezonie 2019/2020 od września do marca zachorowało natomiast 3,64 mln osób. ©℗