- Teleporady wprowadzono tuż przed pandemią, a w związku z obostrzeniami covidowymi spopularyzowały się i już z nami zostaną. Lepiej jednak zrezygnować z ich sztywnego regulowania w przepisach na rzecz bardziej elastycznych wytycznych - uważa Tomasz Zieliński, lekarz, wiceprezes Federacji Porozumienie Zielonogórskie.

ikona lupy />
Tomasz Zieliński, lekarz, wiceprezes Federacji Porozumienie Zielonogórskie / Media
Czy w związku z tym, że pandemia ma się ku końcowi - a przynajmniej rządzący mają taką nadzieję, bo znoszą część covidowych restrykcji - powinniśmy zrezygnować już z teleporad i na dobre wrócić do osobistych wizyt w przychodniach?
Wcale nie jestem przekonany, że chcieliby tego pacjenci. Bo oni sami często je wybierają, to dla nich wygoda i oszczędność czasu.
Z perspektywy tych dwóch lat widać, że teleporady były niezbędne, żeby system ochrony zdrowia przetrwał pandemię. Ale warto pamiętać, że mieliśmy je wykorzystywać niezależnie od koronawirusa. On tylko ten proces przyspieszył. Na pewno teraz są one ważnym elementem systemu, bo pozwalają lepiej zarządzać tymi zasobami, które mamy - czas udzielenia porady w wielu sytuacjach może być radykalnie krótszy, można ich udzielać na odległość, co ma znaczenie i dla przychodni, którym ułatwia to organizację pracy (szczególnie dla podmiotów, które np. mają kilka filii), i dla pacjentów, zwłaszcza tych, którzy mają problemy z poruszaniem się. Oczywiście przy przestrzeganiu zasady, że gdy jest potrzeba, to z osobistą wizytą nie powinno być problemu. Nie przeczę, że gdzieś zdarzały się tego rodzaju patologie, ale nie jest tak, że do przychodni się nie można dostać, bo są zamknięte. Przykładowo ja dziś miałem głównie teleporady, ale wczoraj więcej pacjentów było na wizytach osobistych. Tu wiele zależy np. od pogody, jak jest zimno pacjentom częściej nie chce się wychodzić z domu, części nie chce się czekać w kolejce, jeśli można poczekalnię przenieść do domu.
No właśnie, nadużywanie teleporad się zdarzało, wskazywały na to i kontrole NFZ, i sygnały wpływające do rzecznika praw pacjenta (RPP). Resort zdrowia zdecydował się na wprowadzenie pewnych regulacji w tym zakresie. Czy pana zdaniem są potrzebne kolejne? Może, aby zapobiec patologiom, należałoby jak najdokładniej opisać reguły udzielania porad na odległość?
Medycyna jest dziedziną, którą trudno zamknąć w sztywnych regulacjach. To widać również na tym przykładzie. O tym, czy konieczna jest wizyta osobista, powinien decydować stan zdrowia, a nie np. to, czy dziecko ma 5 lat i 11 miesięcy czy 6 lat i jeden dzień (obecnie nie wolno udzielać teleporad dzieciom poniżej 6 lat - red.). Oczywiście rozumiem motywację resortu, który chciał pokazać, że coś robi w sytuacji, gdy część pacjentów skarżyła się, że teleporady są nadużywane. Jednak od razu było wiadomo, że te reguły nie będą w pełni respektowane przez samych pacjentów. Wielokrotnie spotykaliśmy się z sytuacjami, że gdy mówiliśmy rodzicom, że nie możemy udzielić teleporady, ponieważ dziecko jest za małe, to oni w ogóle rezygnowali z wizyty, bo nie chcieli przyjeżdżać do przychodni. Podobnie trudno stosować zasadę, że nowa choroba uniemożliwia udzielenie teleporady. Miałem przypadek, że zadzwonił mój pacjent, prosząc o poradę, bo otarł skórę na nodze. Poinformowałem go, że w takim razie musi przyjść, na co on odparł, że jest na wakacjach w Kołobrzegu. Teraz opcja jest taka, że albo mu nie udzielę porady, bo przecież nie przyjedzie do mnie z Kołobrzegu na Lubelszczyznę, i zostanie bez niczego, albo zrobię to wbrew przepisom. W przypadku teleporad potrzebna jest elastyczność.
Czyli może raczej należy je uwolnić od regulacji i pozostawić decyzje w rękach lekarzy?
W medycynie generalnie opieramy się na wytycznych, a nie na sztywnych przepisach - jeśli oczywiście mówimy o postępowaniu medycznym. Wytyczne nie są zapisami prawnymi, z reguły nie wpisujemy ich w rozporządzenia, tylko wskazujemy ogólnie, że lekarz udziela świadczeń zgodnie z wiedzą medyczną. Takie wytyczne, standardy postępowania tworzone przez towarzystwa naukowe, izbę lekarską czy inne organizacje, są lepsze, bo nie muszą być bardzo dokładne, mogą pozostawiać pole manewru dla lekarza. Tymczasem przepisy powinny być jak najbardziej precyzyjne, co akurat w kwestiach dotyczących leczenia nie ułatwia ich stosowania. Jeśli mamy coś bardzo dokładnie opisane, to jest ryzyko, że jakiś przypadek możemy pominąć, bo nie mieści się w tym opisie, choć powinien. A jeśli z drugiej strony w przepisach mamy niezbyt precyzyjne określenie: „pacjent, który jest w stanie przyjść”, to już jest pole do szerokich interpretacji. Jeden prawnik będzie twierdził, że należy to interpretować rozszerzająco, inny - że zawężająco. I całe życie można się potem sądzić.
A w sprawie teleporad kto powinien opracować takie wytyczne?
Takie wytyczne są już przygotowane, jest to konsensus środowiskowy, trwają ostatnie uzgodnienia. Opracowały je różne organizacje, m.in. Telemedyczna Grupa Robocza, Polska Izba Informatyki Medycznej przy współudziale izby lekarskiej, organizacji pacjentów, RPP.
To jest bardzo rozbudowany standard, ale w obecnej sytuacji musi być zgodny z obowiązującymi przepisami. Gdyby ich nie było, pewnie łatwiej by było go przygotować, bo można by bardziej zdać się na logikę, a mniej na prawo.
Dyskutujemy o teleporadach jako rozwiązaniu, które wprowadzono w związku z COVID-19, ale tak jak pan wspominał na początku naszej rozmowy, one wcześniej czy później weszłyby do naszego systemu.
Tak, one zostały wpisane do przepisów dotyczących podstawowej opieki zdrowotnej (POZ) w 2019 r., tuż przed pandemią. I od 1 styczna 2020 r. nałożono na podmioty POZ obowiązek udostepnienia dwóch godzin w tygodniu na teleporady. Zatem MZ i NFZ nas do tego zobligowały, bo środowisko wcale takie chętne nie było, lekarze mieli raczej sceptyczne nastawienie. Niewiele brakowało, a na samym początku pandemii odbylibyśmy wspólną konferencję prasową na ten temat. Była zaplanowana - z udziałem ówczesnego prezesa NFZ, a dziś ministra zdrowia Adama Niedzielskiego, wiceministra Janusza Cieszyńskiego i moim - ale w związku z dynamicznym rozwojem sytuacji epidemicznej ciągle była przekładana. Mieliśmy na niej jednak apelować o radykalne zwiększenie liczby teleporad. Z czasem się okazało, że obyło się bez takich apeli - teleporady same się spopularyzowały. ©℗
Rozmawiała Agata Szczepańska