W zeszłym roku ubezpieczeni w ZUS spędzili na L-4 aż 25,2 mln dni z powodu zaburzeń psychicznych. To jednak o 9 proc. mniej niż rok wcześniej. Rok do roku spadła też ogólna liczba dni absencji.

Tak wynika z najnowszych danych organu rentowego, do których dotarł DGP.
Co ciekawe, zupełnie inaczej wygląda statystyka zwolnień wystawionych z tytułu choroby własnej. Osobom ubezpieczonym w ZUS wypisano ich prawie 20,5 mln na łączną sumę 239,9 mln dni. W porównaniu z 2020 r. spadła zarówno liczba dni absencji, jak i liczba zaświadczeń (patrz infografika).
Jak to wytłumaczyć? - W rejestrze e-ZLA umieszczane są też zaświadczenia lekarskie wystawiane w celu opieki nad dzieckiem oraz innym członkiem rodziny w związku z ich chorobą. Zatem wzrost ogólnej liczby zwolnień lekarskich przy mniejszej ich liczbie z tytułu choroby własnej świadczy o tym, że rzadziej bierzemy L-4 na siebie, a częściej na zajmowanie się bliskimi - wyjaśnia Jeremi Mordasewicz z Konfederacji Lewiatan. Jego zdaniem to zrozumiałe w sytuacji, gdy przykładowo dzieci zostawały w domach, bo całe klasy trafiały na kwarantanny.
Mniej zwolnień bierzemy na siebie
W opinii ekspertów mniejsza liczba zwolnień z tytułu choroby własnej to efekt oswojenia się z obecną sytuacją. - Pomimo że 2021 r. również był naznaczony przez pandemię, to jej wpływ na funkcjonowanie społeczeństwa i gospodarki był zupełnie inny niż w 2020 r. O ile na początku dominowało podejście oparte na strachu oraz maksymalnym ograniczaniu mobilności, w kolejnym roku starano się równoważyć względnie normalne funkcjonowanie z koniecznością ograniczania ryzyka zakażeń - ocenia Łukasz Kozłowski z Federacji Przedsiębiorców Polskich. Zwraca uwagę, że szczególnie w pierwszych miesiącach pandemii liczba zwolnień lekarskich była bezprecedensowa. - A przecież wówczas nie mieliśmy wielu przypadków zachorowań na COVID-19. To tylko potwierdza tezę, że istotnym czynnikiem odpowiadającym za liczbę zwolnień był efekt strachu - wskazuje.
Jeremi Mordasewicz uważa z kolei, że brak drastycznego wzrostu liczby zwolnień wynika także z tego, że chroniąc się przed koronawirusem, zabezpieczamy się jednocześnie przed innymi chorobami, m.in. grypą czy przeziębieniami.
Łukasz Kozłowski przyznaje jednak, że teraz znowu przedsiębiorcy doświadczają trudnych momentów w związku ze szczytem kolejnej fali zakażeń. - Omikron ma inną specyfikę niż poprzednie warianty. Przebieg fali zachorowań spowodowanej jego pojawieniem się w Polsce jest znacznie gwałtowniejszy. W efekcie doświadczamy obecnie kilku trudnych tygodni na rynku pracy - szczególnie w miejscach, gdzie praca nie może być wykonywana zdalnie - ocenia. Jego zdaniem jednak piąta fala nie powinna przełożyć się na duży wzrost zwolnień lekarskich w skali całego roku. - Obecnie mamy do czynienia z gwałtowną kumulacją zachorowań, ale w ciągu kilku tygodni możemy spodziewać się normalizacji sytuacji - dodaje.
Gertruda Uścińska, prezes ZUS, zwraca jednak uwagę, że w rejestrze e-ZLA uwidoczniona jest jedynie część absencji chorobowej wynikającej z COVID-19. - Wynika to z faktu, że usprawiedliwieniem nieobecności w pracy oraz podstawą wypłaty zasiłków jest również decyzja o nałożeniu kwarantanny i izolacji. Lekarze wystawiają także zaświadczenia na jednostki chorobowe powiązane z COVID-19, np. na rehabilitację po przebyciu choroby. W 2021 r. zarejestrowaliśmy 157,4 tys. takich zaświadczeń (kody: U08, U09, U10, U12), jeżeli chodzi o osoby ubezpieczone w ZUS, na 1,5 mln dni absencji - informuje.
Problemy ze zdrowiem psychicznym
Niezmiennie dominującą przyczyną korzystania ze zwolnień są choroby związane z ciążą, porodem i połogiem. Zwolnienia z tego tytułu w 2021 r. stanowiły 17 proc. ogółu liczby dni absencji (40,9 mln).
Nieoczekiwane zmniejszyła się natomiast liczba dni absencji chorobowej w związku z zaburzeniami psychicznymi i zaburzeniami zachowania. W 2021 r. ich udział procentowy w ogólnej liczbie dni nieobecności w pracy z powodu choroby własnej wynosił 10,5 proc. (25,2 mln dni), natomiast w 2020 r. - 10,8 proc. (27,6 mln dni). Daleko nam jednak jeszcze do stanu choćby sprzed epidemii - przykładowo w 2019 r. liczba dni absencji z tego tytułu wynosiła 20,2 mln (8,5 proc.).
- Nie mam poczucia, że trafia do mnie mniej pacjentów z problemami natury psychicznej - mówi Katarzyna Sarnicka, specjalistka psychologii klinicznej, przewodnicząca Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Psychologów (OZZP). Przyznaje jednak, że można odnieść wrażenie, iż po pierwszym roku pandemii nastąpił okres adaptacji. - Nasze reakcje w związku z COVID-19 nie są już tak silne, jak to było jeszcze w 2020 r. Zostaliśmy wówczas zaskoczeni przez coś nowego i niezbadanego. Nie wiedzieliśmy, jakie konsekwencje zdrowotne wywołuje nowy wirus, nie dysponowaliśmy też szczepionkami. W 2021 r. to się zmieniło. Szczególnie w drugiej połowie roku nie było już tak wielu obostrzeń, ruszyły szczepienia na masową skalę. Okres letni sprzyjał odreagowaniu trudnych przeżyć i emocji - wskazuje ekspertka. W jej ocenie mogło to wpłynąć na zmniejszenie liczby dni absencji w pracy z powodu zaburzeń psychicznych i zaburzeń zachowania.
Zwraca jednak uwagę, że zapotrzebowanie na fachową pomoc w obszarze zdrowia psychicznego nadal jest wysokie. - Mniej osób być może korzysta ze zwolnienia lekarskiego z tego powodu, ale jednocześnie szuka pomocy w prywatnych placówkach i stara się funkcjonować w codziennym życiu możliwie jak najlepiej - zaznacza.
Mniej zwolnień bierzemy na siebie, ale i tak więcej niż przed pandemią / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe