Pytanie, czy ktoś musi się zaszczepić, nie przestaje wywoływać emocji.

W Ottawie, stolicy Kanady, od ponad tygodnia trwa protest przeciwko obowiązkowi szczepień dla kierowców wykonujących kursy za granicę. Demonstracje dają się we znaki na tyle, że w mieście wprowadzono stan wyjątkowy. Protestujący domagają się zniesienia obowiązku (jak zapewniają stowarzyszenia branżowe, znakomita większość kierowców jest zaszczepiona), a także dymisji premiera Justina Trudeau, chociaż za politykę epidemiologiczną odpowiadają w Kanadzie głównie prowincje, a nie rząd federalny.
Pajęczyna przepisów
Kwestia obowiązkowych szczepień wywołuje silne emocje także po drugiej stronie granicy, czyli w Stanach Zjednoczonych. Jeden z powodów: pomysł ten stał się elementem jesiennej strategii walki z pandemią przedstawionej przez prezydenta Joego Bidena. Biały Dom nie ma prerogatyw, aby zmusić do szczepień wszystkich Amerykanów. Postanowił więc skupić się na tych, którzy znajdują się pod jego jurysdykcją, czyli w praktyce na pracownikach rządu federalnego.
Nie chodzi jednak wyłącznie o urzędników, ale też o żołnierzy, pielęgniarki i lekarzy zatrudnionych w placówkach wykonujących świadczenia na rzecz podmiotów publicznych (czyli np. leczących osoby po 65. roku życia za pieniądze z funduszu Medicare) czy podwykonawców realizujących zlecenia dla administracji federalnej zdobyte w przetargach.
Dzisiaj ta strategia w większości leży w gruzach, głównie za sprawą sądów. Trzy tygodnie temu sędzia w Teksasie zablokował wymóg szczepień dla pracowników federalnych. Potem jego kolega w innym stanie zrobił to samo w przypadku podwykonawców. Niedawno inny sędzia w Teksasie zakazał wykorzystywania środków dyscyplinujących wobec żołnierzy, którzy odmówili przyjęcia preparatu przeciw COVID-19.
Inaczej potoczyła się sprawa obowiązku w odniesieniu do pracowników służby zdrowia. W styczniu Sąd Najwyższy orzekł, że od nich rząd federalny ma prawo wymagać szczepień. Teraz Departament Sprawiedliwości powołuje się na to orzeczenie, składając apelacje w przegranych sprawach dotyczących innych grup wykonujących zadania dla rządu.
Ale jednocześnie Sąd Najwyższy wyrzucił do kosza pomysł Bidena, który nakładał na firmy zatrudniające więcej niż 100 osób obowiązek albo szczepienia, albo testowania pracowników. Ta sprawa jest skomplikowana, bo o ile rząd federalny nie może czegoś takiego wymagać od przedsiębiorców, o tyle na gruncie amerykańskiego prawa przedsiębiorcy mają więcej swobody, jeśli chcą wymagać szczepień od pracowników.
I faktycznie, parę firm postanowiło wprowadzić obowiązek szczepień dla swoich pracowników, zanim jeszcze swoją strategię walki z COVID-19 przedstawił Biden. Linie lotnicze United Airlines wprowadziły u siebie politykę: albo się zaszczepisz, albo tracisz pracę. W ub.r. firma zwolniła 200 niezaszczepionych osób. Sześciu zwolnionych pracowników United postanowiło walczyć o swoje w sądach, ale te ostatecznie nie zdecydowały się zablokować polityki linii. Firma musiała jednak brać pod uwagę odstępstwa od tej zasady z przyczyn religijnych, co gwarantuje ustawodawstwo federalne.
Niektóre korporacje, nie chcąc wzbudzać napięć w relacjach z pracownikami, zrezygnowały z obowiązkowych szczepień. Tak zrobiły General Electric, który w USA zatrudnia 56 tys. osób, a także Starbucks, dający pracę 235 tys. osób.
Sytuację w Stanach Zjednoczonych dodatkowo komplikuje fakt, że na przepisy federalne i prawa pracy nakładają się przepisy lokalne. Część stanów, nie oglądając się na działania Waszyngtonu, postanowiła wprowadzić obowiązek szczepień na własną rękę, czego efektem jest prawdziwa pajęczyna przepisów. I tak w Nowym Jorku i Maine szczepić muszą się pracownicy wszystkich placówek opieki zdrowotnej, ale już w Oregonie dotyczy to tylko szpitali, a w sąsiednim Waszyngtonie – wyłącznie domów opieki nad seniorami. Czasem alternatywą dla nieprzyjęcia preparatów przeciw COVID-19 jest zwolnienie (jak w Nowym Jorku), a czasem – testowanie (jak w Karolinie Północnej).
Władze niektórych stanów zdecydowały się walczyć z obowiązkiem szczepień, zakazując wprowadzania go (co jednak tyczy się wyłącznie osób opłacanych z lokalnych, nie federalnych pieniędzy). I tak w Arkansas, Idaho czy Georgii taki zakaz wprowadzono w odniesieniu do podmiotów publicznych, prywatne zostawiając w spokoju, ale już w Teksasie uwzględnia on również „zwykły” biznes.
Kary nie od razu
Mniej problemów prawnych napotyka obowiązek szczepień wprowadzany w Europie. Najwcześniej na takie rozwiązanie zdecydowali się Włosi w odniesieniu do pracowników służby zdrowia. I chociaż kilkunastu z nich zdecydowało się walczyć o swoje w sądach, to jak na razie bez większych sukcesów. W miarę upływu pandemii rząd w Rzymie rozszerzał obowiązek także na inne grupy zawodowe opłacane ze środków publicznych, w tym nauczycieli i żołnierzy. Ostatnio do obowiązku szczepień dołączono osoby o 50. roku życia – rozwiązanie podobne jak w Grecji, gdzie szczepić muszą się osoby po 60. roku życia.
Na naszym kontynencie na obowiązek szczepień na dużą skalę zdecydowała się tylko Austria. Mandaty za nieprzyjęcie preparatu przeciw COVID-19 nie posypią się jednak od razu, ale dopiero od połowy marca. Po pewnym czasie kary mają być naliczane automatycznie, ale nie jest pewne, czy rząd będzie się chciał posunąć aż tak daleko.
Część stanów USA wprowadziła obowiązek szczepień