Jeżeli producenci nie obniżą ceny albo resort zdrowia nie zwiększy finansowania, to szpitale zrezygnują z wykonywania tzw. szybkich testów na obecność COVID-19. Część placówek wstrzymuje zakupy nowych partii.
Jeżeli producenci nie obniżą ceny albo resort zdrowia nie zwiększy finansowania, to szpitale zrezygnują z wykonywania tzw. szybkich testów na obecność COVID-19. Część placówek wstrzymuje zakupy nowych partii.
Chodzi o testy wykonywane m.in. na SOR-ach przy przyjęciach pacjentów, przy przenoszeniu ich ze szpitala do szpitala czy przy nagłych operacjach. Na wynik szybkiego testu czeka się minium dwie godziny krócej niż w przypadku tradycyjnego. Jednogodzinne testy dają możliwość niemal natychmiastowego, ale i rzetelnego sprawdzenia, czy chory ma koronawirusa w sytuacji, kiedy wynik jest potrzebny na cito. Obowiązująca od tego roku wycena za taki test to 113 zł. W ubiegłym roku wynosiła 280 zł. Tymczasem same odczynniki kosztują od 100 do nawet 170 zł w zależności od producenta. Jak wynika z naszych rozmów z dyrektorami szpitali, placówki na razie wykorzystują zapasy, ale wstrzymują się z nowymi zakupami, czekając na rozwój sytuacji.
– Przestaliśmy je stosować na bieżąco. Korzystamy tylko w najpoważniejszych przypadkach, bo nas po prostu na to nie stać – mówi Jadwiga Radziejewska, dyrektor szpitala w Kłodzku. Jak dodaje, szybkie testy wykonywane m.in. przy przyjmowaniu pacjentów na SOR, ale także przy operacjach międzyoddziałowych (pacjent z neurologii mający operację kardiologiczną) pozwoliły uniknąć placówce zamykania oddziałów z powodu koronawirusa. – To były sporadyczne sytuacje, kiedy zawiesiliśmy działanie oddziału z powodu COVID-19 – zaznacza Radziejewska. Jak dodaje, testy antygenowe, które dają szybki wynik, nie są rozwiązaniem, bo o wiele częściej niż PCR pokazują wynik fałszywie ujemny. Głównie dlatego, że jest o wiele węższe okienko czasowe (chodzi o moment rozwoju choroby), kiedy mogą wychwycić obecność wirusa.
Podobnie jest w innych placówkach. – Nadal robimy takie testy, ale piszemy oddzielną fakturę, którą szpital musi rozliczyć albo z NFZ osobno, albo sam zapłacić różnicę. W każdym razie obecny poziom refundacji tego nie pokrywa – mówi diagnosta pracujący w laboratorium w jednym z dużych warszawskich szpitali. Dodaje, że jeżeli któraś ze stron nie ustąpi, to jakość badań spadnie. Decydenci czekają, aż firmy obniżą ceny, te nie mają jednak interesu ani motywacji, żeby to zrobić, bo, jak przekonują, mogą sprzedać odczynniki za granicę. Nawet jeżeli realny koszt testu jest niższy, to obecnie mają przewagę – na rynku jest tylko kilka firm, które oferują taki produkt. – Być może będzie tak, że trochę obniżymy cenę, ale wycena też pójdzie w górę – mówi jeden z naszych rozmówców z rynku farmaceutycznego. – Testy jednoetapowe, czyli dające wynik w godzinę, są bardziej zaawansowane. Nie mogą więc kosztować tyle, ile pozostałe PCR. Mamy pisma ze szpitali z prośbą o wyjście naprzeciw sytuacji, czyli o obniżenie ceny. Nie widzimy takiej możliwości – zaznacza z kolei przedstawiciel innego z producentów.
Jak wynika z informacji DGP, w tym tygodniu ma się odbyć spotkanie resortu zdrowia z przedstawicielami Ogólnopolskiego Związku Pracodawców Szpitali Powiatowych. Powód: ustalenie nowej wyceny dla tzw. szybkich testów. Szef Związku Waldemar Malinowski mówi podobnie jak jego przedmówcy. – Obecna cena jest za niska, poniżej kosztu zakupu odczynnika – podkreśla i dodaje, że to rodzi ryzyko, iż szpitale zaprzestaną wykonywania szybkich testów. A to oznacza dłuższe oczekiwanie na przyjęcie na oddział, zwłaszcza dla pacjentów z SOR.
Za podniesieniem wyceny opowiada się też Forum Diagnostyki Laboratoryjnej Pracodawców Medycyny Prywatnej, które przesłało już swoje stanowisko w tej sprawie do Ministerstwa Zdrowia i NFZ. Wskazuje na konieczność utworzenia nowej grupy badań wirusa SARS-CoV-2 metodami PCR w trybie cito (wynik do 4 godz.) i wycenienie ich na 220 zł.
W sumie, jak wynika z szacunków DGP, wykonywanych jest ok. 150 tys. szybkich testów miesięcznie. – Było, bo ta liczba w ostatnich dniach spadła. Szpitale zostawiły jednogodzinne testy tylko dla pilnych przypadków. W pozostałych szukają dostawców na zewnątrz – mówi przedstawiciel jednej z firm dostarczających odczynniki.
Szef resortu zdrowia był wczoraj pytany o prognozy 150–200 tys. zakażeń dziennie. Odparł, że rząd musi brać pod uwagę „zarówno scenariusze najbardziej czarne, dramatyczne, jak i te, które są o wiele mniej katastroficzne”. Zastrzegł jednak, że do końca nie wiadomo, czy przyjęte w prognozach założenia okażą się słuszne. (W wywiadzie obok o modelach grupy MOCOS mówi jej szef prof. Tyll Krüger).
Premier Mateusz Morawiecki oświadczył, że popiera pomysł ustawy dotyczącej bardziej rygorystycznego egzekwowania paszportów covidowych. – Mam nadzieję na przekonanie argumentami również oponentów wewnątrz naszego obozu. Musimy mieć konsensus w tym zakresie i ta rzecz nie ulega wątpliwości – podkreślił szef rządu. Minionej doby w Polsce odnotowano 11,4 tys. nowych zakażeń koronawirusem, zmarły zaś 493 osoby z COVID-19. Udział wariantu Omikron w przebadanych próbkach w poniedziałek wyniósł 7 proc.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama