Hospitalizacja dzieci z powodu COVID-19 w niektórych województwach wzrosła nawet o 50 proc. Od dziś szczepić będą się mogli wszyscy od 5. roku życia.

Lekarze mówią wprost: jest nie tylko coraz więcej dzieci z koronawirusem w szpitalach, lecz także trafiają na oddziały w coraz gorszym stanie. Według danych resortu zdrowia od początku pandemii hospitalizowanych było niemal 19 tys. dzieci z COVID-19. Ta liczba rośnie z miesiąca na miesiąc. Zmarło ok. 30.
Oto kilka przykładowych danych: w województwie warmińsko-mazurskim takim pacjentom jest dedykowanych 35 łóżek – pięć razy więcej niż miesiąc temu, rok temu – 11. W Lubelskiem dla dzieci zakażonych lub podejrzanych o zakażenie wirusem SARS-CoV-2 jest przeznaczonych obecnie 59 łóżek. Miesiąc temu było ich 34, a rok temu – ok. 25. W Wielkopolsce czeka na najmłodszych 76 łóżek w dwóch szpitalach w Poznaniu. Przed rokiem było to o 30 mniej. Nie inaczej jest na Mazowszu, gdzie tylko na przestrzeni miesiąca liczba miejsc w szpitalach dla dzieci z COVID-19 zwiększyła się pięciokrotnie do 112. Co więcej w wielu placówkach liczba chorych dzieci jest większa niż przygotowanych dla nich miejsc. Tak jest w Centrum Zdrowia Dziecka w Międzylesiu, gdzie jest 14 łóżek, a dzieci 16. Od poniedziałku ta placówka uruchomi kolejne 10 miejsc. – Dzieci coraz częściej wymagają tlenoterapii – zauważa Jerzy Friediger, dyrektor Szpitala Specjalistycznego im. Stefana Żeromskiego w Krakowie, gdzie jest ponad 30 łóżek dla dzieci i wszystkie są zajęte (rok wcześniej – kilka).
Profesor Magdalena Figlerowicz, konsultant wojewódzki w Wielkopolsce w dziedzinie chorób zakaźnych, opowiada, że z każdą falą pandemii nasila się „ciężkość chorowania dzieci”. – Ta fala jest najgorsza – podkreśla, dodając jednocześnie, że objawy u dzieci są inne niż u dorosłych. Są dzieci z zapaleniami płuc wymagające długotrwałej tlenoterapii, z problemami neurologicznymi – zapaleniem mózgu, opon rdzeniowo-mózgowych, stanami padaczkowymi, często mają problemy skórne, brzuszne, wymioty.
Podobnie mówi lek. Małgorzata Stachurska-Turos, dyrektor Szpitala Dziecięcego im. prof. dr. n. med. Jana Bogdanowicza w Warszawie. – Mamy coraz więcej zakażeń COVID-19 u dzieci, częściej wymagają leczenia na oddziale intensywnej terapii, coraz więcej ma ciężkie objawy – tłumaczy. O tym, że przypadków jest coraz więcej i że są cięższe, mówi też dr Adam Stangret, rzecznik szpitala w Ostrowie Wielkopolskim, gdzie niedawno z powodu koronawirusa zmarł 14-latek. – Widzę to z własnych obserwacji, ale i rozmów z lekarzami. A jeśli chodzi o chłopca, to trafił na oddział pediatryczny w stanie ciężkim. Został przyjęty w związku z przewlekłą chorobą, na którą był już leczony ambulatoryjnie. Po wykonaniu testu okazało się, że ma COVID-19. Jego stan się bardzo szybko pogarszał, nie było czasu na wykonanie diagnostyki, co jest tego powodem. Mimo podjętych czynności nie udało się go uratować – opowiada dr Stangret.
W tym roku, jak podaje resort zdrowia, zmarło 19 dzieci. Z informacji DGP wynika, że zapewne jest ich więcej. Na przykład lekarz z jednego ze szpitali, z którym rozmawialiśmy, mówił o dwóch przypadkach śmierci w ostatnich dniach, których nie widać w statystyce publikowanej przez MZ. Być może to kwestia opóźnienia w raportowaniu.
Rok temu zostało udokumentowanych ponad dwa razy mniej zgonów – dziewięć i to u dzieci starszych niż w tym roku. W 2021 r. 10 zgonów dotyczyło dzieci w wieku do 10 lat, pozostałe dziewięć to nastolatki. Częściej umierają chłopcy niż dziewczynki. Z danych wyłania się jeszcze jeden obraz: najwięcej zgonów – 14 – jest wśród dzieci mających choroby współistniejące.
– Choroba przestała już wybierać. Przy pierwszej fali było mówione, że jest największym zagrożeniem dla osób starszych. Dziś wiek nie ma już znaczenia. Zwłaszcza gdy w grę wchodzi brak szczepienia – mówi lekarka z POZ w Warszawie. Łagodny przebieg również nie może uspokajać. U dzieci po 2 do 8 tygodni może pojawić się wieloukładowy zespół zapalny PIMS. Co to znaczy? Jak tłumaczy prof. Figlerowicz, to m.in. niewydolność serca, gwałtowny spadek ciśnienia powodujący zaburzenia ukrwienia. Dla rodziców sygnałem o jego wystąpieniu może być nagła temperatura, której nie daje się obniżyć, dziecko staje się apatyczne, ma wysypkę czy biegunkę.
Jak podkreśla, główną formą ochrony są szczepienia. Według naszych rozmówców do szpitali trafiają przede wszystkim dzieci niezaszczepione i to one dużo gorzej przechodzą chorobę. Dziś ruszają zapisy na szczepienia dzieci w wieku 5–11 lat. Już teraz mają tę możliwość wszystkie od 12. roku życia. Jak dotąd skorzystało z tego ok. 1,6 mln, czyli trzydzieści parę procent uprawnionych .