Coraz mniej mieszkańców USA stawia się na szczepienie. W efekcie zagrożony jest ambitny cel, jaki postawił sobie Joe Biden.
Coraz mniej mieszkańców USA stawia się na szczepienie. W efekcie zagrożony jest ambitny cel, jaki postawił sobie Joe Biden.
4 lipca tego roku Biały Dom chciał świętować nie tylko Dzień Niepodległości, ale również osiągnięcie kamienia milowego w programie szczepień przeciw COVID-19. Pierwsza dawka miała być podana 70 proc. pełnoletnich Amerykanów. Do święta pozostał prawie miesiąc, ale wygląda na to, że osiągnięcie tego celu będzie trudniejsze, niż mogło się wydawać jeszcze w maju, kiedy Joe Biden optymistycznie go zapowiedział.
Powodem jest niechęć Amerykanów do szczepień. Dawek nie brakuje, ale tempo ich podawania spadło w ostatnich dniach o ponad 70 proc. w stosunku do połowy kwietnia. Wówczas padł rekord całego programu – w ciągu doby na kłucie stawiło się 4,6 mln Amerykanów. Obecnie jest to niewiele ponad milion dziennie.
– Łatwo dostępne owoce już zerwaliśmy. Wyszczepili się ludzie, których nie trzeba było namawiać. Została grupa, którą trzeba będzie przekonać sposobem – tak według „The Washington Post” miał powiedzieć Anthony Fauci, doradca prezydenta ds. chorób zakaźnych, na jednym z zamkniętych spotkań w Białym Domu.
W związku z tym Biden już w ub. tygodniu ogłosił „miesiąc działania”, czyli inicjatywę mającą na celu dotarcie do nieprzekonanych. W jej ramach rodzice chcący się zaszczepić mogą za darmo zostawić dzieci na parę godzin w prywatnych przedszkolach, apteki będą pracować w piątki po godzinach, a Biały Dom zorganizował konkurs dla burmistrzów i koledżów na to, kto zaszczepi najwięcej osób.
Do prezydenckiej inicjatywy przystąpiło wiele firm, w tym koncern piwowarski Anheuser-Busch, który 4 lipca chce rozdawać darmowe piwo z okazji postępów Ameryki w walce z COVID-19. – Przyjmijcie dawkę i napijcie się piwka. Darmowe piwo dla wszystkich powyżej 21. roku życia dla celebracji niepodległości od wirusa – mówił prezydent Joe Biden.
Inicjatywa Białego Domu nakłada się na sieć już istniejących zachęt, w tym loterii stanowych, w których zaszczepieni mogą wygrać nawet milion dolarów (jak w Ohio). Oprócz tego w ramach setek lokalnych inicjatyw ludzi przekonywano do szczepień m.in. darmowymi dżointami z marihuaną, samochodami czy bronią. Na stronie vaccines.gov Amerykanie mogą sprawdzić, która firma oferuje zniżkę na zakupy po szczepieniu, a która płaci za podwinięcie rękawa (Amazon – 80 dol.).
Zachęty te jak na razie odniosły umiarkowany skutek, ale też sceptycyzm wobec szczepień rozkłada się w Ameryce nierównomiernie. Najwyższy odsetek mieszkańców po kłuciu (powyżej 60 proc. wszystkich) jest w stanach: Vermont, Massachusetts, Connecticut, Maine czy na Hawajach. Najniższy (poniżej 40 proc.) w Idaho, Wyoming, Luizjanie, Alabamie i Missisipi.
„The Washington Post” przestrzegał kilka dni temu, że liczba zachorowań i hospitalizacji wśród nieszczepionych jest miejscami wciąż tak samo wysoka jak w styczniu, podczas szczytu zimowej fali. Dziennik obawiał się, że fakt ten ginie wśród informacji o ogólnie polepszającej się sytuacji epidemiologicznej kraju, zapewniając sceptykom fałszywe poczucie bezpieczeństwa.
Z badań fundacji Rodziny Kaisera zajmującej się problematyką zdrowotną wynika, że odsetek osób, które nie zamierzają się zaszczepić oraz tych, które deklarują, że zrobią to tylko, jeśli będzie taki obowiązek, od kilku miesięcy utrzymuje się na takim samym poziomie – odpowiednio 13 i 7 proc. Jeśli dołożyć do nich Amerykanów, którzy chcą się „wstrzymać i zobaczyć” (12 proc.) – daje to jedną trzecią populacji niechętnej szczepieniom.
Jakby tego było mało, spowolnienie programu sprawiło, że realną perspektywą stało się marnowanie dawek, do niedawna będących jeszcze na wagę złota. ©℗
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama