Wojciech Wiśniewski, ekspert z Public Policy, przekonuje, że zasadnicze pytanie dotyczy tego, czy po prostu nie chcemy płacić więcej, czy nie wierzymy, że będą pozytywne efekty takiego nakładu. – Innymi słowy czy państwo okaże się sprawcze. Zwiększanie obciążeń podatkowych w zasadzie od zawsze budziło sprzeciw społeczny – mówi Wiśniewski. I dodaje, że warto dostrzec, że według Eurostatu udział podatków w PKB rośnie szybciej od zdecydowanej większości państw Unii Europejskiej. Niestety Polacy w tym okresie nie odczuli poprawy dostępności usług publicznych, w tym ochrony zdrowia. – Trudno oczekiwać zatem, że opinia publiczna entuzjastycznie zareaguje na propozycję podwyższenia podatków, nawet w zamian za konkretne korzyści. Z tego powodu z ostrożnym optymizmem przyjmuję, że tylko co trzeci ankietowany odrzuca możliwość podniesienia podatków przeznaczanych na zdrowie – tłumaczy. Jego zdaniem jeżeli ustawa „6 proc. PKB na zdrowie” przyniesie korzyści dla obywateli, odsetek sceptyków będzie malał.
Polski system ma jeszcze jeden kłopot. Finansowanie oparte jest na składce zdrowotnej, która składką jest jedynie z nazwy. W przeciwieństwie do składki emerytalnej czy rentowej nie ma tu żadnego związku między jej wysokością a efektami. Faktycznie więc to nie składka, ale liniowy podatek na zdrowie w wysokości 9 proc. dochodów ze specjalnymi wariantami ryczałtowymi dla przedsiębiorców i rolników. To tworzy problem degresji, czyli nierównego oskładkowania tych osób wobec np. pracujących na etacie. O ile więc z punktu widzenia państwa dobrze, że strumień wpływów na zdrowie jest wyodrębniony, to dla ludzi często on jest niezauważalny, kompletnie niezrozumiały, a często odbierany jako niesprawiedliwy. ©℗
Czy zgodziłbyś się na płacenie wyższych podatków (składki zdrowotnej), jeśli podniesiono by jakość świadczeń w ochronie zdrowia i skrócono kolejki?
O rekomendacjach zmian w finansowaniu systemu ochrony zdrowia czytaj również na B10–11