Nikt się nie spodziewał, że zapowiadane przez rząd przyspieszenie programu szczepień będzie aż tak spektakularne. W nocy możliwość rejestracji na ukłucie dostali 40-latkowie. A nawet, jak donoszą zainteresowani, młodzi. Eksperci byli zachwyceni, odporność populacyjna już majaczyła na horyzoncie. Wszystko byłoby pięknie gdyby nie… informacja, że to błąd systemu.

Po zalogowaniu w systemie e-Pacjent wiele osób z rocznika 1980 zobaczyło dziś rano skierowanie na szczepienie przeciwko COVID-19. Terminy? Nawet na początku kwietnia. Nie do wiary. Czyżby jakaś niezapowiedziana nagła dostawa wakcyny od producentów? A może zapasy szczepionki zostały cudownie odnalezione obok mitycznych już maseczek z ARP?

Sprawa wydawała się o tyle zaskakująca, że wcześniej tego typu akcje rejestracyjne były mocno nagłaśniane przez obóz rządzący. A tutaj? Po cichu, bez informacji, nagła szansa na ukłucie. Dziwne, ale chcieliśmy wierzyć, że możliwe.

W godzinach porannych informację o tym, że to nie żart z okazji prima aprilis, potwierdził rzecznik prasowy Ministerstwa Zdrowia Wojciech Andrusiewicz:

Osoby 40 plus, które wypełniły formularz, dostają możliwość zapisania, bo mamy wolne terminy i chcemy szczelnie je wypełnić

Następnie odpowiedzialny za Narodowy Program Szczepień Michał Dworczyk:

Mamy otwartą rejestrację dla osób powyżej 60. roku życia, ale ta rejestracja zwolniła, dlatego zdecydowaliśmy się uruchomić zapisy osób między 40. a 60. rokiem życia, które zgłosiły gotowość w styczniu

Jak również na twitterze profil #SzczepimySie (prowadzony przez Centrum Informacyjne Rządu):

Zapisy osób 60+ zwolniły. Dlatego, zgodnie z zapowiedziami, zdecydowaliśmy się na wystawienie skierowań dla osób młodszych, które wypełniły formularz zgłoszeniowy pod adresem http://pacjent.gov.pl. Dziś zaczęliśmy również proces telefonowania do tych osób, z propozycją terminu

Godziny mijały, nadal było pięknie. Szybko głos zabrali eksperci, którzy zaczęli chwalić decyzję. Prof. Joanna Zajkowska z Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Białymstoku w rozmowie z PAP wskazała, że osoby w wieku 40. A 60 rokiem życia są grupą aktywną zawodowo, mobilną i biorąca udział w transmisji wirusa. Oceniła, że dobrze się stało, że uruchomiono zapisy dla nich.

I nagle... Bum. Wszystko zmieniło się jak w kalejdoskopie. Na zwołanej na szybko konferencji prasowej, ten sam Michał Dworczyk zakomunikował, że cała sytuacja okazała się jednak błędem systemu.

Na kilka godzin wstrzymujemy rejestrację tej grupy 40-59, po usunięciu usterki odblokujemy i do każdej osoby zadzwoni automat lub konsultant proponując termin w drugiej połowie maja. Przepraszamy za to, w ciągu kilku godzin przywrócimy pełne funkcjonowanie systemu.

Błąd systemu jestem jeszcze w stanie zrozumieć. Takie się zdarzają. Wiele do życzenia pozostawia jednak komunikacja rządu. A właściwie jej brak.

Najpierw władza potwierdza sukces jakim jest podawanie wakcyny kolejnej grupie, a po kilkunastu minutach się z niego wycofuje. A lekarze dodają więcej pikantnych szczegółów z "make off".

Oburzenia sytuacją nie kryją również lekarze.

Takie sytuacje nadwyrężają zaufanie społeczeństwa nie tylko do poczynań rządu, ale przede wszystkim do samych szczepień. Obawiam się, że przez takie działania niedługo już nawet kolejny spot z Cezarym Pazurą nie wystarczy do zachęcenia Polaków do ukłucia. Jak bowiem odbudować zaufanie obywateli w tak wrażliwej kwestii jak zdrowie, kiedy rano zapisują się na szczepienia, a po chwili słyszą „jeszcze nie teraz”?

W tym miejscu warto jeszcze przytoczyć słowa dr Pawła Grzesiowskiego, eksperta w dziedzinie immunologii i terapii zakażeń, który napisał na twitterze:

„System szczepień pada nie z powodu hakerów, tylko chaosu informacyjnego. Kolejna, nocna, zmiana zasad zapisów na szczepienia, co do zasady słuszna, bez wcześniejszego przygotowania, skutkuje szalonym bałaganem - terminy, które w momencie zapisu stają się nieaktualne. To porażka”

Następnym razem przed rejestracją na szczepienia lepiej zerknąć w kalendarz czy przypadkiem nie jest dzisiaj 1 kwietnia.