Trzeba uregulować status ozdrowieńca – apelują pacjenci. Nad problemem debatuje Rada Medyczna przy premierze rekomendująca zmiany w strategii walki z koronawirusem

Od kilku miesięcy nie ma obowiązku wykonywania testów po przechorowaniu koronawirusa, żeby zakończyć izolację. Jednym z argumentów było to, że wyniki są pozytywne, choć pacjent już nie zaraża. O zakończeniu choroby decydowała liczba dni spędzonych w kwarantannie. Kłopot polega na tym, że ozdrowieńców nie zwolniono z testów przy okazji innych sytuacji.
Jedną z pacjentek poproszono o wynik testu na COVID-19 przed zabiegiem mastektomii. Przeszła koronawirusa miesiąc wcześniej. Zagrożenie, że wynik będzie pozytywny, było wysokie. To zaś oznaczałoby przesunięcie zabiegu. Zażądała od szpitala podstaw prawnych. Ostatecznie szpital przystał na zabieg bez testu.
Inny pacjent musiał przerwać chemioterapię, bo zachorował na koronawirusa. Po chorobie szpital domagał się dowodu na to, że człowiek jest już zdrowy i przeprowadzenia testu genetycznego. Bez tego lekarze nie chcieli wznowić podawania chemii. – Bałem się, że wyjdzie mi pozytywny wynik. Tak mnie ostrzegali w laboratorium, a to by oznaczało nie tylko kolejne przesunięcie chemii, lecz także ponowną izolację moją i rodziny ‒ opowiada pacjent. Rozpoczął walkę ze szpitalem – pismami i wnioskami, proponując, żeby to był test antygenowy. Ostatecznie uzyskał zgodę. Kilka tygodni później przed kolejnym zabiegiem znowu poproszono go o test. I wykonano go. – Przeżyłem chwile grozy, bo wynik wyszedł niejednoznaczny. I znów tylko dzięki pracownikom laboratorium udało się, zrobili dopisek, że to prawdopodobnie efekt wcześniej przebytej choroby ‒ dodaje pacjent. ‒ Ostatecznie lekarze zdecydowali na przyjęcie na zabieg – mówi i dodaje, że za każdym razem to walka z systemem. I udowadnianie, że nie jest się wielbłądem.
Nie każdemu się udaje. Jedna ze studentek, która w październiku przeszła chorobę, przed wyjazdem naukowym do innego unijnego kraju musiała zrobić test. ‒ Wynik testu PCR przychodzi i… szok. Określony zostaje jako „nierozstrzygający” – mówi Marta. To zablokowało wyjazd. I to w ostatniej chwili, bowiem test musi być wykonany na 72 godziny przed wyjazdem.
Absurd jest tym większy, że ozdrowieńcy muszą za testy płacić sami – chodzi o wydatek rzędu 400‒500 zł. Skierowania od POZ nie można otrzymać, żeby je bowiem wykonać, trzeba mieć… objawy COVID. Zdrowy ozdrowieniec ich nie ma.
Pracownicy sanepidu rozkładają ręce i mówią, że nie mają wpływu na decyzję o izolacji, która wynika z dodatniego testu. Może ją znieść jedynie lekarz. – Zdarzało nam się, że świeży ozdrowieniec, np. w trakcie przesiewowych testów w pracy, wyszedł jako dodatni. W takich sytuacjach skracaliśmy izolację do jednego dnia – przyznaje jedna z lekarek.
Zdaniem ekspertów to omijanie absurdalnego systemu. ‒ Niezdefiniowanie statusu ozdrowieńców, mimo badań, że odporność utrzymuje się i jest pamięć komórkowa, jest ich dyskryminowaniem – mówi dr Małgorzata Gałązka-Sobotka z Instytutu Zarządzania w Ochronie Zdrowia Uczelni Łazarskiego. Jej zdaniem takie osoby mogłyby wrócić do pracy, do zajęć, do uczenia. – Brak odpowiednich regulacji jest nieracjonalny – dodaje Sobotka.
Sytuacja jest skomplikowana, nadal bowiem nie ma jednoznacznych badań wykluczających ponowne zarażenie się wirusem. Są przypadki osób, które chorują po raz drugi. I to ciężko. W styczniu opublikowano zaś badania prowadzone przez Public Health England, agencję działającą przy brytyjskim resorcie zdrowia, która analizowała możliwości reinfekcji. Wynika z nich, że po przejściu COVID-19 odporność na ponowne zakażenie utrzymuje się przez kilka miesięcy. Badania opublikowane w „Science” na początku stycznia (wykonane przez amerykański Narodowy Instytut Alergii i Chorób Zakaźnych) wykazywały, że u 95 proc. pacjentów system immunologiczny rozpoznawał wirusa nawet osiem miesięcy po infekcji. Czyli większość ozdrowieńców co najmniej przez ten czas jest chroniona przed wirusem.
Jak dodaje Tomasz Anyszek, pełnomocnik zarządu ds. medycyny laboratoryjnej w spółce Diagnostyka, toczą się też dyskusje na temat czułości badania RT-PCR i ewentualnych zmian w algorytmie jego wykonywania i interpretowania wyników badań. I tłumaczy, że po pobraniu materiału genetycznego w laboratorium dochodzi do jego namnażania. W efekcie bardzo niewielkie ilości materiału wirusa z badanej próbki są łatwo wykrywane. Zmiany algorytmów i zmniejszenia liczby cykli namnażania w teorii pozwoliłoby na wykrywanie przypadków pewnych, a osobom z bardzo niewielkim ładunkiem materiału genetycznego (w tym ozdrowieńcom) dałoby szansę na uzyskanie negatywnego wyniku. ‒ Takie podejście jednak nie będzie chyba szybko wdrożone, gdyż wciąż jesteśmy w stanie wojny z pandemią i diagnostyka jest nastawiona przede wszystkim na wykrycie wszystkich osób zakażonych ‒ mówi. Zwraca też uwagę na inną kwestię. ‒ Praktyka pokazuje, że osoby z niewielką ilością wirusa to często pacjenci na wczesnym etapie infekcji i przeoczenie ich oraz zdiagnozowanie jako zdrowych byłoby dużym błędem epidemiologicznym – podkreśla Tomasz Anyszek.
Jak wynika z naszych informacji, kwestia statusu ozdrowieńców jest przedmiotem dyskusji Rady Medycznej przy premierze. Ich sytuację omawiano m.in. przy opracowaniu programu szczepień. Padały propozycje, żeby ozdrowieńców nie szczepić. Ale z obawy przed zamieszaniem logistycznym zrezygnowano z pomysłu. I zostawiono w programie, tym bardziej że nie ma przeciwskazań medycznych, by takim osobom podać preparat. Wówczas najwięcej wątpliwości budziła kwestia tego, w jaki sposób ozdrowieniec miałby potwierdzić swój status. Wynikiem testu PCR? Czy byłby istotny czas od przejścia choroby? Padła propozycja, żeby brać pod uwagę wynik stwierdzający poziom przeciwciał. Tu jednak pojawia się kolejna wątpliwość: poziom przeciwciał spada z czasem, ale to niekoniecznie oznacza, że nie pozostaje tzw. pamięć komórkowa. Jednak temat nie jest zakończony.
O braku zdecydowania świadczy choćby historia jednego rozporządzenia. W projekcie dotyczącym obostrzeń oraz zasad kwarantanny ozdrowieniec wypadał w zależności od etapu prac. W projekcie ozdrowieńcy byli wpisani jako ci, którzy mają podobne prawa do osób, które zostały zaszczepione. Nie powinny podlegać kwarantannie nie tylko po kontakcie z osobą chorą w kraju, lecz także przy powrocie z zagranicy. Na etapie prac zostali jednak wykreśleni, w efekcie muszą przechodzić kwarantannę przy powrocie z zagranicy. O ich przywrócenie walczy m.in. branża turystyczna, która z tego powodu notuje niższą sprzedaż zagranicznych wycieczek.
Jak tłumaczyło MZ, to efekt tego, że nie wiadomo, kogo dokładnie uznawać za ozdrowieńca, nie ma takich osób w polskich przepisach. Resort przyznał też, że ozdrowieńcy zawsze też mogą ubiegać się o zwolnienie z kwarantanny u inspektora sanitarnego. I faktycznie, sanepid często takim osobom skraca okres kwarantanny. ©℗
Na braku regulacji dotyczących ozdrowieńców traci m.in. rynek pracy