Wojewodowie odpowiedzialni za sprzęt i kadry medyczne, a władze powiatowe za mury? Tak według jednej z koncepcji może w praktyce wyglądać planowana przez rząd centralizacja szpitali.

Jak słyszymy, w połowie lutego powinniśmy poznać koncepcję zmian organizacji szpitali. Ostateczne decyzje jeszcze nie zapadły. – Za wcześnie mówić o szczegółach – ucina osoba z rządu.
Nad założeniami reformy pracuje specjalny zespół przy ministrze zdrowia. Plan zakłada, że najpóźniej do końca lutego przedstawi on ministrowi koncepcję, a następnie – nie później niż do końca maja br. – docelowy projekt ustawy.
Strategiczne rozstrzygnięcia mają dotyczyć m.in. tego, komu szpitale odebrane spod nadzoru powiatom będą podlegały oraz co z ich majątkiem i zadłużeniem. Do niedawna rozważane były dwie koncepcje. Według pierwszej organem założycielskim miał być minister zdrowia. Druga przewidywała, że będą to wojewodowie. W każdym razie to któryś z tych organów miał przejąć nadzór, majątek i długi, ale ponieważ ta ostatnia kwestia może się okazać kłopotliwa, pojawił się trzeci pomysł.
Jak wynika z naszych informacji, jedną z rozważanych koncepcji jest formuła, w której wojewodowie nie przejmą od powiatów szpitali w całości, lecz je wydzierżawią. – Wtedy wojewoda będzie mógł np. kupować sprzęt do szpitala, zatrudniać i zwalniać ludzi, ale za mury będzie odpowiadać samorząd powiatowy, któremu wojewoda będzie płacił czynsz – opowiada nasz rozmówca zorientowany w pracach rządowego zespołu. A co, jeśli szpital jest zadłużony? – Wówczas wojewoda, regulując czynsz, potrącałby kwoty wynikające ze spłaty zadłużenia – dodaje nasz rozmówca.
Mowa o niebagatelnych kwotach. Z danych Związku Miast Polskich wynika, że w latach 2003–2020 zadłużenie SPZOZ wzrosło z 7,3 mld zł do 14,8 mld zł (a jeśli chodzi o te nadzorowane przez jednostki samorządu terytorialnego to 5,5 mld zł). Zobowiązania wymagalne wszystkich SPZOZ to ok. 2 mld zł (1,35 mld zł w przypadku samorządowych).
Problematyczna może być też kwestia dotychczas poniesionych nakładów majątkowych. Przykładowo Warszawa w ciągu 10 lat wydała 1,6 mld zł na 10 miejskich szpitali – m.in. na rozbudowy, modernizacje, doposażenie w sprzęt i aparaturę medyczną czy zakup wyposażenia. Samorząd województwa mazowieckiego nadzoruje 26 placówek medycznych, w tym cztery stacje pogotowia ratunkowego i – jak podają władze Mazowsza – w ciągu ostatnich 21 lat na ich unowocześnienie i rozbudowę przeznaczono ponad 2,9 mld zł. Kolejne 400 mln zł dołożą w tym roku.
Pomysły na reformę nie budzą entuzjazmu wśród samorządowców. – Proponowany model to „centralizacja w wersji light”, ale jednak nadal centralizacja. Budzi ona nasz sprzeciw – mówi Grzegorz Kubalski ze Związku Powiatów Polskich. Choć, jak przyznaje, sama idea rozdzielenia operatora szpitala i właściciela majątku nie jest niczym dziwnym. Sytuacja taka ma miejsce np., gdy szpital jest prowadzony przez spółkę prawa handlowego z udziałem podmiotu prywatnego, a budynek szpitala pozostaje własnością powiatu. – Tyle że takie ukształtowanie sposobu realizacji usług jest wyrazem woli społeczności lokalnej i konsekwencją negocjacji równorzędnych partnerów. Model „centralizacja light” nie uwzględnia ani woli, ani nie jest porozumieniem podmiotów o różnej sile. Nie będzie przecież przeszkód, aby wojewoda domagał się szczególnie preferencyjnych warunków pod groźbą likwidacji szpitala. Będzie bowiem dysponował innymi szpitalami w województwie – wskazuje Kubalski.
Krytycznie ocenia ten pomysł szef klubu Lewicy Krzysztof Gawkowski. – Nie może być tak, że decyzje o zarządzaniu szpitalami będą w gestii wojewodów, a sprawy dotyczące de facto długów zostaną w rękach samorządów. Jeśli rząd chce przejąć szpitale, to powinien także przejąć odpowiedzialność za finanse, a więc także długi, lub zostawić samorządom, ale zapewnić także lepszy sposób kontraktacji świadczeń, by szpitale tak bardzo się nie zadłużały – podkreśla Gawkowski.
Pomysły w PiS na zmiany w systemie zarządzania szpitalami pojawiają się od dawna. Z jednej strony z PiS i resortu zdrowia słychać argumenty, że obecny system jest kompletnie dysfunkcyjny z uwagi na wielość organów założycielskich szpitali. Oprócz samorządów powiatowych i wojewódzkich to duże miasta, ale także uczelnie medyczne czy nawet ministrowie – jak w przypadku szpitala MSWiA. To wszystko prowadzi do zamieszania i konkurowania o te same zasoby czy kontrakty z NFZ. Z drugiej strony szpitale – zwłaszcza powiatowe – systematycznie się zadłużają i to na ogół na rządzie koncentrują się oczekiwania, by szpitale oddłużyć. Do tych argumentów dołożyła się pandemia i kłopoty nawet komunikacyjne, jakie były w tym czasie z zarządzaniem ochroną zdrowia. Koronawirus z jednej strony dostarczył argumentów zwolennikom zmian, ale z drugiej strony opóźnia rozstrzygnięcia. – Gdy mieliśmy obciążoną COVID-em ochronę zdrowia, forsowanie takich zmian nie było dobrym pomysłem, stąd ten poślizg – mówi nam osoba z rządu. Dlatego sprawa wraca teraz, chociaż kwestia zmiany organów założycielskich szpitali była już we wrześniu uzgodniona w ramach rozmów koalicyjnych PiS, Porozumienia i Solidarnej Polski. Była wtedy jedną z ważniejszych kwestii poruszanych w trakcie rozmów.
Dziś niepokój władz lokalnych i regionalnych budzi fakt, że w skład rządowego zespołu pracującego nad reformą nie weszli przedstawiciele środowiska samorządowego. Zasiadają w nim bowiem tylko przedstawiciele NFZ, kilku departamentów w resorcie zdrowia, Banku Gospodarstwa Krajowego oraz Agencji Rozwoju Przemysłu.
Opozycja i część samorządów przestrzegają, że planowane odebranie powiatom władztwa nad ich szpitalami może w przyszłości skutkować likwidacją powiatów. Politycy PiS konsekwentnie zaprzeczają tym doniesieniom. W nieoficjalnych rozmowach ponadto wskazują, że pandemia nie sprzyja realizacji tego typu projektów, a likwidacja powiatów oznaczałaby pozbawienie samorządowych stanowisk także własnych działaczy.