Żeby stwierdzić, czy brytyjski wariant jest bardziej śmiertelny potrzebne są starannie przeprowadzone badania. Na tym etapie podawanie takich informacji to sianie strachu – powiedział PAP dr hab. Piotr Rzymski z Uniwersytetu Medycznego im. Karola Marcinkowskiego w Poznaniu.
"Premier Wielkiej Brytanii Boris Johnson poinformował, że wariant B.1.1.7 nazywany powszechnie brytyjskim, może być bardziej śmiertelny. Ale doradca naukowy, Sir Patrick Vallance podkreślił, że to są wczesne dane, wobec których istnieje duża niepewność. Obaj panowie oparli swoje twierdzenia o raport Rządowej Grupy Doradczej ds. Nowych i Pojawiających się Zagrożeń Wirusami Układu Oddechowego (NERVTAG), który zamiast przedstawiać opracowane wyniki analizy epidemiologicznej, prezentuje w punktach jej główne ustalenia. Zarazem podkreśla, że są to ustalenia wczesne, wymienia ich liczne ograniczenia oraz konieczność dalszych analiz. Zastanawiam się więc, po co w ogóle został na takim etapie upubliczniony?” – wskazał w rozmowie z PAP ekspert w dziedzinie biologii medycznej i badań naukowych Uniwersytetu Medycznego im. Karola Marcinkowskiego w Poznaniu dr hab. Piotr Rzymski.
Ekspert podkreślił, że wcześniejsze ustalenia epidemiologiczne nie wskazywały, by zakażenia brytyjskim wariantem koronawirusa B.1.17 wiązało się z większą śmiertelnością.
"Stąd takie informacje politycy i ich doradcy powinni przekazywać tylko i wyłącznie wtedy, gdy istnieją silne dowody, które je wspierają. Nie rozumiem sensu takich stwierdzeń na tym etapie, chyba, że brytyjskim politykom chodzi o to, by zrzucać winę za tragiczną sytuację epidemiczną na Wyspach na wirusa - bo to on ma być bardziej zakaźny i na domiar złego, bardziej śmiertelny” – zaznaczył.
Rzymski przypomniał również, że to także brytyjski premier Boris Johnson stwierdził jakiś czas temu na konferencji prasowej, że wariant B.1.1.7 jest o 70 proc. bardziej zakaźny. "Potem dane epidemiologiczne wskazywały, że o 50 proc., a obecnie, że już tylko o 30 proc." – podał ekspert.
"By stwierdzić zarówno to, czy jakikolwiek wariant rozprzestrzenia się łatwiej czy nie, czy zakażenie nim może faktycznie zwiększać ryzyko śmierci, czy może wcale nie - potrzeba nie wczesnych danych, nie tylko obserwacji epidemiologicznych, ale starannie przeprowadzonych badań laboratoryjnych na liniach ludzkich komórek nabłonka dróg oddechowych oraz zwierząt, takich jak gryzonie z ludzką wersją receptora ACE-2, który dla wirusa jest przepustką do wnętrza komórki. I dopiero na ich podstawie informować opinię publiczną. W przeciwnym razie sieje się strach, a przecież czas pandemii wymaga w szczególności, by wypowiadać się w sposób ostrożny” – zaznaczył.
"Nie panikujmy, czekajmy na wyniki dalszych analiz, zwłaszcza badań eksperymentalnych. I chrońmy się przed koronawirusem - niezależnie od tego, czy wariant brytyjski jest bardziej niebezpieczny czy nie. A to dlatego, że zachorowanie na COVID-19 to swoista loteria. Z nowymi mutacjami wirusa czy też bez nich, zabił i zabija i tak zbyt wiele osób” – dodał.
Pierwszy przypadek zakażenia brytyjskim wariantem SARS-CoV-2 potwierdzono w Polsce w nocy ze środy na czwartek. Według agencji AFP, zakażenia tym wariantem koronawirusa potwierdzono już w kilkudziesięciu krajach świata.