W aptekach zostawiamy rocznie niemal 18,25 mld zł. Od baniek zdecydowanie wolimy przeciwbólową lekową bombę. Statystyczny Polak przyjął w 2013 r. ponad tysiąc dawek (tabletek, łyżeczek syropu itp.)
Leki przepisuję nawet wtedy, kiedy wiem, że nie jest to konieczne – przyznaje jeden z
internistów. Powód? Pacjenci tego oczekują. – Gdybym nie wystawił recepty, uznaliby, że jestem nieskuteczny – tłumaczy.
W efekcie jesteśmy w unijnej czołówce, jeżeli chodzi o zakupy leków. W 2013 r. nabyliśmy niemal 1,2 mln opakowań, co plasuje nas na czwartym miejscu w
UE po Francji, Grecji i Włoszech – wynika z międzynarodowych danych IMS Health.
Szczególnie chętnie – na tle innych państw – Polacy zaopatrują się w te produkty, które nie są refundowane i można je kupić bez recepty, czyli tzw. OTC. – Zdarza się, że biorą kilka preparatów, które zawierają te same substancje, bo wierzą, że im więcej, tym lepiej – opowiada Aleksandra Kuźniak, właścicielka apteki z Gdańska. I dodaje, że nawet kiedy
farmaceuci tłumaczą, że to szkodliwe, czy przekonują, iż lepiej od witamin zadziała spacer, rzadko kiedy przynosi to efekt.
W grupie ulubionych produktów znajdują się
leki na przeziębienie czy przeciwbólowe, w które zaopatrujemy się w ilościach hurtowych. W 2012 r. Polacy kupili prawie 2 mln tabletek i saszetek takich preparatów, wydając na nie ponad 870 mln zł. Tymczasem z badań GFK Polonia na zlecenie marki Nurofen wynika, że sięgamy po nie, nie do końca zdając sobie sprawę z ich działania. Zażywający je nie rozróżniają, które z preparatów działają przeciwbólowo, a które przeciwgorączkowo czy przeciwzapalnie. Jak tłumaczy prof. Jerzy Wordliczek z Uniwersytetu Jagiellońskiego, przykładem braku zrozumienia jest sytuacja, w której ktoś bierze paracetamol, by uśmierzyć ból zęba. Kłopot w tym, że lek ten nie ma działania przeciwzapalnego, więc może zniwelować ból na chwilę, nie likwidując jego przyczyny, ten więc szybko wraca. Jego zdaniem dzieje się tak dlatego, że Polacy nie czytają ulotek. Kiedy pojawia się ból, automatycznie sięgają po proszki.
Zdaniem socjologa zdrowia Krzysztofa Puchalskiego z Instytutu Medycyny Pracy w Łodzi Polacy lubią tabletki i syropy, bo wierzą, że dzięki temu szybko osiągną oczekiwany efekt. Wolą nafaszerować się lekami, niż wyleżeć chorobę. – Chcą osiągnąć sukces i robią na skróty – tłumaczy. I dodaje, że widoczny jest też silny nacisk w środowisku lekarskim na walkę z chorobą za pomocą
leków. Jego zdaniem szczególnie jest to widoczne wśród lekarzy z młodszego pokolenia.
Swoje trzy grosze dokłada reklama, na którą zdaniem Puchalskiego pacjenci są szczególnie podatni: wierzą, że staną się nie tylko zdrowi, ale także szczęśliwi i bogaci dzięki produktom kupionym w aptece. I rzeczywiście, jak twierdzą farmaceuci, widoczne jest bezpośrednie przełożenie – kiedy nowy produkt pojawi się w telewizji czy radiu, jego sprzedaż rośnie.
O tym, jak skuteczne są reklamy, świadczyć może również to, że choć ogólnie rynek ten przeżywał nie najlepszy okres, to segment zdrowia trzyma się mocno i cały czas rośnie. Według danych Kantar Media, firmy specjalizującej się w monitorowaniu wydatków reklamowych, farmaceutyki i parafarmaceutyki to produkty, na których reklamę – od telewizyjnej po radiową – firmy wydają najwięcej. W 2013 r. (przyjmując stawki netto z cenników bez uwzględniania indywidualnie negocjowanych rabatów) na ich reklamę wydały niemal 3,7 mld zł, czyli o ponad 20 proc. więcej niż w roku 2012, kiedy wydatki te były szacowane na ok. 3,1 mld zł. Dla porównania wydatki na reklamę żywności, która w 2013 r. zajęła drugie miejsce, wyniosły ok. 3,2 mld zł.
Eksperci z IMS Health podkreślają, że analizując przyjmowanie leków przez Polaków, warto zwrócić uwagę na pewien paradoks: choć niezwykle chętnie zaopatrujemy się w aptekach, to nie zawsze przekłada się to na liczbę przyjmowanych tabletek. – Polska jest krajem, gdzie sprzedają się jedne z mniejszych opakowań fabrycznych leków – mówi Katarzyna Leoszkiewicz z IMS Health. Dlatego wysokość spożycia wystandaryzowanych dawek w przeliczeniu na mieszkańca w lekach OTC plasuje nas trochę niżej, niż wynikałoby z liczby zakupionych opakowań. Przy takim wyliczeniu zajmujemy 7. miejsce wśród 28 państw UE. Oprócz Francuzów czy Niemców podobną miłością do produktów leczniczych jak Polacy mogą pochwalić się również Litwini, Estończycy czy Łotysze.
Leki, które możemy kupić bez recepty, są coraz droższe
Z danych firm monitorujących rynek apteczny wynika, że za leki z grupy OTC, czyli wydawane bez recepty lekarskiej, płacimy coraz więcej. Według PharmaExpert średnia cena opakowania leku OTC w aptece wyniosła w 2013 r. 11,2 zł, o 2,7 proc. więcej niż w 2012 r., oraz aż o 11,1 proc. więcej niż w roku 2011.
To głównie efekt urzędowej obniżki marży na leki refundowane. Przed dwoma laty marża hurtowa została ustalona na poziomie 7 proc., w 2013 r. spadła do 6 proc., a od 2014 r. wynosi 5 proc. Jak wskazuje Piotr Kula, prezes PharmaExpert, producenci leków, hurtownicy i apteki chcą zrekompensować sobie związane z tym straty lub niższe zyski m.in. w segmencie OTC. – Dobrze ilustrują to dane za lata 2012–2013, kiedy liczba sprzedanych leków OTC znacznie spadała w porównaniu z poprzednimi latami, a średnia cena opakowania leku w segmencie OTC mimo to rosła. Był to właśnie efekt podnoszenia cen – mówi Piotr Kula.
Według Polskiej Grupy Farmaceutycznej, jednego z największych dystrybutorów leków, w segmencie hurtu próg rentowności dystrybucji leków refundowanych wymaga marży na poziomie 6,6 proc. W tej spółce spadek marży hurtowej o 1 pkt proc. oznaczał utratę ok. 20 mln zł.
Ponad 20 mln zł z powodu urzędowej obniżki marży straciła też w 2013 r. Neuca, największy hurtowy dystrybutor leków w Polsce. W zniwelowaniu strat z handlu lekami refundowanymi pomaga tej firmie wejście z własnymi markami na rynek produktów aptecznych i leków. Zaczynała w 2009 r. od 9 produktów. Teraz jest ich ponad 200. Od 2012 r. firma zarabia na produktach własnych. W 2013 r. zysk tego segmentu wyniósł 6,6 mln zł. Neuca deklaruje, że produkty pod marką własną pozwalają wypracować znacznie wyższą marżę niż dystrybucja farmaceutyków. Opłacalne są nawet leki refundowane.