Toczy się burzliwa dyskusja, czy pacjent może dopłacać do leczenia, które mu przysługuje w ramach bezpłatnej służby zdrowia, w zamian za lepszą jakość. Ministerstwo Zdrowia i Narodowy Fundusz Zdrowia przyparte do muru powiedziały bardzo jasno: „Nie, nie wolno. To zakazane”. Jedyne dopuszczalne wyjątki są wymienione w przepisach, jak np. leczenie sanatoryjne lub sprzęt medyczny, do którego pacjent ma prawo dokładać. A właściwie musi.
Jednak sprawa nie jest jednoznaczna. Weźmy np. plomby. Dziś dorosłym pacjentom przysługuje tylko amalgamatowa, a jeszcze kilka lat temu mogli oni z błogosławieństwem NFZ dopłacić sobie do białej. Od 2010 r. takiego wyboru nie mają. Jeśli ktoś chce taką ładniejszą plombę, musi całą usługę wykupić prywatnie. Dlaczego? Im dłużej próbowałam znaleźć przyczyny takiej zmiany, tym mniej rozumiałam.
Oszczędności? Jak twierdzą stomatolodzy, rzeczywiście spadła liczba pacjentów, którzy decydują się na czarne plomby refundowane przez państwo. Zdarzają się nawet przypadki niedowykonania, czyli że niewykorzystane pieniądze na to leczenie wracają do NFZ. Według jednego z wojewódzkich konsultantów w dziedzinie stomatologii na zmianie skorzystały przede wszystkim prywatne placówki, które odzyskały klientów, a usługi z funduszu przestały być dla nich konkurencją. Czyżby więc Ministerstwo Zdrowia i NFZ działały na korzyść prywaciarzy? Wątpię. Innym wytłumaczeniem było to, że zdarzało się, iż stomatolodzy zgłaszali się po pieniądze do funduszu, a dodatkowo pobierali pieniądze od pacjenta za całą lepszą plombę – czyli brali podwójnie. Tu jednak wystarczyłyby ściślejsze kontrole, a nie zakaz.
Inny przykład – jeszcze bardziej zagmatwany – to znieczulenia przy porodzie. Szpitale do niedawna (niektórym zdarza się to i teraz) pobierały nawet 800 zł za takie łagodzenie bólu. Dwa lata temu ministerstwo, wywołane oficjalnie do tablicy, stwierdziło, że to nielegalne. Ale nie określiło, co de facto pacjentowi przysługuje. Może żądać od szpitala znieczulenia czy nie? Ówczesna minister zdrowia Ewa Kopacz stwierdziła, że państwa nie stać na znieczulenie dla matek. Logiczny wniosek: szpital nie ma obowiązku go podawać, a pacjent nie może sobie do niego dopłacić.
Dopłaty są też normą przy usuwaniu zaćmy i endoprotezach – pacjenci mogą dopłacić za lepszy materiał.
Zakaz pobierania dopłat nie służy pacjentom – chcąc lepszej oferty, muszą płacić dużo więcej za cały zabieg, jak w przypadku leczenia zębów. Ale przymykanie oka też nie jest dobre. Tworzy precedensy, które mogą prowadzić do absurdów. A przede wszystkim pacjent nie wie, czy nie jest naciągany. To także efekt braku standardów – nikt nie określił, jaka soczewka pacjentowi się należy albo czy rodząca ma prawo do znieczulenia. Decydować o tym mają lekarze. A de facto decydują pieniądze.
Dlatego sprawa ta powinna być formalnie załatwiona. I to jak najszybciej. Szpitale bowiem i tak obchodzą ten zakaz, pobierając wpłaty „na fundację”. Tego fundusz już się nie czepia.