Narodowy Fundusz Zdrowia po raz kolejny wyraźnie zabronił pobierania dodatkowych opłat od pacjentów przy świadczeniach, które finansuje. Konkretnie chodziło o procedurę usuwania zaćmy. Związek Niewidomych oficjalnie zaprotestował. Dlaczego?

W naszym związku jest wiele osób, które mają problemy ze wzrokiem, a ich wady są bardzo różne. Dlatego doskonale wiemy, jak w rzeczywistości wyglądają relacje: pacjent–lekarz–system. Ponieważ zdajemy sobie sprawę, że nie ma pieniędzy w ochronie zdrowia na sfinansowanie wszystkiego – chcemy, żeby do lepszej jakości pacjenci mogli sami dopłacać.

NFZ gwarantuje dobre soczewki w ramach swojej wyceny usuwania zaćmy. Nie chce, by pacjenci dopłacali.

Nie może rozstrzygać za mnie, jako pacjenta, co zostanie mi wszczepione. Jeżeli mogę wybierać, to dlaczego urzędnik miałby decydować za mnie. Jest to o tyle dziwna postawa, że przecież fundusz na tym nie traci w żaden sposób: ani finansowo, ani na żadnej innej płaszczyźnie. To dlaczego tego zabrania?

Bo twierdzi, że kliniki w ten sposób sobie dorabiają.

Ja patrzę na to z perspektywy pacjenta. Nie analizując przyczyn i systemu. Pacjent miał do tej pory dwie możliwości: czekać w kolejce na zabieg refundowany przez NFZ, potem dopłacić np. 1500 zł za soczewkę, która mu korygowała wzrok, a nie tylko usuwała zaćmę. Mógł też wykonać ten zabieg od ręki w pełni prywatnie, płacąc za niego np. 6 tys. zł. Zakaz dopłaty powoduje, że choremu, który nie chce czekać w kolejce, pozostaje tylko to drugie wyjście. Może zapłacić 6 tys. zł i nie ma wyboru. Taki podział powoduje segregację pacjentów na bogatych i biednych. Tych ostatnich – jeżeli zabierze im się możliwość dopłat – nie będzie stać na zupełnie prywatne leczenie. Mam wrażenie, że wprowadzając taki zakaz, NFZ nie myśli o pacjencie, tylko o tym, żeby nie dać zarobić lekarzom i klinikom. Mnie ten aspekt – jako chorego – nie interesuje. To nie moja sprawa. Chcę mieć prawo do tańszego i lepszego leczenia.

Ale nie jest to uregulowane, więc pacjent de facto nie wie, za co płaci. A może tak naprawdę dopłaca niepotrzebnie, nie jest w stanie tego sprawdzić.

To może niech fundusz ureguluje tę strefę, a nie wprowadza zakaz wszystkiego.

Dobrze, ale może niech kliniki poczekają, aż takie regulacje wejdą w życie.

Pracuję w Polskim Związku Niewidomych od 30 lat i wiem, jak długotrwałe jest wprowadzanie nowych przepisów. Półtora roku walczyliśmy o tak oczywistą sprawę jak pasy z wypustkami w metrze. Wszyscy mówili, że to potrzebne, jest wszędzie na świecie, ale nie ma odpowiednich przepisów. W przypadku usuwania zaćmy pacjenci dopłacają od lat. Ja sama – nie mając pojęcia, że to nielegalne, jak teraz mówi NFZ – wiele lat temu zdecydowałam się na lepszą soczewkę chroniącą siatkówkę przed promieniowaniem. Dla osoby słabowidzącej każda poprawa wzroku jest bardzo istotna. Tymczasem takich opcji jest coraz więcej – są dla osób ze światłowstrętem, z korekcją wzroku. I zdaję sobie sprawę, że NFZ tego nie może finansować, mając ograniczony budżet. Dlaczego jednak zabrania wykupić pacjentowi tę lepszą opcję?