Pacjenci odreagowują na lekarzach, bo za długo stoją w kolejce w recepcji, bo na wizytę czekali kilka tygodni, w końcu za niewystarczające ich zdaniem efekty kuracji. W ubiegłym roku w Łodzi w jednej z poradni neurologicznych chorzy wezwali policję, twierdząc, że przyjmujący lekarz jest pijany. Nie był, a jak później tłumaczyli, zrobili to, bo mieli dość czekania. Do przypadków agresji najczęściej dochodzi w gabinetach lekarzy rodzinnych, ale także w szpitalach na oddziałach ratunkowych. Zdenerwowani rodzice, członkowie rodzin chorych w rzucaniu wyzwisk nie przebierają – kierują je do lekarzy, ratowników czy pielęgniarek. Stąd pomysł oznaczania pacjentów wyróżnikami. Czerwona kropka przy nazwisku – pacjent awanturujący się, pomarańczowa – roszczeniowy. Ktoś powie, że to rodzaj segregacji. Ale jeżeli ma to pomóc w kontaktach na linii lekarz–pacjent, to może nie warto się oburzać. Agresja wśród pacjentów to wyraz frustracji i pochodna miałkości naszego systemu lecznictwa. Czasami zwykłego chamstwa. Lekarze nie mogą być pozostawieni sami sobie. Skoro więc sposobem na przygotowanie się do wizyty sfrustrowanego pacjenta ma być kropka przy nazwisku, wydaje się to najmniej inwazyjnym rozwiązaniem. Cóż, jaki system, takie pomysły.