Od początku 2012 r. tyka bomba, której wybuch zrujnować może finanse wielu publicznych szpitali. Tą bombą są działające od początku 2012 r. wojewódzkie komisje orzekające o zdarzeniach medycznych.
Posłowie, którzy uchwalili ustawę powołującą je do życia, chcieli zrobić dobrze pacjentom. Kierowali się szlachetnymi pobudkami. Chcieli spowodować, by osoby, którym stała się krzywda w szpitalu, mogły otrzymać odszkodowanie bez konieczności wieloletniego nieraz procesowania się z placówką medyczną. W naszym kraju bowiem procesy o odszkodowania dla ofiar błędów medycznych ciągną się latami. Ofiarom niewłaściwego leczenia trudno jest to udowodnić, biegli lekarze wykazują zaś nadmierną solidarność wobec kolegów. Sprawa o rentę i zadośćuczynienie dla dwojga dzieci, których matka w wyniku niewłaściwie przeprowadzonej operacji tarczycy zapadła w śpiączkę, ciągnęła się ponad osiem lat.
Komisje orzekające o zdarzeniach medycznych miały odkorkować sądy, a poszkodowanym pacjentom ułatwić drogę do uzyskania odszkodowania. W każdym razie w sprawach bardziej oczywistych. Wydawało się, że będą działać szybko, ponieważ ich zadaniem nie jest rozstrzyganie, czy pacjent był leczony właściwie, a więc nie mają wskazywać winnego, tylko rozpatrzyć, czy pacjent poniósł w szpitalu szkodę, uszczerbek na zdrowiu. To niejedyna rzecz, która różni komisje od sądów. Drugą są pułapy odszkodowań, jakie mogą przyznawać. W przypadku śmierci odszkodowanie nie może przekraczać 300 tys. zł, z kolei w razie uszczerbku na zdrowiu – suma nie może być większa niż 100 tys. zł. Sądy żadnym ograniczeniom nie podlegają, mogą zasądzić każdą sumę. W najbardziej bulwersujących przypadkach zapadały już wyroki nakazujące winnym szpitalom wypłatę na rzecz ofiary złego leczenia ponad miliona złotych.
Orzeczone przez komisje odszkodowania wypłacać miały towarzystwa ubezpieczeniowe. Ustawa nałożyła więc na szpitale obowiązek wykupienia stosownej polisy. Intencje były szlachetne, ale parlamentarzystom zabrakło wyobraźni. Nie przewidzieli, że ubezpieczenie może być aż tak drogie. Większość towarzystw w ogóle nie chce takiego towaru sprzedawać. Uznały, że nie są w stanie przewidzieć, jak wielu pacjentów zechce dochodzić swoich praw i z jakimi sumami odszkodowań mogą mieć do czynienia. Jedno jest pewne – pacjentów chcących uzyskać pieniądze będzie przybywać lawinowo.
Także dlatego, że wspaniałą okazję do zarobku wyczuły kancelarie odszkodowawcze. To przedsiębiorczy prawnicy (takich kancelarii jest już na rynku ponad tysiąc), którzy pozyskują do współpracy agentów będących emerytami policyjnymi, grabarzami, a nawet pracowników służby zdrowia (w internecie pełno jest takich anonsów). Są oni w stanie bez trudu wyłowić osoby, które można stosunkowo łatwo przekonać, że należy im się odszkodowanie. Zwłaszcza że cały wysiłek dochodzenia roszczeń kancelarie biorą na siebie. Większości nawet nie trzeba nic płacić. Biorą prowizję już po uzyskaniu odszkodowania, nierzadko – sięgającą połowy uzyskanej sumy.
Ubezpieczyciele doszli więc do wniosku, że nie tylko na ubezpieczaniu szpitali nie zarobią, ale mogą nawet stracić. Nie są więc zainteresowani. Jedynym, który ten rodzaj polis sprzedaje, jest PZU. Dla szpitala ich zakup okazał się więc nad wyraz kosztowny. Średnia cena polisy rocznej wynosi około 350 tys. zł. Podniósł się rwetes, że szpitali na taki wydatek nie stać. Wtedy parlamentarzyści wprowadzili poprawki do ustawy. Wykupienie polis jest na razie dla szpitali dobrowolne. Ale odszkodowania dobrowolne nie będą. Pacjentom szpital musi je wypłacić z własnej kasy.
Na szczęście dla służby zdrowia komisje nie okazały się tak szybkie, jak planowano. Sprawy się ciągną, średnio już ponad dziewięć miesięcy. Na razie więc szpitale płacić nie musiały. Do wojewódzkich komisji orzekających wpłynęło już jednak prawie tysiąc wniosków o odszkodowanie. Wyroki zaczynają zapadać, wkrótce trzeba będzie płacić. Z czego? Z kontraktów z NFZ, czyli pieniędzy przeznaczonych na nasze leczenie. Komisje, które miały ułatwić pacjentom dochodzenie roszczeń od szpitali, mogą, dla naszego dobra, dobić je finansowo. Zrujnować do reszty. Każde odszkodowanie, które jak najbardziej słusznie zrekompensuje szkodę poszkodowanego pacjenta, pogorszy sytuację wszystkich innych pacjentów. Uszczupli bowiem i tak chudą pulę pieniędzy przeznaczonych na nasze leczenie. Czyli wywalczone przez nas odszkodowania wypłacimy sobie sami.