Przyszła wiosna i kolejna ofensywa ustawowa. Przynajmniej w resorcie zdrowia nastąpiło ożywienie. Worek z projektami właśnie się rozwiązuje. Ustawa o szpitalach klinicznych, o badaniach klinicznych, o konsultantach krajowych, o dodatkowych ubezpieczeniach. Wszystkie szczegóły już za chwilę. Powtórka z historii, deja vu?

Wszystko po trochu, bo o tych projektach mówi się od dawna. Problem w tym, że żaden do tej pory nie ujrzał światła dziennego. Jeżeli tym razem na zapowiedziach się nie skończy, to posłom z sejmowej komisji zdrowia przez kilka najbliższych miesięcy nuda nie grozi. Zwłaszcza że te ustawy są niezbędne. Chociażby o szpitalach klinicznych. Te największe placówki medyczne, które wykonują najbardziej skomplikowane zabiegi, funkcjonują niejako w zawieszeniu decyzyjnym. Wciąż nie wiedzą, czy te zadłużone, których strat akademie medyczne nie spłacą, będą musiały się przekształcać w spółki prawa handlowego, czy też nie. Zgodnie z obowiązującymi przepisami powinny to robić, ale od dawna resort zdrowia wysyła sygnały, że będą z tego zwolnione. Podobnie sprawa ma się z ustawą o badaniach klinicznych. Projekt w tej sprawie zapowiedziała kilka lat temu obecna marszałek sejmu Ewa Kopacz. Jest niezbędny, bo na rynku badań klinicznych panuje wolnoamerykanka. Na braku regulacji korzystają firmy farmaceutyczne i lekarze, nie zyskują publiczne placówki. Co z tego, że na ich sprzęcie badania są wykonywane, skoro najczęściej nie zarabiają na tym większych pieniędzy. Zastanawia jedynie to, że wśród zapowiedzi resortu zdrowia nie ma słowa o pracach nad decentralizacją NFZ. Czyżby sztandarowy pomysł resortu został odłożony ad acta? Nie po raz pierwszy zresztą.