Rzecznik rzetelności naukowej WUM na konferencji w Warszawie poświęconej zasadom oceny technologii medycznych mówił o nierzetelności badań wykazujących na ile różne metody terapii są przydatne i efektywne kosztowo. Jego zdaniem, takie sytuacje zdarzają się coraz częściej.
Z przedstawionych przez niego danych wynika, że 2 proc. ankietowanych uczonych przynajmniej raz sfałszowało wyniki prowadzonych przez siebie badań; 14 wiedziało, że robią to inni specjaliści, a 34 proc. przyznało się do innych praktyk niezgodnych z zasadami rzetelności badań. "Dopuszczają się tego nawet uznani profesorowie na wysokich stanowiskach" - podkreślił dr Wroński.
Coraz częściej dochodzi do olbrzymich fałszerstw
Jego zdaniem, trzeba o tym mówić, gdyż coraz częściej dochodzi do olbrzymich fałszerstw, które nie zawsze udaje się ujawnić. W zaproponowanych do druku pracach często nie są w stanie ich wykryć recenzenci. Toteż nierzadko mija wiele czasu zanim badania w innych ośrodkach podważą skuteczność jakiejś propagowanej od dawna technologii medycznej.
Według dr. Wrońskiego, skala oszustw jest "bardzo duża". Najczęściej w badaniach klinicznych podawane są dane dotyczące chorych, których nie było w karcie ich choroby. Tymczasem wystarczy, że brakuje informacji o wieku czy wadze pacjenta, by nie można było już włączyć wszystkich jego danych do wyników całego badania. Inne uchybienia polegają na przekształcaniu lub selektywnym wybieraniu danych, jedynie takich, które pasują do tezy prowadzonych badań.
Publikowane są nawet badania całkowicie sfałszowane. Rzecznik rzetelności naukowej WUM jako przykład podał dr. Wernera Bezwodę z RPA. To był jeden z największych przekrętów medycynie. W Połowie lat 90. XX w. przekonywał on do leczenia raka piersi u kobiet z przerzutami przy pomocy przy pomocy przeszczepu komórek macierzystych.
Terapia polegało na tym, że pacjentkom podawano silną dawkę chemioterapeutyków, które miały zniszczyć wszystkie znajdujące się w ich organizmie komórki rakowe wraz z przerzutami. Ponieważ taka terapia powodowała również zniszczenie ich układu odpornościowego, trzeba było go odtworzyć przy użyciu przeszczepu pobranych wcześniej od kobiet ich własnych komórek macierzystych szpiku kostnego.
"Kuracja kosztowała od 200 do 250 tys. dolarów, ale zaczęto ją masowo stosować choć na jej temat ukazała się tylko jednak publikacja naukowa. Jedynym jej autorem był dr Bezwoda" - wyjaśniał dr Wroński. Był on tak przekonywający, że w drugiej połowie lat 90. minionego wieku w okresie zaledwie pięciu lat na całym świecie przeprowadzono 30 tys. takich zabiegów, z tego 16 tys. w USA. Na te terapie przeznaczono w sumie aż 100 mld dolarów.
W 1999 r. ukazały się pierwsze doniesienia podważające jej skuteczność, ale dr Bezwoda publikował kolejne badania wykazujące, że przeszczepy komórek dają świetne wyniki. Dowodził, że dzięki nim przeżywa znacznie więcej kobiet z przerzutowym rakiem piersi. W tej sytuacji do jego kliniki w RPA wysłano amerykańskich specjalistów, którzy na miejscu mieli sprawdzić jak jest faktycznie. Wtedy dopiero się okazało, że południowoafrykański onkolog fabrykował wyniki badań.
Twierdził on, że przebadał 154 kobiety, tymczasem było ich zaledwie 58, w dodatku dane o przebiegu ich choroby i zastosowanych leczeniu były niepełne. Nie było nawet grupy kontrolnej, by porównać efekty terapii. A spośród tych pacjentek, u których zastosowano przeszczepy komórek macierzystych, wbrew temu o czym zapewniał, nadal żyło jedynie siedem. W 2001 r. American Society of Clinical Oncology wydało oświadczenie, że badania te są nic nie warte i trzeba zaniechać stosowania tej metody leczenia.
Fałszerstwa w medycynie ujawniono także w tym roku. Pod koniec kwietnia 2012 r. ujawniono, że prof. Edward Shang z uniwersytetu w Lipsku sfałszował badania dotyczące operacyjnego leczenia otyłości. Przekonywał do jednej z metod podając, że skutecznie zoperował nią 60 chorych. Okazało się, że było ich tylko 20, a uzyskane wyniki nie dają podstaw do tego, by te technikę propagować. "Na początku maja zwolniono go z uczelni" - powiedział dr Wroński.
Komentarze(4)
Pokaż:
Takie twierdzenie opierają na braku grantów dla IMP w Łodzi przeznaczonych na badania wpływu środków chemicznych na skórę człowieka i przenikania tych środków chemicznych przez skórę do organizmu oraz skutków w chorobach w następstwie takiego przewlekłego zatrucia tymi detergentami.
W ten sposób w Polsce zlikwidowano choroby zawodowe, gdzie przed 2000r. stwierdzano 12,5 tys. chorób rocznie, a w 2010r. już tylko 677 przypadków w całej Polsce, czyli nastąpił prawie 19 krotny spadek chorób zawodowych. Nadmieniam, że ma to związek z obniżeniem składek rentowych z 13% wpłacanych przez pracodawcę do ZUS, do 10% w 2007r. za PIS, a w 2008r. do 6% za PO, a wiec nastąpiło o 55% obniżenie składki rentowej.
Do ZUS z tego tytułu obniżenia składki rentowej nie wpłynęło ponad 30 mld zł, które to pieniądze pozostały w kieszeni pracodawców, odpowiedzialnych za warunki pracy swoich pracowników.
W ten sposób następuje eksterminacja znacznej części pracowników pracujących w warunkach narażenia na czynniki szkodliwe dla zdrowia, gdzie pracownicy Ci umierają nie wiedząc z jakich przyczyn, gdzie IMP w Łodzi i inne ośrodki medycyny masowo fałszują ocenę warunków pracy pracowników, fałszują wyniki badań laboratoryjnych, aby wykluczyć u pracowników choroby zawodowe.
O tym masowym fałszerstwie tych ustaleń medycyny pracy pisał Rzecznik Praw Obywatelskich w 2008r. w interpelacjach do ministra zdrowia, wskazując ze sanepid nie weryfikuje tych masowych fałszywych ustaleń ośrodków medycy pracy w sprawach chorób zawodowych, gdzie sądy administracyjne swoje wyroki oddalające skargi pracowników na decyzje sanepidu nie stwierdzające chorób zawodowych opierają na tych fałszywych orzeczeniach medycyny pracy, gdyż sądy administracyjne nie mają uprawnień do powoływania biegłych sądowych do merytorycznego sprawdzenia ustaleń z orzeczeń lekarskich medycyny pracy.
RPO wnioskował o zmianę przepisów postępowań w sprawie chorób zawodowych z postępowań przed sadem administracyjnym do postępowań przed sadem pracy, który ma uprawnienia do powoływania biegłych sądowych do oceny merytorycznej orzeczeń lekarskich.
Może z tego powodu ówczesny RPO musiał zginąć w tragedii Smoleńskiej.
Prokuratura rejonowa w Sosnowcu umorzyła śledztwo oddalając wniosek o powołanie biegłego sądowego w celu sprawdzenia wiarygodności badań z orzeczenia o braku podstaw do rozpoznania choroby zawodowej wskazując, że wniosek strony pokrzywdzonej o powołanie biegłego sądowego w celu oceny merytorycznej orzeczenia IMP w Sosnowcu miał na celu doprowadzić do przewlekłości śledztwa, które trwało 3 dni.
Tak więc powstała zorganizowana grupa przestępcza mająca na celu niedopuszczenia do ujawnienia do masowych przestępstw fałszowania orzeczeń i decyzji o braku podstaw do rozpoznawania i stwierdzania chorób zawodowych, którą kryje wymiar sprawiedliwości na zlecenie rządu p. Tuska.
Nawet media nie chcą się tymi sprawami zająć.
Chcecie dowody przedstawicie mediów to przekażę, pod warunkiem ujawnienia tych przestępstw.