Negocjacje resortu zdrowia z firmami farmaceutycznymi mające ustalić ceny leków w 2012 r. są w lesie. Aby zdążyć na czas, każdemu specyfikowi trzeba by poświęcić tylko 5 minut. Grozi to tym, że w styczniu nie będzie refundacji.
Negocjacje rozpoczęły się 3 listopada. Od tego dnia do końca miesiąca przez gmach Ministerstwa Zdrowia przewiną się przedstawiciele ponad setki firm farmaceutycznych. Strony negocjują ceny medykamentów na nowy rok. Mają na to bardzo mało czasu. I nawet jeżeli dwa zespoły negocjacyjne poświęcają na rozmowy cały dzień roboczy, to średnio na każdy lek mogą przeznaczyć 5 min. – To za mało. Takie spotkania powinny się zacząć o wiele wcześniej – komentuje Paulina Kieszkowska-Knapik z kancelarii Baker & McKenzie Krzyżowski i Wspólnicy sp.k.
Każde posiedzenie powinno się kończyć ustaleniem konkretnych cen, ale negocjacje nie zawsze przebiegają gładko. – Po kilku godzinach rozmów nie udało się ustalić takiej ceny leku, która by nam odpowiadała. Będziemy musieli spotkać się z daną firma ponownie – przyznaje Artur Fałek, dyrektor departamentu polityki lekowej i farmacji w MZ. I dodaje, że w niektórych przypadkach udało się wynegocjować nawet kilkudziesięcioprocentowe zniżki. Ponoć spotkania negocjacyjne w ministerstwie trwają nawet do pierwszej w nocy. – A przyszły tydzień będzie jeszcze bardziej intensywny – przyznaje Fałek.
Jak wynika z naszych rozmów z firmami, niektóre liczą na to, że zyskają więcej czasu na rozmowy. Ale jeżeli nie zgodzą się na obniżki, grozi im, że ich środki nie zostaną wpisane na listy. Lepszą pozycję negocjacyjną mają te firmy, których leki nie mają tańszych generycznych odpowiedników. Ministerstwu nie uda się wymóc na nich dużej obniżki.
Resort ma jedną wytyczną: leki w Polsce mają być najtańsze w Europie. Czy to się uda – nie wiadomo. Jedynym pewnikiem jest to, że w planach finansowych na 2012 rok NFZ przeznaczył mniej pieniędzy na ich refundację. A ministerstwo już kilka tygodni temu zmniejszyło dopłaty do wielu leków. Górna granica kwoty refundowanej dla niektórych leków na schizofrenię została obniżona o 30 – 40 proc., a w przypadku leków immunopresyjnych dla pacjentów po przeszczepach nawet o połowę.
Teraz to, ile pacjenci będą musieli dopłacać do leków w 2012 r., zależy od efektu negocjacji resortu z firmami farmaceutycznymi. Ich przedłużenie grozi tym, że nie uda się wprowadzić ustawy o refundacji leków zakładającej, że ich ceny będą stałe w całym kraju. Same firmy liczą, że jej wejście w życie zostanie przesunięte. Aptekarze już ostrzegają, że 1 stycznia może się okazać, iż pacjenci nie kupią leków refundowanych. I nie chodzi tylko o to, czy apteki dostaną na czas wykaz z nowymi cenami. Może się okazać, że w ogóle nie są uprawnione do ich sprzedaży. Do 1 stycznia 2012 apteki muszą podpisać umowy z NFZ, a nie mogą tego robić, bo nie istnieją wytyczne ministerstwa, jakie mają być warunki umów. – Nie wyobrażam sobie, że w grudniu ponad 13 tysięcy aptek podpisze konieczne dokumenty – mówi Michał Pietrzykowski, prezes Okręgowej Izby Aptekarskiej w Gdańsku. Może to oznaczać, że nowy rok przywita pacjentów nowymi cenami leków. A apteki nie przywitają ich wcale.
Komentarz prawny
Paulina Kieszkowska-Knapik
ekspert w kancelarii Baker & McKenzie
Negocjacje są przyspieszone, często trwają w nocy. Takie procedowanie narusza kodeks postępowania administracyjnego, bo jego fasadowość nie pozwala na realną ochronę strony postępowania, wyrażania opinii w sprawie, odwołania, na które do 1 stycznia nie będzie czasu. Co ważniejsze, choć zmienia się pacjenckie otoczenie prawne refundacji (ceny sztywne, zakaz obniżek) negocjacje dotyczą tylko ceny. Nie ma czasu na dyskusje o medycznym wpływie nowych decyzji na dostępność leków. Szkoda, bo ustawa refundacyjna miała służyć pacjentom, a nie tylko oszczędnościom NFZ.