Na leczenie w przyszłym roku Narodowy Fundusz Zdrowia chce wydać 102 mld zł. To aż o ponad 11 mld zł więcej, niż ustalono na ten rok – tak wynika z projektu planu finansowego NFZ, do którego dotarliśmy.
DGP
Dokument wskazuje, że fundusz nie zakłada dużego wzrostu składki zdrowotnej, która stanowi podstawę finansowania lecznictwa. Liczy za to na budżet państwa. Ten w przyszłym roku dosypie do kasy NFZ niemal 9 mld zł.
– Plan jest bardzo optymistyczny, tak dużego wzrostu nakładów na leczenie jeszcze nie było – przyznaje dr Małgorzata Gałązka-Sobotka z Rady Funduszu i Uczelni Łazarskiego. Dodaje, że to, czy więcej pieniędzy przełoży się na krótsze kolejki i poprawę warunków dla pacjentów, zależy od zmian w organizacji systemu ochrony zdrowia. A z tym może być problem – zamrożenie systemu z powodu pandemii już zaowocowało wydłużeniem czasu oczekiwania na wizyty do specjalistów i na przyjęcia do szpitali.
NFZ zakłada, że w przyszłym roku zdecydowanie więcej pieniędzy niż w tym roku trafi do poradni specjalistycznych oraz do lekarzy rodzinnych. Najmniej wzrosną nakłady na szpitale – fundusz przekaże im na świadczenia zdrowotne 52,3 mld zł (w tym roku planowane było 46,7 mld zł). Co nie zmienia faktu, że i tak dostaną one ponad połowę wszystkich środków, jakimi łącznie dysponuje NFZ. Więcej pieniędzy fundusz zamierza przeznaczyć również m.in. na opiekę długoterminową, psychiatrię oraz uzdrowiska. – Nie planujemy rewolucji. Pojawienie się koronawirusa wstrzymało kilka ważnych projektów – mówił w wywiadzie dla Dziennika Gazety Prawnej Adam Niedzielski, prezes NFZ.
Z naszych informacji wynika, że projekt planu funduszu na przyszły rok może jeszcze się zmieniać. Był on bowiem konstruowany na podstawie wskaźników makroekonomicznych z maja. Teraz są już znane te z czerwca, które są mniej optymistyczne. – Plan finansowy na 2021 r. był oparty na realnych wskaźnikach. Dzięki temu nie będzie negocjacji, ile pieniędzy ekstra trzeba dorzucić z budżetu na zdrowie – zapewnia jednak prezes NFZ. Janusz Cieszyński, wiceminister zdrowia, twierdzi z kolei, że Ministerstwo Finansów potwierdziło, iż ochrona zdrowia nie ucierpi z powodu jakiegokolwiek spadku bieżących wskaźników makroekonomicznych. – Pieniądze na leczenie pacjentów są zabezpieczone – uspokaja.
W przyszłym roku dopłata z budżetu państwa będzie sięgać niemal 9 mld zł – wynika z projektu planu finansowego NFZ
Z dokumentu, do którego dotarł DGP, wynika, że w sumie na leczenie przeznaczone ma być 102 mld zł. Przyrost nakładów ma wynieść aż 12 proc. Co – zdaniem ekspertów – jest relatywnie dużą zmianą. Dla porównania w zeszłym roku wynosił on 1,3 proc., a dwa lata temu 11 proc.
Nakłady na zdrowie są ściśle określone. Po głośnym proteście rezydentów ich wysokość zapisano w ustawie. To bezpiecznik, zgodnie z którym w przyszłym roku nakłady mają wynosić co najmniej 5,3 proc. PKB. Ale liczonego jeszcze z roku 2019 – czyli czasu dobrej koniunktury gospodarczej sprzed COVID-19.
– To oznacza, że jeżeli przychody ze składki będą spadać – a jest takie ryzyko – to i tak nakłady na zdrowie będą wzrastać, jest to bowiem zagwarantowane ustawą – mówił Adam Niedzielski, szef NFZ w rozmowie z DGP. Różnica musi zostać wyrównana z budżetu. Jednak w obecnej sytuacji finansowej wygenerowanie państwowej dotacji w wysokości 8,9 mld zł może być dotkliwe dla finansów publicznych. Z majowych prognoz Komisji Europejskiej wynika, że deficyt całego sektora instytucji rządowych i samorządowych sięgnie w tym roku 9,5 proc. PKB, a w przyszłym uda się go ograniczyć do 3,8 proc. PKB. Jednak przedstawiciele resortu finansów wielokrotnie zapowiadali, że ze względu na spodziewaną w tym roku recesję, w latach 2020–2021 rząd nie zamierza prowadzić polityki oszczędnościowej, a zwiększone wydatki traktuje jako inwestycję, która pozwoli nam szybciej uporać się z kryzysem. Wydatki na służbę zdrowia, które są regulowane ustawami, rząd musi sfinansować m.in. budżetową dotacją. Jednak epidemia koronawirusa spowodowała, że stworzono w BGK Fundusz Przeciwdziałania COVID-19. Ma on dysponować 100 mld zł. Jego największą zaletą jest to, że jego wydatki nie powiększają dziury w kasie państwa i długu publicznego według krajowej metodologii, a ten nie może przekroczyć 60 proc. PKB.
Nakłady wzrosną aż o 12 proc. Rok temu było to tylko 1,3 proc.
To, ile dokłada budżet, zależy od wpływu składki na ubezpieczenie zdrowotne. I co prawda – jak wynika z projektu planu – NFZ liczy, że będzie on wyższy niż w tym roku. „Łączna dynamika przychodów ze składek na ubezpieczenie zdrowotne przekazywanych za pośrednictwem ZUS wynosi 102,64 proc., co w roku 2021 w porównaniu do prognozy przychodów ze składek na rok 2020 oznacza zwiększenie przychodów o 2 373,33 mln zł”. To głównie „zasługa” 13. i 14. emerytur i dochodów służb mundurowych.
Ale eksperci przekonują, że liczono na więcej – nie przewidywano aż takiego spadku składki w tym roku. Jak tłumaczył Niedzielski, po pięciu miesiącach tego roku wpływy z tego tytułu były niższe od tych zakładanych o 4 mld zł. – Przypomnę jednak, że ten ubytek został zrekompensowany wpływem należności z 13. emerytury. Tylko z tego tytułu do Funduszu wpłynął 1 mld zł. Jest też rekompensata z funduszu covidowego – mówił.
Marek Wójcik ze Związku Miast Polskich już kilka tygodni temu, po przedstawieniu planów dla poszczególnych oddziałów wojewódzkich NFZ, szacował, że dotacja wyniesie 8–10 mld zł i to przy wpływie składki na tegorocznym poziomie. – Wzrost jest niebywały, ale skąd na to środki? – zastanawiał się.
Waldemar Malinowski, prezes Ogólnopolskiego Związku Pracodawców Szpitali Powiatowych nie wierzy jednak, że wpływy z tego tytułu się nie zmniejszą. – Spodziewamy się mniejszego wpływu składki – co jest oczywiste. Bezrobocie wzrośnie, a mamy założony określony wzrost nakładów, wiec budżet musi zaingerować – przewiduje. Dlatego, choć jak podkreśla, nie zna jeszcze przyszłorocznego planu NFZ, uważa, że bez dużej dotacji z budżetu państwa się nie obędzie.
Tym bardziej że to będzie trudny rok – po pierwsze cały czas borykać się będziemy z koronawirusem, po drugie przewidziane są znaczące podwyżki. W przyszłym roku płaca minimalna wzrośnie o 200 zł w porównaniu do obecnego, a to przekłada się nie tylko na pensje (podwyższyć trzeba nie tylko tym, którzy zarabiają najmniej, także pozostałym pracownikom, by nie doszło do zbytniego spłaszczenia zarobków), ale i na ceny niemal wszystkich usług. To jednak nie koniec, bo w 2021 r. płace w szpitalach i przychodniach muszą osiągnąć minimum określone w ustawie o sposobie ustalania najniższego wynagrodzenia zasadniczego niektórych pracowników zatrudnionych w podmiotach leczniczych.
Co istotne, projekt planu NFZ bazuje na założeniach, które były przygotowywane w maju tego roku. Czyli takich, które nie w pełni uwzględniają skutki gospodarcze epidemii.
– Najprawdopodobniej nie jest to ostateczna wersja planu. Nowa będzie konstruowana razem z budżetem i będzie gotowa zapewne do końca wakacji – mówił nam Adam Niedzielski.
Z projektu wynika, że największy wzrost będzie w specjalistyce. Wzrośnie również finansowanie POZ (o 15 proc.). Relatywnie najmniej zyskają szpitale – tutaj wzrost procentowy będzie wynosił 11,4, czyli mniej niż dynamika całych nakładów na leczenie. Jednym z powodów jest chęć zmiany struktury leczenia i przesuwania ciężaru na opiekę lekarzy rodzinnych i specjalistów, a zmniejszenie obciążenia szpitali. Choć i tak udział nakładów na hospitalizacje w ogólnych nakładach NFZ nadal jest bardzo wysoki, bo wynosi ponad połowę całego budżetu na leczenie – 51,7 proc. To minimalnie (o kilka dziesiątych pkt proc.) więcej niż w tym roku.