Lekarze, którzy piszą o nieprawidłowościach i brakach w szpitalach, dostają zakaz rozmów z dziennikarzami i dzielenia się informacjami za pomocą mediów społecznościowych.
Lekarze, którzy piszą o nieprawidłowościach i brakach w szpitalach, dostają zakaz rozmów z dziennikarzami i dzielenia się informacjami za pomocą mediów społecznościowych.
Naruszeniem dobrego imienia placówki dyrektor nowotarskiego szpitala uzasadnił decyzję o zwolnieniu położnej, która w mediach społecznościowych informowała o warunkach, w jakich pracuje. – Na swoim profilu facebookowym pokazałam moje ręce po dyżurze oraz maseczkę, którą sama wykonałam, ponieważ brakowało ich na naszym oddziale – mówiła kobieta w rozmowie z Polską Agencją Prasową.
Lekarze różnych specjalizacji informują o tym, że są uciszani, zwłaszcza jeśli sygnalizują braki w sprzęcie ochronnym dla pracowników służby ochrony zdrowia. – W naszym szpitalu przez dyrektora zostało wydane ustne polecenie zabraniające nam rozmów z mediami na temat koronawirusa. Każdy komunikat, który wychodzi, musi zostać uzgodniony z dyrekcją – mówi nam jeden z lekarzy.
Jaka jest skala tego zjawiska? Nie wiadomo. Naczelna Izba Lekarska dopiero po naszym sygnale rozpoczęła badanie sprawy. Jako dowody otrzymujemy od różnych lekarzy screeny z zamkniętych facebookowych grup, na których pracownicy służby zdrowia wymieniają się informacjami. W ciągu kilkunastu godzin zebraliśmy ich ponad 30.
– Skala jest na pewno większa. Do tej pory codziennie otrzymywałem kilkanaście informacji o brakach w szpitalach. Od czasu zwolnienia położnej z Nowego Targu nie dostaję ich prawie wcale, a ci, którzy jednak do mnie piszą, bardzo podkreślają, że chcą zachować anonimowość – mówi Bartosz Fiałek z OZZL.
Kto chce uciszać lekarzy? Nieoficjalnie niektórzy nasi rozmówcy wskazują na urzędników z Warszawy. Jedna z osób, które znają sprawę, przypisuje zakazy, o których wie, dyrektorom szpitali, którzy są powiązani z Prawem i Sprawiedliwością. Z kolei Bartosz Fiałek wskazuje na ordynatorów, którzy w niektórych przypadkach wydają takie zarządzenia.
Lekarze, z którymi rozmawialiśmy, opowiadają, że wszyscy, z którymi odbyły się rozmowy dyscyplinujące, są straszeni albo zwolnieniem dyscyplinarnym, albo nałożeniem kary porządkowej. Mówią, że władze szpitali powołują się na dobro pacjentów albo kwestionują prawdziwość informacji podawanych przez lekarzy.
Rzecznik prasowy resortu zdrowia Wojciech Andrusiewicz kategorycznie zaprzecza, że ktokolwiek z kierownictwa MZ zabrania lekarzom wypowiedzi i publikowania informacji w mediach społecznościowych. – Nie ma podstawy prawnej do tego typu działań – podkreśla. Sprawę zwolnienia położnej z Nowego Targu skomentował minister zdrowia. Łukasz Szumowski na antenie TVN24 stwierdził, że zarówno położna, jak i dyrektor placówki zareagowali zbyt nerwowo, ale nie jest to podstawa do zwolnienia z pracy.
/>
Już po odesłaniu gazety do druku otrzymaliśmy zdjęcie dokumentu, który przeczy słowom rzecznika prasowego. Jest to list, który został wysłany do konsultantów krajowych podpisany przez Sekretarz Stanu w Ministerstwie Zdrowia Józefę Szczurek- Żelazko. Prosi on, by konsultanci krajowi wpłynęli na konsultantów wojewódzkich, by ci "zaprzestali samodzielnego wydawania opinii". Jak pisze opinie takie (również w zakresie dostępności środków ochrony osobistej) powinny być, zdaniem Józefy Szczurek-Żelazko, wydawane przez konsultantów krajowych po konsultacji z ministerstwem i GIS. "Tylko takie działanie zapewni przekazywanie informacji merytorycznie prawidłowych i jednolitych oraz nie będzie przyczyną do nieuzasadnionego wzniecania niepokoju w środowisku medycznym" - czytamy w liście.
– Problem ochrony sygnalistów pojawia się w naszej Kancelarii bardzo często. Osobami tymi są zazwyczaj pracownicy, którzy w różny sposób – czasami nieuregulowany w wewnętrznych regulacjach zakładów pracy – ujawniają nieprawidłowości, których są świadkami – mówi DGP adwokat dr Łucja Kobroń-Gąsiorowska z kancelarii NCKG adwokaci oraz z Instytutu Prawa, Administracji i Ekonomii UP w Krakowie. Jak tłumaczy, nie ma obecnie w polskim prawie pracy skutecznych regulacji, które chroniłyby takie osoby przez negatywnymi konsekwencjami takich działań ze strony pracodawców. – Mówię tutaj o skutecznych regulacjach antyodwetowych – dodaje. – Pytanie kluczowe dotyczy tego, jaki i czyj interes mielibyśmy tutaj chronić: interes publiczny czy prywatny. Odpowiedź wydaje się prosta: osoba ujawniająca w dobrej wierze nieprawidłowości chroni interes publiczny – mówi i przytacza orzecznictwo w tej sprawie Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. – Już w 2013 r. Trybunał wypowiedział się w tej kwestii w sprawie Gábora Matúza, pracującego dla państwowej telewizji Magyar Televízió Zrt. Matúz opublikował książkę zatytułowaną „Antyfaszysta i hungarysta – tajemnice telewizji węgierskiej”, zawierającą szczegółowe dowody stosowania w państwowej telewizji cenzury. Wkrótce potem telewizja zwolniła go ze skutkiem natychmiastowym. Powodem zwolnienia było to, że publikując książkę, Matúz naruszył klauzulę poufności zawartą w jego umowie o pracę. Trybunał uznał, że doszło do naruszenia art. 10 Konwencji z 4.11.1950 r. o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności, a środek zastosowany względem skarżącego w postaci zwolnienia z pracy był nieproporcjonalny wobec dwóch dóbr chronionych prawem, tj. wolności wypowiedzi oraz interesu publicznego – tłumaczy prawniczka.
Polska nie wdrożyła jeszcze dyrektywy dotyczącej ochrony osób zgłaszających przypadki naruszenia prawa Unii, która nakłada na przedsiębiorców i instytucje publiczne obowiązek ochrony sygnalistów przed działaniami odwetowymi. – Począwszy od 17 grudnia 2019 r., państwa członkowskie mają dwa lata na wdrożenie w krajowych porządkach prawnych regulacji przewidujących m.in. nowe, obwarowane sankcjami, obowiązki dla przedsiębiorców w zakresie ochrony sygnalistów – przypomina dr Łucja Kobroń-Gąsiorowska.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama