Szpitale nie rezygnują z działania w ostrym trybie. Do większości wojewodów nie wpłynęły dotychczas wnioski o działanie w mniejszej obsadzie.
DGP
Wprowadzenie ostrych i tępych dyżurów – ustawą z 21 lutego 2019 r. o zmianie ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych oraz niektórych innych ustaw (Dz.U. poz. 399) – miało być receptą na braki kadrowe i sposobem na obniżenie kosztów. Polega to na tym, że szpitale znajdujące się w bliskiej odległości ustalają pomiędzy sobą, który w danym dniu przyjmuje pilne przypadki. Ten, który nie ma ostrego dyżuru, nie musi np. utrzymywać przez cały czas pełnej obsady bloku operacyjnego. Stosowne harmonogramy zatwierdzają wojewodowie w porozumieniu z dyrektorami oddziałów wojewódzkich Narodowego Funduszu Zdrowia. Inicjatywa powinna wyjść ze strony szpitali, które zgłaszają wojewodzie potrzeby w tym zakresie; plan dyżurów ustalają między sobą minimum dwie placówki.
Zrezygnować z dyżurowania z trybie ostrym nie mogą m.in. szpitalne oddziały ratunkowe (SOR), izby przyjęć, oddziały intensywnej terapii. Tępy dyżur nie oznacza, że do szpitala nie będą przyjmowani pacjenci zgłaszający się samodzielnie, ale jedynie to, że zespół ratownictwa medycznego nie przetransportuje tam pacjenta z objawami kwalifikującymi go do leczenia na danym oddziale.

Chętnych brak

Aby ułatwić wojewodom zadanie, NFZ opracował rekomendacje w zakresie ustalania harmonogramów (patrz infografika). Kiedy kilka tygodni temu pytaliśmy o wnioski w tej sprawie, większość urzędów i oddziałów funduszu odpowiedziała, że czeka na wytyczne z centrali. Choć jednak są już one gotowe od kilku tygodni, zainteresowanie szpitali jest niewielkie.
Żadne wnioski w tej sprawie nie wpłynęły w województwach: pomorskim, wielkopolskim, kujawsko-pomorskim, lubelskim, lubuskim, warmińsko-mazurskim, dolnośląskim. Wojewoda małopolski otrzymał dwa: ze Szpitala Wojewódzkiego w Tarnowie oraz 5. Wojskowego Szpitala Klinicznego z Polikliniką w Krakowie. – Nadal trwają analizy i prowadzona jest korespondencja z tymi szpitalami w związku z pojawiającymi się wątpliwościami interpretacyjnymi. Planowane jest także spotkanie z udziałem ich dyrektorów oraz dyrektora małopolskiego oddziału NFZ w celu wypracowania jak najlepszych rozwiązań dla wnioskowanego obszaru – informuje Anna Badura z biura wojewody.
Trzy wnioski wpłynęły do wojewody łódzkiego – wszystkie od placówek z Łodzi. – Zostały one jednak złożone niezgodnie z określonymi wymaganiami, w szczególności w zakresie wspólnej deklaracji przynajmniej dwóch placówek dążących do ujęcia oddziału w harmonogramie. Ponadto część zgłoszonych we wnioskach oddziałów szpitalnych, które miałyby funkcjonować w trybie ostrych dyżurów, nie znajduje się w wykazie jednostek organizacyjnych szpitali wyspecjalizowanych w udzielaniu świadczeń niezbędnych dla ratownictwa medycznego, co czyni je bezprzedmiotowymi – podaje wydział prasowy wojewody.

Nie ma warunków

Eksperci zwracają uwagę, że wprowadzenie ostrych i tępych dyżurów często nie jest możliwe z przyczyn logistycznych. Placówki, które ustalają harmonogram, muszą być bowiem w stosunkowo bliskiej odległości. Waldemar Malinowski, prezes Ogólnopolskiego Związku Pracodawców Szpitali Powiatowych (OZPSP), uważa, że jest to rozwiązanie dla bardzo specjalistycznych oddziałów w dużych aglomeracjach, gdzie rzeczywiście nie musi dyżurować przez całą dobę po kilka oddziałów takich jak neurochirurgia czy kardiologia interwencyjna. – Tam nie widziałbym problemu, zwłaszcza że taki podział funkcjonował już kiedyś. Ale nie sprawdzi się to w szpitalach powiatowych – ocenia.
Potwierdzają to informacje od wojewodów. Łódzki urząd podkreśla, że z założenia ewentualne wprowadzenie harmonogramów mogłoby dotyczyć jedynie szpitali z Łodzi – z uwagi na występowanie tożsamych oddziałów. Warunków do wprowadzenia systemu dyżurów naprzemiennych nie ma – w ocenie tamtejszego wojewody – w województwie kujawsko-pomorskim. Trudne byłoby to także w woj. warmińsko-mazurskim. – Wydaje się, że harmonogram mógłby powstać dla laryngologii i okulistyki, jednak wnioskodawcą musi być dany podmiot leczniczy. Jeśli chodzi o inne oddziały – teoretycznie jest to możliwe, lecz skomplikowane, np. z uwagi na odległości pomiędzy szpitalami w terenie oraz liczbę pacjentów w szpitalach w Olsztynie czy Elblągu – tu jeden lekarz na dwóch oddziałach może okazać się niewystarczający – ocenia Krzysztof Kuriata, dyrektor wydziału bezpieczeństwa i zarządzania kryzysowego w tamtejszym urzędzie wojewódzkim.
Roman Kolek, wicemarszałek województwa opolskiego, wskazuje, że aby móc stosować dyżury naprzemienne, trzeba przede wszystkim zreorganizować położnictwo – postawić na wysoką jakość, przesunąć kadrę do placówek, które ją gwarantują, a pozostałą część personelu – do opieki ambulatoryjnej. Tymczasem teraz porodówka jest w niemal każdym, nawet najmniejszym szpitalu. – W przeciwnym razie ta reforma nic nie da. Bo jeśli dla funkcjonowania położnictwa konieczne jest zabezpieczenie bloku operacyjnego, to co z tego, że nie będzie on potrzebny dla chirurgii? Koszty i tak trzeba będzie ponosić – przekonuje.
Waldemar Malinowski zwraca uwagę na jeszcze jeden aspekt – finansowy. – Jeśli ktoś nie dyżuruje, to nie zarabia. Przychody z dyżurów są dla pracowników, którzy je obstawiają, ważnym elementem wynagrodzenia – podkreśla. Z jednej więc strony szpitale muszą zawieszać oddziały, bo brakuje lekarzy i pielęgniarek (o czym DGP pisał w zeszłym tygodniu), z drugiej nie chcą rezygnować z dyżurów, by ten personel, który mają, nie był stratny.
Roman Kolek uważa, że aby wprowadzić harmonogramy ostrych i tępych dyżurów, trzeba zorganizować sieć szpitali rzeczywiście odpowiadającą na potrzeby regionów. – Z perspektywy kraju wielu niuansów nie widać. Potrzebne jest spojrzenie regionalne, współpraca z marszałkami, starostami i innymi właścicielami szpitali. Wtedy można myśleć o sieci z prawdziwego zdarzenia i dzieleniu się dyżurami – przekonuje.