Władze chińskie, jak informowaliśmy we wczorajszym DGP, zamknęły kilkanaście fabryk, w których produkuje się substancje czynne do leków. W efekcie w Polsce brakuje już ponad 100 lekarstw, a wiele zaczyna drożeć. Dlaczego aż tak bardzo uzależniliśmy swoją produkcję leków od Państwa Środka?
Tomasz Latos przewodniczący sejmowej komisji zdrowia / DGP
Odpowiadając najkrócej: bo przez wiele lat było w Chinach najtaniej. Dopiero teraz zaczynamy odczuwać negatywne skutki zdominowania rynku przez Chińczyków. Kłopot sięga jeszcze lat 90. XX w., gdy na nowo organizowano polski przemysł farmaceutyczny. Został on, niestety, zbudowany w sposób uzależniający polskiego pacjenta od rynków azjatyckich. I dla jasności, nie krytykuję producentów leków. Jeśli produkcja substancji czynnych w Polsce jest dwa razy droższa niż zakup tejże substancji z Chin, decyzje biznesowe były zrozumiałe.
Ale skoro już doszliśmy do momentu, w którym uzależnienie się od Chin stało się obciążeniem, czy można tę sytuację zmienić?
Na pewno z poziomu polskiego parlamentu nie sposób zmusić Chińczyków, by otworzyli nowe fabryki albo sprzedawali w pierwszej kolejności substancje czynne do Polski. To, co musimy możliwie najszybciej zrobić, to stworzyć system zachęt dla producentów, by chcieli surowiec produkować i kupować w Polsce. Wówczas byłaby zagwarantowana ciągłość dostaw. Jakkolwiek jednak mogę obiecać, że będę ten postulat popierał, to nie mogę zapewnić, że zostanie on bardzo szybko zrealizowany. Stworzenie solidnego systemu zachęt to ogromne wyzwanie: tak intelektualne, jak i finansowe. Skoro dziś nawet 80 proc. substancji czynnych w polskich lekach pochodzi z Chin, to musimy pamiętać, że z czegoś to wynika. I tym czymś jest bardzo duża przepaść finansowa między opłacalnością produkcji w Chinach oraz w Polsce. A zatem system zachęt do produkcji nad Wisłą, by był realny, musi ten brak równowagi wyrównać. Mówiąc wprost: potrzeba bardzo dużo pieniędzy, np. na ulgi podatkowe dla producentów. Ale trzeba zacząć pracować nad tym rozwiązaniem. Tym bardziej że nie można wykluczyć sytuacji, w której dzięki sensownie utworzonemu systemowi zachęt w Polsce zaczęłyby u nas produkować surowce koncerny europejskie, dając tym samym miejsca pracy i płacąc za gościnę.
A jaka w zapewnieniu bezpieczeństwa lekowego obywatelom jest rola Unii Europejskiej? Przecież nie tylko polski pacjent jest uzależniony od chińskiej produkcji.
Dobrze, że pan o tym wspomina. Bo to nie jest tak, że kłopot jest wynikiem nieudolności polskiego rządu czy parlamentu. To problem o wiele szerszy, geopolityczny wręcz. I uważam, że Parlament Europejski musi być aktywniejszy w walce o zapewnienie dostępności leków. Można odnieść wrażenie, że obecnie większość państw działa indywidualnie, nie ma jednej wspólnej polityki. Podczas gdy dla Chin partnerem do dyskusji o dostawach substancji czynnych powinna być UE, a nie oddzielnie Polska, Portugalia czy Włochy. Ale jako Polacy musimy też mieć świadomość, że na wspólnym działaniu bardziej zależeć powinno mniejszym państwom – tym, w którym produkuje się głównie leki generyczne. Silni w produkcji leków oryginalnych jak Francja czy Niemcy nie są aż tak uzależnieni od Chin, a poza tym stanowią większe rynki zbytu, przez co są zaopatrywani w pierwszej kolejności.