O tym, że OZZL kwestionuje konstytucyjność ustawy z 5 lipca 2018 r. o zmianie ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych oraz niektórych innych ustaw (Dz.U. poz. 1532), DGP informował w październiku zeszłego roku. Przewodniczący związku Krzysztof Bukiel mówił wtedy, że ustawa jest niejasna i różnicuje nie tylko lekarzy, ale też dyrektorów szpitali. Te argumenty podtrzymano we wniosku do TK.
OZZL nie podważa ustawy jako całości ani jej zasadniczego celu, czyli podwyżki wynagrodzeń. W opinii związkowców cel ten jest jednak realizowany wybiórczo i doraźnie (przewidziane w ustawie rozwiązania zaplanowane są na dwa lata, po 2020 r. strony mają wrócić do rozmów).
OZZL wskazuje też m.in. na brak precyzji w przepisach, co pozwala na ich różne interpretowanie. Skutkiem jest nierówne traktowanie lekarzy, którzy wykonują tę samą pracę, a są różnie wynagradzani. Związek od początku kwestionował m.in. przyznanie podwyżek specjalistom na oddziałach szpitalnych (jeśli zobowiązali się do nieudzielania tożsamych świadczeń gdzie indziej, ich pensje wzrosły do 6750 zł), a w przyszpitalnych poradniach już nie. Różnie traktowane są również same szpitale, bo pieniądze na wzrost płacy zasadniczej otrzymują one z NFZ, ale ich wysokość zależy m.in. od tego, ile płaciły wcześniej lekarzom. Więcej dostanie zatem placówka, gdzie zarobki były na poziomie 3 tys. zł, mniej ta, gdzie było to ok. 6 tys. zł.
OZZL proponuje w miejsce wadliwej ustawy umowę społeczną między pracownikami, pracodawcami, NFZ i rządem.