Właśnie to stało się przyczyną kłopotów, a potem upadku oddziału dziecięcego – o czym piszemy w DGP od 13 listopada – na niemal pięćdziesiątkę dzieci przypadało 2,8 lekarza. W takiej sytuacji – jak podnosili – nie tylko leczenie jest niemożliwe, ale nawet zapewnienie bezpieczeństwa fizycznego. Dlatego wszyscy lekarze złożyli wypowiedzenia z pracy, wkrótce na wszystkich pacjentów została tylko jedna specjalistka, Marta Niedźwiedzka, której termin wypowiedzenia upływał z końcem stycznia. Do pomocy miała tylko rezydentkę. – Nie wytrzymałam presji, musiałam pójść na zwolnienie lekarskie – mówi DGP lekarka. Opowiada, że próbowała wcześniej znaleźć miejsce dla małych pacjentów, obdzwaniała szpitale w Polsce. – Jedna z dyrektorek mówi mi: nie mogę przyjąć pani dzieci, mam na oddziale 70 pacjentów, a jestem tylko jedna – opowiada.
Jedna z mam, której córka leczy się w Józefowie, donosiła wczoraj: Wszystkie dzieci, które jeszcze zostały, są na jednym oddziale na pierwszym piętrze, jest ich 18 i ponoć tylko jedna lekarka z nimi. My w poniedziałek zabieramy córkę do domu - pisała.
Jak tłumaczy prezes Stelmański obecnie te dzieci, które można wypisać do domów i leczyć ambulatoryjnie są wypisywane, a te, które wymagają hospitalizacji, rozwożone po kraju. Nie jest to łatwe, bo w tragicznej sytuacji jest nie tylko Józefów, ale cała psychiatria, zwłaszcza ta dla dzieci i młodzieży. Dramatycznie brakuje specjalistów, lekarze nie chcą się kształcić w tej dziedzinie. W tym roku na Mazowszu nie zgłosił się nikt. Lekarzy dla Józefowa szukają dwie firmy headhunterskie, szpital oferuje służbowe mieszkanie i kilkanaście tys. pensji. – Ale co tam ja z mieszkaniem, dyrektorka szpitala w Zaborze w Lubuskim kupiła dwa domy jednorodzinne, żeby przyciągnąć lekarzy z rodzinami. I nikogo nie znalazła – mówi Stelmański.
Teraz dla dzieci z całego Mazowsza, a także Podlasia, które nie ma całodobowej placówki psychiatrycznej dla najmłodszych, zostaje oddział psychiatryczny w szpitalu pediatrycznym przy ul. Żwirki i Wigury w Warszawie. – Nie ma mowy, żebym dał radę to obsłużyć. Mam 20 łóżek na oddziale i trzydziestu paru pacjentów – mówi ordynator prof. Tomasz Wolańczyk. I zapowiada, że w takiej sytuacji on i jego załoga składają wypowiedzenia. Co dalej? Jak mówi ruch jest po stronie ministerstwa zdrowia i NFZ. Trzeba m.in. zwiększyć wyceny w psychiatrii, żeby stała się opłacalna dla szpitali. Teraz nie otwierają oddziałów tego typu, bo do nich dopłacają. W przypadku jego placówki jest to 200 tys. zł miesięcznie.
Michał Stelmaszczyk wylicza: NFZ płacił Józefowi 277,8 zł za tzw. osobodzień, a więc za pobyt, jedzenie, leczenie dziecka w szpitalu, w czym też zawierają się pensje zatrudnionych tam ludzi, szkolenia, remonty. Wyszło mu, że absolutne minimum to 320 zł, a i tak byłoby to dzielenie biedy.
Wojewoda, który odpowiada za bezpieczeństwo pacjentów, nie ma chyba pojęcia co robić, bo jego biuro prasowe odpowiada, że znają sytuację i poinformowali o niej NFZ. Jak mówi DGP Krzysztof Jakubiak, rzecznik resortu zdrowia, wczoraj w Warszawie odbył się konwent marszałków, w którym uczestniczył także odpowiedzialny za psychiatrię minister Zbigniew Król, Dariusz Poznański, zastępca dyrektora Departamentu Zdrowia Publicznego. Przez dwie godziny prowadzono rozmowy na temat kryzysu, w których udział wzięli także marszałek Adam Struzik, przedstawiciele NFZ, a także prof. Barbara Remberk krajowa konsultant ds. psychiatrii dzieci i młodzieży oraz konsultant wojewódzka, dr Lidia Popek. – Najważniejsze, że mali pacjenci zostali zabezpieczeni, trafiają do innych jednostek w Warszawie oraz w Lublinie – mówi Jakubiak. Ja informuje, prowadzone są rozmowy z innymi szpitalami, aby podpisały z NFZ dodatkowe kontrakty. Dziś ma się odbyć podobne spotkanie, na którym będą radzić, co dalej.
Ministerstwo Zdrowia ma perspektywiczny plan reformy psychiatrii dzieci i młodzieży, który zakłada przeniesienie ciężaru opieki nad pacjentami nie wymagającymi hospitalizacji do modelu środowiskowego.
- Gdybym chciał rozrysować naszą koncepcję, miałaby ona postać piramidy. Na jej szczycie znajdują się wojewódzkie ośrodki koordynujące, usytuowane przy renomowanych placówkach klinicznych. Przy czym w mniejszych regionach będzie to jeden ośrodek, w większych dwa lub trzy. Ich zadaniem jest koordynacja współpracy wszystkich jednostek zajmujących się pomocą psychiatryczną, psychologiczną i psychoterapeutyczną dla dzieci i młodzieży, a także identyfikacja potrzeb, planowanie kształcenia kadry etc. Idąc w dół tej piramidy widzimy szpitale z oddziałami psychiatrycznymi, a jeszcze niżej te środowiskowe centra zdrowia psychicznego, o których mówiliśmy. Natomiast podstawą tej piramidy, jej fundamentem, mają być poradnie psychologiczno-pedagogiczne, jako że znajdują się one najbliżej młodych ludzi i ich rodzin. Będziemy o ich roli i zadaniach rozmawiać z MEN, bo to pod resort edukacji podlegają te poradnie, i jestem pewien, że się porozumiemy – mówił w wywiadzie dla DGP minister Król.
Od przyszłego roku wprowadzone zostają nowe zawody medyczne, to psychologowie kliniczni dzieci i młodzieży; terapeuci środowiskowi dzieci i młodzieży oraz psychoterapeuci kliniczni dzieci i młodzieży.
- Jako że będą to zawody medyczne, będą musiały być certyfikowane na takich samych zasadach jak np. lekarze. To oznacza, że do pracy w placówkach publicznych będzie wymagane zdanie stosownego egzaminu. Dotyczy to zarówno nowych osób, które dopiero będą się szkolić, jak i tych, które już są na rynku. Zostanie wyznaczony program, zakres wiedzy i umiejętności niezbędnych do tego, aby uzyskać dyplom. Będzie się tym zajmować, tak samo jak egzaminowaniem lekarzy, Centrum Egzaminów Medycznych. Proces weryfikacji jest niezbędny, gdyż te osoby będą samodzielnie pracować z dziećmi i zależy nam na wysokiej jakości świadczeń, które będą finansowane ze środków publicznych – mówił minister Zbigniew Król. Obiecując, że na ich kształcenie są pieniądze.
Krzysztof Jakubiak powiedział nam wczoraj, że pracują właśnie nad projektem rozporządzenia koszykowego, które zakłada większe nakłady na psychiatrię.
Jak podkreślają lekarze, do tej pory ta dyscyplina medycyny była konsekwentnie lekceważona przez kolejne ekipy rządzące, a specjaliści czuli się odpowiedzialni, aby jakoś to wszystko działało. Teraz wydaje się, że wyjęcie jednego klocka z tej rozchwianej budowli, może skończyć się jej zawałem.