Ratownicy nie odpuszczają i zaostrzają walkę o zwiększenie płac. W piątek pikietowali przed urzędami wojewódzkimi. To kolejny etap protestu. Sytuacja jest patowa.
O podwyżki dla tej grupy zabiegał resort zdrowia, ale przez rok nie miał zgody ministra finansów. Tymczasem ratownictwo to jedna z niewielu dziedzin, które finansowane są wprost z budżetu państwa (za pośrednictwem NFZ), a nie ze składek zdrowotnych. Resortowi zdrowia udało się wytargować z MF podwyżkę w wysokości 800 zł brutto podzieloną na dwa lata, ale ratownicy tę propozycję odrzucili. Zwracają uwagę, że pielęgniarki dostały 1600 zł rozłożone na cztery lata, a w tym roku wypłacona zostanie już trzecia transza.
W ratownictwie pracują one często na równorzędnych, a czasem nawet niższych (gdy ratownik jest szefem zespołu) stanowiskach. Postulaty ratowników dotyczą też warunków pracy i zakresu obowiązków. Dziś z powodu niskich zarobków (często 1,6–2 tys. zł brutto miesięcznie) wielu bierze nadgodziny, ryzykując zdrowie, bo – jak twierdzą związkowcy – wielu pracuje po 300, 400 godzin miesięcznie.