Około 1,8 mld zł to wartość procedur medycznych wykonanych w 2016 r. ponad wartość umów z NFZ. To 6 proc. tego, co planowano na leczenie stacjonarne.
W poprzednich latach nadwykonania były podobnej lub wręcz wyższej wartości. Ale oddziały NFZ nie miały wspólnej polityki wobec problemu: ile za nie płacić. Panowała wolnoamerykanka. Fundusz i Ministerstwo Zdrowia stały na stanowisku, że co do zasady szpitale nie powinny dostać 100 proc. zapłaty. Powód: kontrakt pokrywa również koszty stałe, jak czynsz, prąd czy pensje. Te zaś nie zwiększają się (jeżeli personel jest na etacie) wraz z liczbą pacjentów. W efekcie część szpitali zapłaty nie dostawała w ogóle albo tylko w niewielkim zakresie, np. 20 proc. żądanej kwoty. Kończyło się pozwami sądowymi wobec NFZ ze strony placówek.
W tym roku ustalono, co płatne będzie w 100 proc., a co w np. 80 proc. czy w połowie. Część oddziałów już się rozliczyła ze szpitalami. Część jest w trakcie podpisywania porozumień. Wiadomo, że na zapłatę nadwykonań zostanie przeznaczone ok. 700 mln zł z rozwiązanej rezerwy finansowej NFZ.
Dodatkowo 214 mln zł wyniosły niewykonania (takiej wartości świadczeń wynikających z umów szpitale nie zrealizowały). Oznacza to, że w sumie fundusz będzie miał do rozdysponowania kwotę wystarczającą na zapłatę ponad połowy ponadlimitowych świadczeń. To więcej niż w poprzednich latach.
Na oddziałach NFZ ciążą jednak często sprawy sądowe o zapłatę nadwykonań z lat poprzednich. Na Mazowszu problem ciągnie się od 2008 r. – Wtedy nastąpiła zmiana algorytmu podziału środków NFZ między województwa. W pierwszym roku obowiązywania nowych zasad zabrakło nam ok. 800 mln zł – mówi Piotr Nowak, od 2014 r. dyrektor mazowieckiego oddziału funduszu.
Tłumaczy, że potrzeby zdrowotne rosły, ale nie było pieniędzy na wykupienie dodatkowych świadczeń. Rosły więc nadwykonania, na które oddział NFZ też nie miał pieniędzy. Według Nowaka w ubiegłym roku sądy zajmowały się pozwami na łączną kwotę 14 mln zł roszczeń wobec jego oddziału NFZ. Szpitalom zasądzono 6 mln zł. – Obecnie staramy się regulować wszystkie należności na bieżąco – dodaje dyrektor.
Z naszej sondy w wojewódzkich oddziałach NFZ wynika, że problem nadwykonań w największym stopniu dotyczy ortopedii i chirurgii, chorób wewnętrznych, kardiologii, anestezjologii i intensywnej terapii. To dziedziny, w których pacjentami częściej są seniorzy. Wniosek: umowy NFZ ze szpitalami najwyraźniej nie nadążają za zmianami demograficznymi i starzeniem się społeczeństwa.
W grupie świadczeń, których zrealizowano mniej, niż założono, znalazło się leczenie nowotworów w ramach pakietu onkologicznego – czyli działającej od dwóch lat szybszej ścieżki leczenia. – W 2016 r. placówki medyczne nadal uczyły się korzystać z tych rozwiązań. Niewykorzystanie części pieniędzy na pakiet onkologiczny wynikało też z kształtu przepisów, które dopiero w trakcie zeszłego roku były upraszczane – mówi Adam Zdaniuk, dyrektor bolesławieckiego szpitala powiatowego. Podkreśla, że nie oznacza to, że pacjenci byli bez opieki – leczono ich, korzystając ze standardowego sposobu rozliczania świadczeń, choć mniej korzystnego. – W mniejszych placówkach zdarzają się problemy z zebraniem wszystkich wymaganych specjalistów do przeprowadzenia konsylium lekarskiego, które jest wymagane w pakiecie onkologicznym – wyjaśnia szef szpitala w Bolesławcu. Źródłem niewykonań w poszczególnych placówkach były też braki kadrowe, m.in. w zakresie lekarzy specjalistów, czy remonty i modernizacje oddziałów.
Ten rok może być ostatni, jeżeli chodzi o wypłatę nadwykonań. Większość placówek, które rozliczyły nadwykonania, po 1 października straci bowiem taką możliwość. Gdy wejdą do sieci szpitali (ustawę w tym miesiącu podpisał prezydent), średnio 60 proc. świadczeń będą miały opłacane ryczałtem. Ma on się opierać na danych historycznych (w tym roku będzie określony na podstawie wskaźników z 2015 r.).
Zdaniem ekspertów, ale też szefów szpitali, to dlatego w tym roku NFZ jest hojniejszy. Płacąc za nadwykonania z 2016 r., chciał osłodzić placówkom zmiany i dać im dodatkowe środki, zanim jeszcze ruszy nowy system.
ROZMOWA

Daliśmy pieniądze, żeby uniknąć procesów i w ten sposób jeszcze zaoszczędzić

Maciej Miłkowski
wiceprezes NFZ ds. finansowych
Co roku szpitale walczyły, żeby NFZ zapłacił im za leczenie pacjentów, których przyjęły ponad wyznaczony limit. Fundusz dotąd zwykle szedł na konfrontację, płacił niewiele lub w ogóle odmawiał zapłaty, i sprawy kończyły się w sądach. Dlaczego ten rok jest inny?
Po raz pierwszy postawiliśmy na to, by zaproponować warunki akceptowalne dla szpitali. Razem z dyrektorami oddziałów funduszu udało się wypracować plan, żeby wszystkim zapłacić tyle samo za takie same świadczenia, niezależnie od województwa, typu jednostki czy organu właścicielskiego. Niektóre szpitalne oddziały dostały mniej niż rok wcześniej – np. pierwszy raz nie zapłaciliśmy 100 proc. za intensywną terapię. Ale dzięki temu inne, którym w ogóle nie płacono, tym razem coś otrzymały.
Dlaczego w ten sposób? Część oddziałów miała pieniądze, żeby szpitalom na swoim terenie zapłacić więcej.
Tak. Ale potem się zdarzało, że jeden dyrektor mówił: „Mnie za kardiologię zapłacono za całość”, a w innym miejscu za to samo szpitale otrzymywały o wiele mniej albo w ogóle. Czasem nawet w ramach jednej sieci, jeżeli ktoś miał placówki w różnych województwach, były spore różnice. Chcieliśmy uniknąć też oskarżeń, że płacimy niepublicznym, a publicznym nie, lub na odwrót. Ale był też inny kluczowy powód – chcieliśmy uniknąć procesów. Jeśli ktoś nie przyjąłby oferty nadwykonań, to w sądzie tłumaczylibyśmy, że wszyscy mieli takie same warunki, takie same propozycje.
Udało się?
Raczej tak. Większość szpitali poszła na ugodę. I nie będzie pozywać funduszu.
Był czas, że NFZ rozważał nawet wzięcie kredytu. Teraz okazało się, że można rozwiązać rezerwę.
Minister zdrowia nie chciał początkowo wydać na to zgody. Argumentowaliśmy, że inaczej wydamy więcej na procesy i odsetki. A trzeba zaznaczyć, że w końcu środki na koszty procesowe to pieniądze przeznaczone na świadczenia zdrowotne – to ten sam budżet, tylko niższe koszty na świadczenia w danym roku.
Płacicie za nadwykonania, konsultujecie podwyższenie ceny punktu służącego do rozliczeń świadczeń, zwiększyliście część wycen placówek klinicznych i instytutów. Wygląda na to, że NFZ w obliczu planowanej likwidacji pozwolił sobie na dosypanie pieniędzy do systemu.
Czasem mniej w systemie pieniędzy powoduje, że wydaje się więcej – zadłużone szpitale płacą odsetki. To nie ma sensu. Chcemy dać więcej na leczenie, tym bardziej że koszty rosną. Planujemy rozwiązanie kolejnej rezerwy w połowie roku i zaproponowanie zmian, które będą korzystne zarówno dla pacjentów, jak i dla placówek medycznych.