Od 2018 r. zacznie działać nowa instytucja, która zajmie się m.in. promocją zdrowia, walką z uzależnieniami oraz zapobieganiem i zwalczaniem chorób zakaźnych – wynika z projektu ustawy o Urzędzie Zdrowia Publicznego, do którego dotarł DGP. Co dziwne, nie uwzględniono w nim innych kluczowych dla zdrowia instytucji, np. Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego-Państwowy Zakład Higieny czy Instytutu Żywności i Żywienia.
Ustawa jest elementem pakietu zmian prezentowanych pod hasłem Narodowa Służba Zdrowia, które obejmują m.in. likwidację NFZ oraz ubezpieczeń społecznych i objęcie prawem do opieki zdrowotnej wszystkich mieszkańców Polski. Zdaniem ministerstwa powołanie jednej nowej instytucji w miejsce likwidowanych czterech urzędów spowoduje usprawnienie działań w obszarze zdrowia publicznego oraz oszczędności (choć ich wysokość nie pojawiała się w ocenie skutków regulacji).
Z zasady za, teraz przeciw
Eksperci z reguły są zwolennikami łączenia urzędów, ponieważ obniża to koszty działania, zmniejsza biurokrację i może usprawniać działanie. – Jednak w tym przypadku jest wiele obaw, ponieważ np. Krajowe Centrum ds. AIDS działa bardzo sprawnie i nie wiadomo, czy włączenie jego zadań i kadr do nowego, dużego urzędu, nie pogorszy sytuacji – zwraca uwagę mecenas Dobrawa Biadun, ekspertka Lewiatana. W przypadku GIS – który też ma być zlikwidowany – zwraca uwagę na niekonsekwencje resortu zdrowia. Wraz z partnerami z Rady Dialogu Społecznego ministerstwo chciało usprawnić ten urząd przez pionowe podporządkowanie oddziałów terenowych wojewódzkim, a tych z kolei głównemu inspektorowi. Minister zdrowia protestował też przeciw planom resortu rolnictwa dotyczącym wyłączenia z sanepidu kwestii związanych z bezpieczeństwem żywności.
– Ministerstwo powinno szczegółowo przeanalizować potencjalne korzyści i ryzyka związane z powołaniem UZP w proponowanym kształcie. Jeżeli ma to zmniejszyć koszty, to oczywiście jest to ważny argument, ale zmiana musi być rozpatrywana merytorycznie – podkreśla Biadun.
ikona lupy />
Urząd Zdrowia Publicznego / Dziennik Gazeta Prawna
Podobne obawy mają urzędnicy. – Nie zawsze gruntowne zmiany przyniosą zamierzony efekt. Lepsze wydają się być zmiany ewolucyjne, a nie rewolucyjne – mówi nam Marek Posobkiewicz, główny inspektor sanitarny. Jego zdaniem optymalne byłoby przeformułowanie systemu zdrowia publicznego w oparciu o sanepid, który od lat stoi na straży zdrowia Polaków.
Eksperci zwracają też uwagę, że inspekcja sanitarna, walka z używkami, uzależnieniami i AIDS to niewielki wycinek zdrowia publicznego. NIZP-PZH w ustawie pojawia się w takim charakterze, że minister może w imieniu UZP zlecać narodowemu instytutowi różne ze swoich zadań. Ale NIZP-PZH formalnie włączony nie zostanie. – Integracja działań ma z pewnością sens, ale nie widzę zasadności, dlaczego łączyć akurat tylko te cztery instytucje – podkreśla dr Małgorzata Gałązka-Sobotka, dyrektor Instytutu Zarządzania w Ochronie Zdrowia Uczelni Łazarskiego i członek rady NFZ.
Paradepartament
Łączone urzędy dotychczas działały osobno i zachowywały pewną niezależność. Po zmianie ich szefem ma być... wiceminister zdrowia. – Na przykład GIS to teraz urząd centralny, a zostanie zdegradowany do części podległej ministerstwu instytucji, która rangą będzie przypominać departament – mówi Beata Małecka-Libera, wiceszefowa sejmowej komisji zdrowia, a w gabinecie Ewy Kopacz pełnomocnik rządu ds. projektu ustawy o zdrowiu publicznym. – Taki urząd powinien mieć niezależnego prezesa podległego kancelarii premiera. W zdrowiu publicznym kluczowa jest współpraca wielu resortów, m.in. środowiska, edukacji, polityki społecznej, a podporządkowanie UZP ministrowi zdrowia będzie takie ponadresortowe działania utrudniać – uważa Małecka-Libera.
Z projektu, do którego dotarliśmy, wynika, że szef urzędu (wiceminister) będzie miał trzech zastępców: do spraw promocji zdrowia, uzależnień oraz nadzoru sanitarnego.
Wiele do zrobienia
Jedną z głównych słabości polskiego systemu ochrony zdrowia jest właśnie jego promocja i profilaktyka, więc nowy urząd może spełnić ważną rolę. Na razie temat zdrowia publicznego, choć głośny medialnie, wśród decydentów nie znajdował dużego zainteresowania. Przełomowa miała być ustawa o zdrowiu publicznym – pierwszy taki akt prawny – przyjęta w 2015 r. (Dz.U. poz. 1916). Ma być realizowana m.in. przez narodowe programy zdrowia (np. NPZ na lata 2016–2020). Niestety na etapie prac legislacyjnych znacznie przycięto budżet na ten cel – wynosi maksymalnie 140 mln zł.
Jak informowaliśmy w DGP w zeszłym roku, pieniądze nie zostały wykorzystane. Zrealizowano projekty zaledwie za około 10 mln zł. Część pieniędzy prawdopodobnie uda się wykorzystać w tym roku, ale około 75 mln zł – pochodzące wprost z budżetu państwa – przepadło.