O świadczenie w wysokości 4000 zł zgłaszają się do gmin pojedyncze osoby. Niektóre urzędy same szukają potencjalnych beneficjentów. Najczęściej rodzice o programie po prostu nie wiedzą.
Realizacja programu „Za życiem” / Dziennik Gazeta Prawna
Mija właśnie miesiąc, od kiedy zaczął obowiązywać program „Za życiem”. Od samego początku wzbudzał on kontrowersje wśród ekspertów i rodziców. Zwłaszcza że na razie kobietom w ciąży i opiekunom, których dziecko przyszło na świat z nieuleczalną chorobą, oferuje dość ograniczony zakres pomocy. Okazuje się jednak, że nawet po te formy wsparcia, które są już dostępne, czyli 4 tys. zł świadczenia oraz pomoc asystenta rodziny, w gminach ubiega się niewiele osób.
Przesłanki medyczne
Jednorazowe świadczenie przewidziane w art. 10 ustawy z 4 listopada 2016 r. o wsparciu kobiet w ciąży i rodzin „Za życiem” (Dz.U. poz. 1860) przysługuje, jeśli u dziecka zdiagnozowane zostało ciężkie i nieodwracalne upośledzenie albo nieuleczalna choroba zagrażająca jego życiu. Pod warunkiem jednak że powstały w prenatalnym okresie rozwoju dziecka lub w czasie porodu. Uzyskanie wsparcia wymaga złożenia wniosku w ośrodku pomocy społecznej w ciągu 12 miesięcy od dnia narodzin, co oznacza, że świadczenie mogą otrzymać również te osoby, których potomek przyszedł na świat w 2016 r.
Tyle tylko, że jak sprawdziliśmy, do gmin wpływają pojedyncze wnioski. Na przykład w Krakowie do tej pory złożono 11 formularzy, w Białymstoku sześć, w Olsztynie i Opolu po trzy. W Lublinie i Poznaniu było tylko po dwa podania, a w Katowicach i we Wrocławiu po jednym. A są i takie samorządy (m.in. Płock, Rzeszów czy Gliwice), gdzie dotychczas żaden z rodziców nie zgłosił się po 4 tys. zł wsparcia.
– Mała liczba wniosków jest spowodowana tym, że ze świadczenia może skorzystać szczególna grupa rodziców, która spełnia określone kryteria medyczne. Od samego początku szacowaliśmy więc, że nie będzie ona zbyt liczna – mówi Halina Pietrzykowska, kierownik działu świadczeń rodzinnych Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie (MOPR) w Białymstoku.
Inną przyczyną niewielkiego zainteresowania nową formą wsparcia może być brak informacji na ten temat. Wprawdzie resorty rodziny i zdrowia przygotowały specjalny informator o programie „Za życiem”, a podmioty udzielające świadczeń medycznych mają zgodnie z przepisami ustawy udzielać informacji na ten temat, to jednak rodzice mogą o świadczeniu nie wiedzieć. Informacje w tej sprawie upowszechniają też same ośrodki pomocy społecznej, które umieściły komunikaty w swoich siedzibach i na stronach internetowych. A te z Opola i Wrocławia podjęły nawet dodatkowe działania.
– Na podstawie innych przyznanych już świadczeń sprawdzaliśmy w aktach, którzy rodzice dzieci urodzonych w 2016 r. mogą być potencjalnymi odbiorcami nowej zapomogi, i dzwoniliśmy do nich. Faktycznie nie wiedzieli, że mogą się o nią starać, dlatego spodziewamy się, że teraz się do nas zgłoszą – wskazuje Agnieszka Czerwonka, zastępca kierownika działu świadczeń MOPS we Wrocławiu.
Nieprawidłowe zaświadczenia
Natomiast w przypadku tych osób, które złożyły już wnioski, pojawiły się problemy związane z brakiem odpowiednich dokumentów, co uniemożliwia wydanie decyzji. Do formularza trzeba bowiem dołączyć dwa zaświadczenia. Jedno z nich potwierdza objęcie opieką od 10. tygodnia ciąży do porodu, a drugie, że występujące u dziecka schorzenie lub upośledzenie jest nieuleczalne i musi być wydane przez odpowiedniego specjalistę. Właśnie to drugie z zaświadczeń jest najczęściej niewłaściwe i rodzice muszą je uzupełniać lub przynosić nowe.
– Jeden z dokumentów został podpisany przez kardiologa i nie mogliśmy go niestety zaakceptować. Z kolei na innym z zaświadczeń zostało wpisane konkretne schorzenie, podczas gdy do przyznania świadczenia potrzebne jest umieszczenie sformułowania wynikającego z przepisów ustawy. Inaczej nie jesteśmy w stanie ocenić, czy dana choroba spełnia zawarte w niej przesłanki – podkreśla Katarzyna Pasławska, zastępca dyrektora MOPS w Olsztynie.
Magdalena Rynkiewicz-Stępień, zastępca dyrektora Miejskiego Centrum Świadczeń w Opolu, dodaje, że z danych znajdujących się na zaświadczeniach nie wynika wprost, że lekarz ma podpisany kontrakt z NFZ, a to również jest jeden z warunków do uznania zaświadczenia za prawidłowe.
– Tych kłopotów udałoby się uniknąć, gdyby wzór tego zaświadczenia został określony przepisami. Tak jak ma to miejsce w przypadku dokumentu o objęciu opieką od 10. tygodnia ciąży do porodu – zauważa Halina Pietrzykowska.
Asystenci czekają
O ile do ośrodków wpłynęły pierwsze wnioski o 4 tys. zł świadczenia, o tyle do tej pory nie odnotowały one żadnych osób, które chciałyby skorzystać ze wsparcia asystenta rodziny. Ustawa zakłada, że ma on być koordynatorem pomocy dla kobiet w ciąży i rodzin z ciężko chorym dzieckiem, który m.in. wskaże im, z jakich różnych świadczeń i usług mogą korzystać oraz gdzie o nie występować (może to robić sam, jeśli będzie miał do tego ich upoważnienie).
– Od początku stycznia zgłosiły się do nas dwie kobiety w ciąży. Jedna z nich potrzebowała porady prawnej, a druga chciała skontaktować się z psychologiem. Obydwu przyszłym matkom udzieliliśmy pomocy, ale żadna nie chciała na razie skorzystać z pomocy asystenta – informuje Sylwia Ressel, rzecznik MOPR w Gdańsku.