Czy załatwianie się do kociej kuwety można już uznać za nienormalne? Albo niszczenie? Tak jak ona niszczyła jej bluzki i jego buty. Nożyczkami wycinała z nich kwiatki. Potem przyklejała na lustrze. Tak, żeby widzieli
Magda ma długie jasne włosy, a kiedy posiedzi trochę na słońcu – całą twarz w piegach. Ma 10 lat i właśnie jest diagnozowana. Najprawdopodobniej ma ChAD. Rodzice wolą posługiwać się skrótem. Bo ten skrót niewiele innym mówi. Brzmi tajemniczo, niemal magicznie. Jakby czynił z Magdy dziecko wyjątkowe, a nie psychicznie zaburzone.
Pewnie gdyby nie szkolna psycholog, nigdy nie poszliby z Magdą do poradni. A już na pewno nie przyszłoby im do głowy, żeby 10-latkę zostawiać w szpitalu na oddziale psychiatrycznym. Od kilku dni drżą ze strachu, że ich córka cierpi na wczesną postać ChAD, choroby afektywnej dwubiegunowej, przez lata znanej jako psychoza maniakalno-depresyjna.
Ona tylko dorasta
Brzmi strasznie, ale szacuje się, że średnio u 22 proc. dzieci i młodzieży może występować mniejsze lub większe zaburzenie psychiczne. Jeszcze straszniejsze jest to, że diagnozowanych jest zaledwie część z nich. Większość zaburzonych dzieci pozostawiana jest sama sobie. Określana jako trudne, w końcu uznana za patologiczne.
Potwierdza to były pracownik pogotowia opiekuńczego. Zamiast kwalifikować na leczenie, co bardziej problemowe nastolatki najczęściej kierowano do placówki wychowawczej. Bo przecież ich rodzice pili, a oni kradli. Ich miejsce było więc w poprawczaku, bo w patologii wyrośli i patologiczni będą do końca życia. I co z tego, że ktoś w ich rodzinie cierpiał na schizofrenię lub popełnił samobójstwo. – Jak w tle był alkohol, wszystko się nim tłumaczyło. Powiązanie alkoholizmu i złego wychowania było znacznie prostsze niż doszukiwanie się u dzieciaków choroby. Zastanawiam się, ile z nich potrzebowało leczenia, a nie siłowego wychowania – opowiada. – I jednego jestem pewien, tak samo jak kiedyś, tak i dziś doszukiwanie się u dziecka zaburzenia psychicznego uchodzi za ekstrawagancję.
Podobnie było u Magdy, która prawdopodobnie w wieku czterech lat miała pierwsze objawy ChAD. I gdyby już wtedy została odpowiednio potraktowana przez pediatrę, być może chorobę udałoby się zdusić w zarodku. Ale napady agresji, płaczu, wahania nastrojów tłumaczono rozwojem. Bo który rodzic podejrzewa u małego dziecka zaburzenie psychiczne? Magda przyszła na świat zdrowa, dostała 10 punktów w skali Apgar. Była karmiona piersią, miała najlepszą opiekę, najfajniejsze zabawki i najbardziej ekologiczne żywienie. Po biomarchewkę tata Magdy jeździł co kilka dni pod Warszawę, do zaufanego gospodarstwa. Wahania nastroju, kłopoty ze snem i drapanie się do krwi Magdy tłumaczono alergią pokarmową, astmą i zanieczyszczonym powietrzem wielkiego miasta. Fizycznie rozwijała się prawidłowo. Lekarze przez długie lata nie widzieli podstaw do doszukiwania się w niej zaburzeń, zwłaszcza że w bliskiej rodzinie nikt nie cierpiał na chorobę psychiczną. Potem podejrzewano na przemian ADHD i autyzm. Przez kilka lat serwowano jej leki na koncentrację, a kiedy rzuciła krzesłem w klasie, bo ktoś nazwał ją debilem, dyrektor szkoły zasugerował indywidualny tok nauczania i diagnostykę. Leki trochę pomagały, ale za to Magda przestała jeść. Przestała też rosnąć. W porównaniu z koleżankami w klasie jest dużo mniejsza, dużo drobniejsza.
– Prawdopodobnie przez kilka lat faszerowaliśmy ją niewłaściwymi lekami. Jej stan wręcz się pogorszył, zaburzenia się nasiliły – płacze matka dziewczynki. – Boję się, że skrzywdziliśmy ją na całe życie.
Czego oczy nie widzą
Chociaż w niemal połowie przypadków ChAD budzi się przed 19. rokiem życia, diagnozowanie dzieci wciąż jest kontrowersyjne. Dysleksja, dysgrafia, nawet ADHD – tak, ale choroba dwubiegunowa to już przesada. To bolączka psychiczna dorosłych, jak chociażby Carrie z serialowego „Homeland”, a nie kilkulatka z warszawskiego przedszkola. Tymczasem psychiatrzy znają wiele przypadków, gdy okazuje się, że dorosły chadowiec pierwsze objawy miał już w dzieciństwie. I gdyby wtedy lekarz zdiagnozował chorobę, komfort życia chorego byłby znacznie lepszy. U dziecka psychiatra jest w stanie postawić diagnozę choroby afektywnej dwubiegunowej na podstawie wywiadu i badania psychiatrycznego. Oczywiście trzeba wykluczyć choroby somatyczne, które mogą dawać podobne objawy jak ChAD. Jest to podwójnie trudne, bo ChAD często mylona jest m.in. z ADHD i na odwrót. Tym bardziej że lęki, napady agresji czy stany depresyjne występują w obu przypadkach.
Anna Zielińska, psychiatra dzieci i młodzieży, pracuje na Oddziale Klinicznym Psychiatrii Szpitala Pediatrycznego Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. I przyznaje, że coraz częściej zgłaszają się rodzice dzieci z problemami psychicznymi. – Kolejki do psychiatry dziecięcego są wielomiesięczne. Do poradni przyjeżdżają rodzice potrzebujący uspokojenia, że nic poważnego ich dziecku się nie dzieje. Zdarzają się też tacy, którzy przychodzą do psychiatry, bo szkoła im kazała. Nie zdają sobie sprawy z problemu albo upatrują go w innym miejscu i innej przyczynie, niż jest w rzeczywistości – opowiada. – Pacjenci, w tym przypadku także rodzice dziecka, przychodzą do lekarza ze swoimi oczekiwaniami. Mają swoją wizję terapii i leczenia. Niektórzy od razu mówią, że chcieliby, aby ich dziecku dać „jakiś lek”, który rozwiąże problem. Inni z kolei nie chcą leczenia farmakologicznego. To samo dotyczy hospitalizacji. Nierzadko zdarza się, że to rodzice dzieci, które nie mają wskazań do hospitalizacji, chętniej o nią zabiegają niż rodzice dzieci, które rzeczywiście jej potrzebują. Nierzadko trzeba ich do tego namawiać.
U Magdy przełomowe były kwiatki. Wycinała je z ubrań. Koszuli ojca, sukienki matki. A potem przyklejała na lustrze w przedpokoju, żeby widzieli. I porządki. Zaczynała sprzątać o drugiej w nocy. Nie kładła się spać ani rano, ani następnej nocy. Mama parzyła jej melisę i mierzyła temperaturę, a Magda tańczyła, śpiewała i układała ubrania. Mania trwała trzy dni. Potem spała godzinami. To wtedy w ich życiu po raz pierwszy pojawiło się słowo ChAD. Słowo, które w życiu każdej rodziny zmienia niemal wszystko.
W odróżnieniu od wielu innych zaburzeń, w leczeniu choroby afektywnej dwubiegunowej stosowanie leków jest konieczne. To dlatego wielu rodziców boi się diagnozy. Boi się, że zalecenie stosowania leków psychotropowych oznacza dla ich dziecka wyrok. Zdarza się, że po chwilowym polepszeniu stanu dziecka odstawiają leki. Bo jest już lepiej. Ale po odstawieniu w 90 proc. przypadkach objawy ChAD wracają. A przywrócenie równowagi psychicznej dziecka jest jeszcze trudniejsze niż poprzednio.
Smutek z płatkami na mleku
Ile można mieszać zupę łyżką? Dziesięć minut, godzinę, dwie? Karol spędzał przy stole nawet cztery godziny. Miał chwile, że nie reagował na słowa, chwytanie za rękę, przykładanie dłoni do policzka, krzyki, prośby. W końcu tata brał go na ręce, tak samo jak wtedy gdy miał pięć lat, i kładł do łóżka. Karol potrafił leżeć godzinami. Często bez snu. Bez siły. Apetytu i chęci na cokolwiek. Pediatra, neurolog, laryngolog. Podejrzewano głuchotę, białaczkę i chorobę genetyczną. Psychologa i psychiatry nie było na liście. Kiedy w końcu trafił do poradni, już podczas pierwszej wizyty padło słowo „depresja”. Rodzice najpierw się zaśmiali, potem zaczęli zaprzeczać. Depresja u dziewięciolatka?
Zbagatelizowana, odstawiona w kąt jako efekt dorastania, u kilkuletnich dzieci potrafi uderzyć w dwójnasób, prowadząc do załamania i nierzadko do prób samobójczych. Z danych Komendy Głównej Policji wynika, że nawet kilka razy w roku zabijają się dzieci między piątym a dziewiątym rokiem życia. W późniejszym wieku odsetek ten jeszcze wzrasta. Niektóre źródła podają, że objawy depresyjne stwierdza się niemal u co trzeciego nastolatka.
Problem w tym, że depresja dziecięca jest bardzo trudna do zdiagnozowania. Smutek, przygnębienie, płaczliwość. Łatwe wpadanie w złość lub rozpacz. Dziecko przestaje cieszyć się z rzeczy lub wydarzeń, które wcześniej sprawiały mu radość. – To nie zawsze jest tylko reakcja na wydawałoby się proste problemy: przeprowadzkę, utratę przyjaciół, brak akceptacji w szkole, pierwsze uczuciowe rozczarowania, odrzucenie. To, co dla dorosłych jest proste, dla dziecka i młodego człowieka jest nie do pokonania – tłumaczy psychiatra.
To są ogromne problemy na miarę ich życia. I trzeba o tym pamiętać. Tak samo jak warto pamiętać, że „typowe objawy depresji” u dzieci i młodzieży mogą występować z dodatkowymi, specyficznymi symptomami. Bóle głowy, mięśni, żołądka lub zmęczenie, brak odpowiedniego dla wieku i wzrostu przyrostu masy ciała, wybuchy gniewu, krzyku, niezrozumiałe rozdrażnienie lub płacz, obawy przed śmiercią, wygórowana nadwrażliwość na odrzucenie, trudności w kontaktach z ludźmi. Wszystko to sprawia, że rozpoznanie depresji jest wyjątkowo trudne. U ponad połowy dzieci i młodzieży z depresją występują inne zaburzenia psychiczne, najczęściej lęki, stosowanie używek czy ADHD.
Wołanie o pomoc
Koty leczą. Uspokajają, pobudzają empatię. Tak miało być u 11-letniej pacjentki poradni psychiatrycznej, której mamę znalazłam na forum internetowym. Dwa dachowce przywiezione od babci ze wsi miały łagodzić napady gniewu dziecka. Łagodzić „trud dorastania”, pomóc zaakceptować rozwód rodziców. I tak też było. Dziewczynka zaczęła spokojnie jeść, całkiem dobrze sypiać. Po miesiącu zaczęła załatwiać się do kociej kuwety i rozmazywać kocie jedzenie po meblach. Diagnozowanie trwa. Dziewczynka jest zawieszona między depresją a ChAD. Ma indywidualny tok nauczania. Matka za chorobę córki wini siebie, byłego męża i ich wieczne kłótnie. Ale czy każde dziecko, których rodzice się rozwodzą, jest narażone na depresję lub dwubiegunówkę?
– W Polsce brakuje statystyk pokazujących, jak wygląda rozpowszechnienie poszczególnych zaburzeń psychicznych w grupie dzieci i młodzieży. W różnych ośrodkach prowadzone są badania, ale dają one jedynie obraz fragmentaryczny – wyjaśnia dr Dorota Kalka, psycholog rozwojowy, kierownik Zakładu Psychologii Wspomagania Rozwoju na sopockim wydziale Uniwersytetu SWPS. – Tymczasem liczba osób przed 18. rokiem życia cierpiących na zaburzenia psychiczne, np. zaburzenia emocjonalne, zaburzenia jedzenia czy całościowe zaburzenia rozwojowe, wzrasta. Z informacji, jakie już dwa lata temu podał krajowy konsultant ds. psychiatrii dzieci i młodzieży, wynika, iż pomocy psychiatrycznej i psychologicznej potrzebuje w Polsce ok. 630 tys. dzieci i młodzieży poniżej 18. roku życia. To bardzo duża liczba. Dla porównania można podać liczbę urodzeń w Polsce w 2014 r., która wyniosła 376 tys. – podkreśla dr Kalka.
Dlaczego coraz więcej dzieci cierpi na choroby psychiczne? – Przyczyniają się do tego zarówno czynniki biologiczne (np. geny), jak i psychospołeczne (np. rodzina czy grupa rówieśnicza). Wiele zaburzeń koreluje z czasami, w jakich żyjemy. Z pokolenia na pokolenie zmienia się styl życia czy sposób nawiązywania i podtrzymywania relacji. Rodzice poświęcają pociechom coraz mniej czasu, inaczej wyglądają więzi międzypokoleniowe – wyjaśnia dr Kalka. – Dzieci coraz mniej chętnie i efektywnie nawiązują kontakty z rówieśnikami.
Niestety, wielu rodziców wciąż boi się nałożenia na dziecko psychicznej łatki. I zamiast psychoterapii, niekiedy wspartej podawaniem leków, bazuje na wiedzy z internetu, medycynie alternatywnej lub doświadczeniach innych.
– Ogólna dostępność wiedzy doprowadza często do stawiania protodiagnoz, czyli diagnoz dokonanych przez osoby, które nie są specjalistami – mówi dr Kalka. – Należy pamiętać, iż diagnoza zaburzeń psychicznych, szczególnie w przypadku dzieci i młodzieży, powinna być wieloaspektowa, wieloetapowa i wielospecjalistyczna. Rodzice bardzo różnie przyjmują diagnozę zaburzeń psychicznych. Wszystko zależy od splotu wielu czynników. Dla jednych jest to sytuacja, która oznacza dla nich koniec świata, czasem się załamują, szukając winy w sobie. Są rodzice, którzy nie zgadzają się na postawione rozpoznanie i wówczas dziecko poddawane jest kolejnym diagnozom u innych lekarzy. Inni przytomnie podchodzą do diagnozy jako do pewnego etapu pomocy dziecku i szukają jak najlepszego systemu pomocy, angażując się w ten proces. Podobnie różnie rodzice podchodzą do leczenia czy pobytu w szpitalu, na jedne formy leczenia się zgadzają, na inne nie. Czasem nie ma wyjścia i hospitalizacja jest konieczna. Są to zwłaszcza sytuacje, kiedy dziecko czy nastolatek przejawia zachowania autoagresywne lub gdy istnieje zagrożenie samobójstwem.
– Często pierwszą reakcją rodziny na informację o chorobie psychicznej dziecka jest zaprzeczenie oraz niechęć do rozpoczęcia leczenia i hospitalizacji. Rodzice mogą czuć się zagubieni, przestraszeni. W takiej sytuacji niezwykle ważną rolę odgrywa zespół leczący – lekarze psychiatrzy i psycholodzy – tłumaczy Marta Rusek, specjalista psycholog kliniczny dzieci i młodzieży z Zakładu Psychologii Klinicznej Dzieci i Młodzieży Samodzielnego Publicznego Szpitala Klinicznego. – Lekarz powinien wyjaśnić specyfikę zdiagnozowanego zaburzenia, planowane leczenie, omówić ewentualne skutki uboczne takiego leczenia, potrzebę hospitalizacji. Gdy choruje dziecko – choruje także cała rodzina, i często w procesie terapeutycznym cała rodzina też uczestniczy – zapraszana jest na terapię rodzinną, która jest doskonałym uzupełnieniem leczenia farmakologicznego.
– Musimy pamiętać, że to, czy zostanie wprowadzona farmakoterapia, zależy od tego, z jakim zaburzeniem mamy do czynienia – dodaje dr Marta Majorczyk, pedagog z Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej Uniwersytetu SWPS oraz nauczyciel akademicki w Collegium da Vinci w Poznaniu. – Moim zdaniem wprowadzanie leków powinno odbywać się z dużą ostrożnością, bo układ nerwowy dziecka nie jest w pełni dojrzały i powinno być ostatecznością, kiedy inne terapie zawiodą. Zażywanie leków wymaga ścisłej kontroli lekarskiej i monitorowania stanu zdrowia dziecka ze względu na możliwe powikłania polekowe.
W USA i Wielkiej Brytanii istnieją specjalne algorytmy dotyczące podejmowania decyzji o rodzaju leczenia i o tym, kiedy je wprowadzać. Takimi algorytmami posługuje się także wielu lekarzy w Polsce. – Trzeba pamiętać, że leki nie zastępują terapii. Nie da się powiedzieć, że łatwiej komuś dać leki niż poświęcić czas. Samymi lekami nie osiągnie się takich efektów jak przy psychoterapii. Trzeba jednak pamiętać, że jeśli np. mówimy o zaburzeniach depresyjnych u dzieci i młodzieży, to tutaj sama psychoterapia może czasem nie wystarczyć – podkreśla lek. Anna Zielińska.
Zdaniem Marty Rusek istnieje ogromna liczba mitów związanych z leczeniem psychiatrycznym. – Przede wszystkim warto pamiętać, że niektóre choroby psychiczne bezwzględnie wymagają leczenia farmakologicznego, bez nich niemożliwa byłaby jakakolwiek terapia i poprawa funkcjonowania pacjenta. Choroby psychiczne, takie jak schizofrenia, autyzm czy zespół Aspergera, nie są związane z błędami wychowawczymi czy ograniczoną ilością czasu poświęcanemu dziecku. Zatem do ich wyleczenia nie wystarczy zmiana nawyków rodzinnych czy stylu wychowawczego. Dodatkowo należy pamiętać, że leki psychotropowe nie mają na celu naćpania czy zniszczenia psychiki dziecka, mają one prowadzić do np. stabilizacji nastroju, bywa, że mają wręcz działanie ochronne dla układu nerwowego. Większość leków psychotropowych nie uzależnia, są bezpieczne, ale zawsze powinny być przyjmowane pod kontrolą lekarza. Podobnie jest z odstawieniem leków – niekiedy przedłużona farmakoterapia ma za zadanie zapobiec ewentualnym nawrotom choroby, zaś nagłe, niekontrolowane odstawienie leków może przynieść odwrotny od zamierzonego skutek. Nie lecząc u dziecka choroby psychicznej, na pewno nie spowodujemy, że zniknie ona sama z siebie.
Tymczasem wciąż się wstydzimy. Jak wynika z badań CBOS na temat zaburzeń psychicznych, wciąż jesteśmy przekonani, że jakiekolwiek zaburzenie psychiczne wymaga ukrywania przed innymi ludźmi. Zwłaszcza jeśli dotyczy to dzieci i partnerów. Zaburzenia psychiczne nie są mile widziane ani w pracy, ani w szkole.
Anna Zielińska wspomina historię jednego z małych pacjentów, którego rodzice pokazali jej szkolny zeszyt uwag. Nauczyciele wpisywali do niego zastrzeżenia co do zachowania dziecka. – Po serii negatywnych wpisów pojawił się taki: „Proszę zabrać dziecko do specjalisty... wie Pani jakiego”. Trudno powiedzieć, czy jest to śmieszne, czy przykre. Nauczycielka sama stała się źródłem tej stygmatyzacji psychiatrii, bojąc się użyć nazwy lekarza. Podobno bała się, że inne dzieci mogą zobaczyć ten wpis i będą dokuczały dziecku. Ale to właśnie nauczyciele są od tego, żeby dzieci się nie śmiały. Żeby wizyta u psychologa czy psychiatry była wizytą u lekarza jak każda inna i żeby nie był to powód do wstydu. Zdarza się, że rodzice mówią, że nie jestem psychiatrą, tylko psychologiem. Bo psycholog brzmi delikatniej. Z drugiej strony coraz więcej dzieci i nastolatków korzysta z pomocy psychologa lub psychiatry – mówi. I dodaje: – Ale to przede wszystkim od nas, dorosłych, zależy, czy to dla dziecka będzie wstyd, czy też nie. Wszystko zależy od naszej reakcji, od tego co sami mówimy na temat psychiatrii, psychiatrów i zaburzeń psychicznych. Czasem większą traumę można mieć z powodu nieuzyskania pomocy niż z uzyskania jej od psychiatry, który jest lekarzem jak każdy inny specjalista. Dlaczego nie śmiejemy się, że ktoś chodzi do dermatologa? Albo do gastroenterologa?
Dlaczego coraz więcej dzieci cierpi na choroby psychiczne? – Wiele zaburzeń koreluje z czasami, w jakich żyjemy. Z pokolenia na pokolenie zmienia się styl życia czy sposób nawiązywania i podtrzymywania relacji. Dzieci coraz mniej chętnie i efektywnie nawiązują kontakty z rówieśnikami – wyjaśnia dr Dorota Kalka, psycholog rozwojowy. Niestety, wielu rodziców boi się nałożenia na dziecko psychicznej łatki. I zamiast psychoterapii, niekiedy wspartej podawaniem leków, bazuje na wiedzy z internetu, medycynie alternatywnej lub doświadczeniach innych