Od 1 lipca 2017 roku niemal wszystkie świadczenia szpitalne mają zabezpieczyć pacjentom placówki wytypowane przez ministra zdrowia. Nawet kilkaset szpitali może przez to stracić kontrakty.
System podstawowego szpitalnego zabezpieczenia świadczeń opieki zdrowotnej / Dziennik Gazeta Prawna
Aleksandra Kurowska redaktor Dziennika Gazety Prawnej / Dziennik Gazeta Prawna
Wiceminister Piotr Gryza przygotował nową wersję projektu ustawy wprowadzającej system podstawowego szpitalnego zabezpieczenia świadczeń opieki zdrowotnej oraz rozporządzeń określających zasady włączania do niego placówek. Na zmianach zyskają przede wszystkim szpitale powiatowe.
Szpitale z sieci mają w odróżnieniu od innych dostawać roczny ryczałt na działanie, a nie za poszczególne procedury. Nie będą też musiały o te pieniądze rywalizować w konkursach. Pierwotnie projekt przewidywał, że 80 proc. pieniędzy na leczenie (na 4 lata) trafi do placówek w sieci, a 20 proc. w konkursach rozdzielane między publiczne i niepubliczne podmioty. Teraz na te ostatnie ma być 10 proc., choć w praktyce może okazać się, że jeszcze mniej. Nieoficjalnie mówi się o tym, że w sieci z blisko 1400 szpitali mających kontrakt z NFZ nie zmieści się nawet 400. Odpadną głównie spółki, np. wszystkie placówki chirurgii jednodniowej. Największe szanse, by do niej trafić, mają niepubliczne placówki onkologiczne (co czwarty szpital tej kategorii w sieci będzie niepubliczny, nie byłoby ich jak zastąpić) oraz powiatowe (wejdą spółki należące do samorządów oraz już sprywatyzowane). O tym, czy znajdą się w sieci, dowiedzą pod koniec marca, a nie kwietnia, jak przewidywał wcześniej projekt.
Zmiana z 80 proc. kontraktu dla sieci na 91 proc. wynika m.in. z tego, że planowano np. na poziomie mniejszych szpitali powiatowych włączanie ich tylko częściowo (cztery główne oddziały, pozostałe – w których rozwój inwestował szpital – już nie). Ministerstwo jednak uległo i zmieniło zdanie, zostawiając szefowi resortu furtkę do włączenia wszystkich. – To dla nas bardzo dobra wiadomość – mówi Krzysztof Żochowski, wiceprezes Ogólnopolskiego Związku Pracodawców Szpitali Powiatowych, dyrektor SP ZOZ w Garwolinie. W swoim szpitalu ma oddział ortopedyczny, który według poprzedniej wersji projektu w sieci by się nie znalazł.
Eksperci zwracają jednak uwagę, że kluczowe problemy nadal pozostają. A niektóre wręcz się uwypukliły. – Po co robić sieć, jeżeli obejmie de facto prawie wszystkie większe szpitale i zakresy – zastanawia się Małgorzata Gałązka-Sobotka z Uczelni Łazarskiego. Jej zdaniem celem zmian powinna być m.in. restrukturyzacja łóżek szpitalnych, bo teraz na jednych oddziałach stoją puste, a brak ich np. w opiece długoterminowej. Przy włączaniu do sieci nie będzie też brana pod uwagę jakość.
Kontrowersje może też wywołać zapisana w projekcie ustawy rola poradni przyszpitalnych, a także to, jakim mają być przypisane oddziałom. Poradnie mają zapewnić opiekę m.in. przed operacją i po niej. Co jednak ważne, nie będą musiały być „pod jednym dachem”. – Możliwe będzie zlokalizowanie poradni w tej samej dzielnicy albo gminie, a nie jak dotychczas w tym samym kompleksie szpitalnym – zwraca uwagę Juliusz Krzyżanowski, adwokat kancelarii WKB Wierciński, Kwieciński, Baehr. Ale podkreśla, że nadal pozostaje kryterium tworzenia funkcjonalnej całości ze szpitalem.
Projekt ustawy o zmianie ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych wprowadzający sieci ma być omawiany dziś przez zespół zajmujący się zdrowiem w ramach Rady Dialogu Społecznego. Oficjalnie konsultacje nad nim już są zakończone.
Do nowej wersji nowelizacji dołączono także projekt kolejnego rozporządzenia, które określa m.in., że nie wszystkie procedury szpitale z sieci będą rozliczać ryczałtem. W wykazie tych rozliczanych odrębnie będzie m.in. radioterapia, chemioterapia, endoprotezoplastyka oraz usunięcie zaćmy.
KOMENTARZ
Sukces pospolitego ruszenia
To, że resort zdrowia zmienił zdanie w sprawie sieci, to nie przypadek. Szpitale powiatowe zwarły w tej sprawie szyki i wiedząc, że ich uwagi niemal na pewno ministerstwo puści mimo uszu, uderzyły tam, gdzie najbardziej boli. A mianowicie zaczęły spotkania z posłami PiS ze swoich regionów i przedstawiały im potencjalne konsekwencje utworzenia sieci na zasadach, jakie wpisano w skierowanym na początku grudnia do konsultacji projekcie. Nie kryły, że chodzi nie tylko o dobro pacjentów, ale też samych posłów i senatorów, których chorzy i ich bliscy mogą poprzeć w kolejnych wyborach lub... wręcz przeciwnie. O możliwym chaosie w zdrowiu informowały też działaczy z ul. Nowogrodzkiej.
Jednak w ochronie zdrowia nie ma cudów. Kołdra jest bardzo krótka. Zapewnienie mniejszym, kilkuoddziałowym placówkom wyższego stałego budżetu na leczenie przyznawanego poza konkursem powoduje, że dla nowych szpitali oraz np. prywatnych realizujących pojedyncze procedury (np. okulistyczne, ortopedyczne) pieniędzy zostanie jeszcze mniej. A to one realizują prostsze zabiegi zwykle taniej i w lepszych warunkach dla pacjenta. Choć czasem i te bardzo skomplikowane. I – jak nieoficjalnie przyznają nawet działacze PiS – wymuszały podnoszenie standardów także w placówkach publicznych, zwłaszcza tam, gdzie procedury są nielimitowane i pieniądz idzie za pacjentem. Gdy powstawała np. prywatna porodówka i następował odpływ pacjentek, dyrektorzy publicznych szpitali byli dodatkowo zmotywowani do poprawy jakości świadczeń u siebie.