Spowodowane pandemią załamanie w branży udało się przezwyciężyć wcześniej, niż prognozowano.
Niemal wszystkie lotniska biją w ostatnim czasie rekordy, co widać wyraźnie przy porównaniu liczby podróżnych w drugim kwartale tego roku z przedpandemicznym drugim kwartałem rekordowego dla transportu lotniczego 2019 r. Na lotnisku w Rzeszowie od kwietnia do czerwca obsłużono 257 tys. podróżnych – to o 29 proc. więcej niż w tym samym okresie przed czterema laty. Przez krakowski port Balice w drugim kwartale tego roku przewinęło się prawie 2,5 mln pasażerów – o 14 proc. więcej niż w drugim kwartale 2019 r. We Wrocławiu i w Gdańsku te wzrosty wyniosły odpowiednio 10 i 9 proc. Łącznie we wszystkich portach regionalnych średni wzrost wyniósł 12 proc.
Lotniska korzystają z dużej fali popytu na przeloty tanimi liniami lotniczymi. – Drugi kwartał dla polskich lotnisk regionalnych jest satysfakcjonujący i motywujący do dalszych działań, rozwoju oferty dla naszych pasażerów – ocenia Radosław Włoszek, prezes Związku Regionalnych Portów Lotniczych i jednocześnie szef krakowskiego lotniska.
Na warszawskim Okęciu także przyrasta ruch, choć może nie w takim szybkim tempie jak gdzie indziej. W pierwszym półroczu obsłużono tam 8 mln 340 tys. podróżnych – to 97 proc. liczby pasażerów z pierwszego półrocza 2019 r. W stołecznym porcie jeszcze półtora roku temu znaczący udział stanowili podróżni lecący z Ukrainy, Rosji i Białorusi, a rejsy do tych krajów jeszcze długo mogą być zawieszone.
Jednak ostatnio także Lotnisko Chopina wraca do bicia rekordów. W czerwcu odprawiono tam 1,81 mln pasażerów, co stanowiło 102 proc. wyniku z najlepszego dotąd czerwca 2019 r. – Niewykluczone, że na koniec roku uda się pobić rezultat sprzed czterech lat, kiedy to odprawiliśmy 18,86 mln podróżnych – mówi Piotr Rudzki z biura prasowego Lotniska Chopina.
Można zatem uznać, że ruch na polskich lotniskach definitywnie wyszedł z dużego dołka, który wywołała pandemia COVID-19. Do dawnych poziomów ruchu udało się wrócić wcześniej, niż prognozowali eksperci. Jeszcze w czerwcu 2021 r. Eurocontrol, czyli europejska organizacja ds. bezpieczeństwa żeglugi powietrznej, przewidywał, że ruch lotniczy wróci do poziomów sprzed pandemii dopiero w 2025 r.
– Ruch lotniczy po pandemii odbił szybciej, niż oczekiwała większość rynku, ale zmieniła się jego struktura. Więcej jest lotów wakacyjnych i niskokosztowych, mniej biznesowych i dalekodystansowych. Dlatego wyniki Lotniska Chopina za pierwsze półrocze są wciąż nieco poniżej poziomu z 2019 r. – mówi Dominik Sipiński, ekspert lotniczy z portalu Ch-aviation.com. – Jednak spora część tego szybkiego odbicia to wciąż efekt kompensacji po pandemii. Pasażerowie nadrabiają wakacje, mają na nie wciąż sporo odłożonych środków. Trudno przewidzieć, jak ten trend będzie się dalej rozwijał, bo z jednej strony może go spowolnić inflacja i gorsza sytuacja gospodarcza, a z drugiej chroniczna niewydolność europejskiej przestrzeni powietrznej i lotnisk. Do tego regulacje będą coraz bardziej zniechęcały do krótkich lotów – zaznacza.
Rosnący ruch na lotniskach cieszy Marcina Horałę, rządowego pełnomocnika ds. Centralnego Portu Komunikacyjnego. Przewiduje, że liczba pasażerów będzie nadal przyrastać, co doprowadzi do zupełnego zapchania Lotniska Chopina. Większy popyt na latanie, zwłaszcza na dłuższych trasach, ma być zaś zaspokojony dzięki budowie CPK. Rząd wciąż planuje, że nowy port zacznie działać w 2028 r. Wtedy, po przeniesieniu ruchu z Lotniska Chopina, według prognoz IATA lotnisko w Baranowie ma obsługiwać prawie 30 mln pasażerów rocznie, czyli o niemal 10 mln więcej, niż port Okęcie obsłuży w tym roku. Zakładając, że CPK rzeczywiście zostanie oddany w 2028 r. (choć szanse na to nie są duże), to czy jest realne, że ruch z głównego portu w Polsce może tak wzrosnąć?
– Ruch hubowy (czyli przesiadkowy) w perspektywie kilku najbliższych lat, zwłaszcza w bardziej efektywnych hubach, raczej będzie rósł. Największym znakiem zapytania wobec prognoz dla CPK jest sytuacja LOT-u – ocenia Sipiński. – Nasz narodowy przewoźnik co prawda ma dobre wyniki finansowe, ale jego ruch dalekodystansowy pozostaje mocno zależny od sytuacji geopolitycznej. Jeśli sytuacja rynkowa się pogorszy, konieczność spłaty pomocy publicznej będzie dodatkowo hamowała linię. Bez lotów nad Rosją (oraz do i z Ukrainy i samej Rosji) Warszawa, a potem CPK po prostu będą mniej atrakcyjnym hubem, co naturalnie też utrudni rozwój LOT-u i obarczy wieloletnie prognozy dużym marginesem błędu – dodaje. ©℗