Sam sektor turystyczny odpowiada za ok. 7 proc. tajlandzkiego
PKB, ale jeśli uwzględnić dochody generowane pośrednio – jest to 16,5 proc. Według danych Światowej Organizacji Turystycznej (UNWTO) w 2012 r. Tajlandia zajmowała 14. miejsce na liście najchętniej odwiedzanych państw świata – przyjechało do niej 22,3 mln osób, które zostawiły 30 mld dol. Ale biorąc pod uwagę prawie 20-proc. wzrost w ubiegłym roku, w nowym raporcie UNWTO kraj może się nawet znaleźć w pierwszej dziesiątce. Co więcej, według badań firmy Mastercard Bangkok miał w zeszłym roku stać się najchętniej odwiedzanym miastem świata – wyprzedzając Londyn i Paryż.
Spośród ponad 26 mln zagranicznych turystów w 2013 r. największą grupę stanowili Chińczycy (4,7 mln) i obywatele innych państw Azji. Ale na trzecie miejsce awansowali Rosjanie (1,7 mln), a w czołówce są też Australijczycy, Brytyjczycy, Amerykanie i Niemcy. Z każdego z tych krajów co roku do Tajlandii przyjeżdża między 750 a 900 tys. osób.
Jest ona też ważnym kierunkiem wakacyjnym dla Polaków. Jak szacuje Polska Izba Turystyczna, w ubiegłym roku wakacje tam spędziło około 60 tys. naszych rodaków, o 20 tys. więcej niż w 2012 r. – Wpływ na to miało uruchomienie przez
biura podróży lotów czarterowych z Polski oraz wejście na nasz rynek z bezpośrednimi połączeniami do tego kraju linii Qatar i Emirates – komentuje Tomasz Rosset z Polskiej Izby Turystyki.
To przełożyło się na spadek ceny wyjazdów, przez co stały się one dostępne dla większej liczby Polaków. Obecnie 11-dniowa
wycieczka z biurem podróży kosztuje około 5 tys. zł, o 2–2,5 tys. mniej niż jeszcze kilka lat temu.
– Polacy lubią Tajlandię, bo na miejscu są niskie ceny. No i jest to idealny punkt, z którego można zwiedzać inne regiony Azji. Dlatego wycieczki do Bangkoku bardzo dobrze sprzedają się w pakiecie z Wietnamem czy Laosem i Kambodżą – tłumaczy Piotr Henicz, wiceprezes Itaki.
Jak szacują touroperatorzy, Tajlandia jest obecnie numerem jeden wśród krajów azjatyckich, do których wyjeżdżają Polacy, oraz plasuje się w pierwszej szóstce, jeśli chodzi o wszystkie kraje egzotyczne.
Touroperatorzy mają zatem nadzieję, że chaos polityczny nie potrwa długo i wzrost sprzedaży wycieczek do Tajlandii będzie kontynuowany również w tym roku. W związku z tym większość biur podróży nie wycofuje ich z oferty zimowej, która właśnie trafia do sprzedaży.
– Zamieszki w Tajlandii nie powinny mieć wpływu na sprzedaż. Zwłaszcza że MSZ nie zakazuje, a jedynie ostrzega turystów podróżujących do tego kraju – komentuje Krzysztof Piątek, prezes Neckermann Polska.
Tajlandię w programie zimowym pozostawia też Itaka, która rocznie wysyła tam około 5 tys. turystów z Polski. Zdaniem Piotra Henicza jest duża szansa, że do listopada, kiedy rozpoczyna się sezon zimowy, sytuacja w Tajlandii się uspokoi. – Organizujemy kilka wylotów do Tajlandii dla 30-osobowych grup w lipcu i sierpniu. Na razie nic nie wskazuje na to, by się nie odbyły z powodu braku chętnych – dodaje.
Na uspokojenie się sytuacji liczy też TUI Poland. Biuro to jest jednak wśród tych, które nie wykluczają wycofania Tajlandii z zimowego katalogu, jeśli w najbliższym czasie restrykcje nie ustaną. – Bierzemy pod uwagę taki scenariusz. Innym jest okrojenie oferty w stosunku do tej z ubiegłego roku, kiedy to z nami wyleciało do tego kraju ok. 2 tys. osób – tłumaczy Marek Andryszak, prezes zarządu TUI Poland.
Eksperci podkreślają, że wpływ lokalnej polityki obniży ceny wycieczek do Tajlandii o ok. 4–6 proc. w stosunku do ubiegłorocznych. Wpływ na poziom cen będzie miała też większa liczba bezpośrednich lotów z Polski oraz rosnąca konkurencja wśród biur. Nie tylko przybywa touroperatorów, którzy oferują wyjazdy do Tajlandii, lecz także rośnie wybór wśród ofert proponowanych przez biura działające od lat w tym segmencie rynku.
Azjatyckie tygrysiątko może mieć kłopoty gospodarcze
Turystyka nie jest jedynym sektorem, który może ucierpieć wskutek przewrotu wojskowego w Tajlandii. W równie dużym stopniu sytuacją polityczną powinny się niepokoić koncerny motoryzacyjne i producenci sprzętu elektronicznego, którzy w tym kraju wybudowali swoje fabryki.
Choć Tajlandia nie należy do grupy azjatyckich tygrysów (Hongkong, Korea, Singapur, Tajwan), które w latach 60. zaczęły wielki skok gospodarczy, to wraz z Filipinami, Indonezją i Malezją jest czasem nazywana „azjatyckimi tygrysiątkami”, bo są one na dobrej drodze do powtórzenia sukcesu tamtej czwórki. Według Międzynarodowego Funduszu Walutowego Tajlandia, której PKB w 2013 r. wyniósł 387 mld dol., zajmuje obecnie 29. miejsce na liście największych gospodarek świata (Polska ma 22. miejsce z PKB w wysokości 516 mld dol.). Niektóre długoterminowe prognozy przewidują, że w ciągu najbliższego ćwierćwiecza Tajlandia wyprzedzi Polskę, choć na jej wzroście gospodarczym negatywnie odbija się niestabilność polityczna.
Największy udział w PKB Tajlandii ma przemysł motoryzacyjny – jest ona głównym producentem samochodów w Azji Południowo-Wschodniej i dziewiątym co do wielkości na świecie. Łączna produkcja samochodów osobowych i pojazdów użytkowych wyniosła w zeszłym roku 2,5 mln sztuk, choć w zdecydowanej większości nie są to rodzime konstrukcje, lecz modele zagranicznych koncernów. O tym, jak ważnym ogniwem jest Tajlandia w łańcuchu produkcyjnym, najlepiej świadczą konsekwencje powodzi, która ją nawiedziła w drugiej połowie 2011 r. Wskutek wstrzymania produkcji w Tajlandii mocno ucierpiały japońskie firmy (przede wszystkim Toyota), co odbiło się na całej gospodarce tego kraju.
Wojsko, które 22 maja przejęło władzę w kraju, zapowiada, że gospodarka będzie jednym z priorytetów. Celem na ten rok jest wzrost PKB w wysokości 2 proc., ale może to być trudne do osiągnięcia. Wskutek protestów i chaosu w kraju, co odbijało się na produkcji, w I kw. tego roku gospodarka Tajlandii skurczyła się o 0,6 proc. w porównaniu z poprzednim i o 2,1 proc. w stosunku do analogicznego okresu ubiegłego roku. Jako że sytuacja na razie się nie uspokoiła, może się okazać, że na koniec tego półrocza Tajlandia znajdzie się w recesji. Szczególnie że kwiecień był 13. z rzędu miesiącem, w którym produkcja przemysłowa spadła, a jak przewidują władze, wartość zagranicznych inwestycji zamiast planowanego wzrostu o 3,1 proc. może spaść o 1,3 proc.
Inne państwa z regionu – Filipiny, Indonezja, Wietnam i Malezja – według prognoz zanotują w tym roku co najmniej 5-proc. wzrost gospodarczy, a wartość inwestycji zagranicznych w nich rośnie. – Zamach stanu nastąpił w trudnym momencie. Tajlandia już od pewnego czasu traciła pole jako odbiorca inwestycji zagranicznych i jeśli się to nie zmieni, będzie jej brakować motorów wzrostu – powiedział Bloombergowi Edward Teather, analityk z singapurskiego oddziału banku UBS.
2,9 proc. tyle wyniósł w 2013 r. wzrost gospodarczy Tajlandii5674 dol. taki był w zeszłym roku PKB Tajlandii w przeliczeniu na jednego mieszkańca0,7 proc. tyle wynosi stopa bezrobocia w Tajlandii